Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica - przygoda mojego życia


Gość Lilka80

Rekomendowane odpowiedzi

Zapraszam na założone przeze mnie Forum wszystkich tych, dla których nerwica nie jest jedynie uciążliwą chorobą ale pewnego rodzaju przygodą i doświadczeniem życiowym - jakkolwiek absurdalnie może to brzmieć. Zapraszam osoby, które pomimo cierpienia jakiego doświadczyli lub doświadczają w zwiazku z chorobą czują, że jest w tym wszystkim jakiś ukryty sens a dotarcie do niego prowadzi do lepszego i głębszego poznania samego siebie. Swoich zalet i wad. Swoich umiejętności i wartościowych cech. Zapraszam ludzi, którzy chcą podzielić się swoimi doświadczeniami i dać nadzieję tym, którzy jej szukają. Nadzieję na to, że nerwica nie jest tylko bezsensowną ślepą uliczką, w którą skierowane zostało nasze życie..

Odnośnik do komentarza

Ja mam tak poraz kolejny,nienawidze tych stanow,zle sie czuje,mam problemy oddychaniem i mimo ze wiem,ze to siedzi u mnie w glowie,nie potrafie sobie z tym radzic...jestem osoba,ktora aktywnie uprawia sporty walki,przezylem w zyciu ulicznym wiecej niz nie jeden prosty czlowiek,a tu staje przed wydawałoby sie moglo,prostym problemem,z ktorym jednak coraz gorzej sobie radze. nie chce zazywac hydroksyzyny codziennie i stac sie nie wolnikiem tego leku,wiec zaczalem walczyc. I jes tak,ze co jakis czas powracaja te ataki,tak to nazywam atakami,od godziny sie zastanawiam,czy wyjac z szafki te tabletki i je polknac,czy poczuje sie lepiej pewnie tak,ale czy nie sprobowac zwalczyc tego potwora w glowie,stoczyc z nim wojne,zeby sie go pozbyc,nie wiem. Moze Wy szanowni forumowicze znacie jakies patenty na to,bo ja coraz czesciej przegrywam bitwy sam ze soba ...

Odnośnik do komentarza

Witaj NOCNYMARKU :) Napisz czego juz próbowałeś i jak długo sie zmagasz. Spokojnie taki stan jesli masz stwierdzoną nerwicę nie trwa wiecznie, po jakimś czasie spowrotem odzyskujesz władzę nad sobą. Postaraj się się przez jakiś czas zajać czymś co lubisz. Pewnie juz zauważyłeś że kiedy coś Cię wciaga i zajmuje Twoją uwagę czujesz się lepiej i bardziej normalnie - dopóki oczywiście sobie nie przypomnisz żeby się znowu kontrolować. Opowiedz najpierw o swoich doświadczeniach. Mam nadzieję, że pojawi się tu wkrótce więcej osób, które mogłyby wnieść coś więcej od siebie. Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Witam. Ja choruje na nerwice od 2 lat. Z mojego doświadczenia wynika, że wraz z wychodzeniem z choroby dochodzi się coraz bardziej do wniosku, że to zaburzenie może być prawdziwym darem ;) Przez te 2 lata zrobiłem ogromny progres mimo, iż nie brałem leków i głównie prowadziłem autoterapie. A teraz zauważam, że dzięki nerwicy, może i wypadłem na jakiś czas * ze społeczeństwa*, ale miałem dzięki temu czas na zastanowienie się nad swoim życiem. Trauma potrafi zmienić nasze życie na dużo lepsze.

Odnośnik do komentarza

Witaj MALQ, cieszę się, że napisałeś. Dokładnie jest tak jak mówisz, tez uważam podobnie. Uwierzenie w to, że nerwica nei jest tylko chorobą i negatywnym doznaniem jest chyba pierwszym krokiem to przemiany. Jeśli masz ochotę to napisz cos wiecej o sobie i swoim doświadczeniu. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Witaj MALQ, cieszę się, że napisałeś. Dokładnie jest tak jak mówisz, tez uważam podobnie. Uwierzenie w to, że nerwica nei jest tylko chorobą i negatywnym doznaniem jest chyba pierwszym krokiem do przemiany. Jeśli masz ochotę to napisz cos wiecej o sobie i swoim doświadczeniu. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Witaj MALQ, cieszę się, że napisałeś. Dokładnie jest tak jak mówisz, tez uważam podobnie. Uwierzenie w to, że nerwica nei jest tylko chorobą i negatywnym doznaniem jest chyba pierwszym krokiem do przemiany. Jeśli masz ochotę to napisz cos wiecej o sobie i swoim doświadczeniu. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Witaj MALQ, cieszę się, że napisałeś. Dokładnie jest tak jak mówisz, tez uważam podobnie. Uwierzenie w to, że nerwica nei jest tylko chorobą i negatywnym doznaniem jest chyba pierwszym krokiem do przemiany. Jeśli masz ochotę to napisz cos wiecej o sobie i swoim doświadczeniu. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Nerwice spowodował u mnie związek, w którym byłem. Zrobiłem coś dla osoby, którą kochałem. Wywołało to u mnie ogromny stres i tak zaczęła się nerwica. W pół roku straciłem w życiu właściwie wszystko, a skończyło się na tym, że ta osobą mnie zdradziła i zachowała wobec mnie bardzo brutalnie. Miałem sporą deprechę. Całe szczęście poradziłem sobie z tym, a dziś już wiem, że to moja ex jest tchórzem a ja jestem niesamowicie silny wewnętrznie. Na początku choroby często pytałem się w myślach gdzie jest ta siła, którą kiedyś w sobie miałem, bardzo mnie to dołowało, aż wkącu doszedłem do wniosku, że to właśnie dzięki tej ogromnej sile każdego dnia wstaje i żyje, a życie robi się coraz piękniejsze. Dzięki nerwicy wiem, że chce pomagać ludziom podobny do mnie, przestaje wymagać od siebie takiego perfekcjonizmu. Zmieniło się moje postrzeganie świata, nerwica oddzieliła w moim życiu to co wymagali ode mnie inni od moich własnych pragnień i to jest najlepsze.

Odnośnik do komentarza

MALQ - wiesz jest coś niesamowitego w tym, że ilekroć słucham czy czytam co ludzie pisza na temat swoich doświadczeń z nerwicą (mam tu na myśli te osoby, które postanowiły potraktować tą przypadłość jako lekcję życia, by lepiej siebie poznać) mam wrażenie, że w przypadku każdej z tych osób dokonuje się bardzo charakterystyczna przemiana. cechami wspólnymi są tutaj właśnie na poczatku jakieś traumatyczne przezycie, póżniej okres zagubienia, później poszukiwania odpowiedzi, następnie pewnego rodzaju przyzwolenie na konfrontację od którego zaczyna się proces rozumienia siebie (wszyscy na tym etapie opisują podobnie jak Ty, że ostatecznie wszystko sprowadza się do uświadomeinia sobie faktu, że do nerwicy doprowadziło nas wieloletnei czasem zaprzeczanie własnym emocjom, uczuciom i potrzebom wewnętrznym. Nie wiem dlaczego nasza kultura podtrzymuje taki model wychowywania kolejnych pokoleń. Ja od dziecka byłam uczona, że moje wewnetrzne przekonania są niewłaściwe i powinnam je zastepować przekonaniami narzucanymi mi z zewnatrz. Z drugiej strony, paradoksalnie, nawet moje wewnetrzne życie religijne, kształtowane przez księży katechetów w latach 80tych, rodziców, dziadków, zostało nie tyle wypaczone co uformowane w sposób kompletnie przeinaczony.. I tak sobie czasem myślę.. żyję 30 parę lat a dopiero teraz zaczynam cokolwiek rozumieć a w szczególności rozumieć to, że powinnam przewartościować większość swoich przekonań. Największą trudność sprawia mi punkt odniesienia, którego nie umiem znależć, Pozostaje mi jedynie właśnie to wewnetrzne przekonanie, intuicja, o której przekonałam się, żę nie jest tylko złudzeniem a juz z pewnością czymś czemu należy zaprzeczać.

Odnośnik do komentarza

Też uważam, że ta przemiana jest bardzo charakterystyczna, zarówno u ludzi, którzy wygrają z nerwicą, czy depresją. Myślę, że właśnie po tych najgorszych okresach choroby, kiedy się jest na samym dnie część ludzi powie sobie *Ku=rwa mać! mam dość* i od tego momentu zaczyna się przemiana. Przestają się użalać nad sobą, a zaczynają myśleć w inny sposób, typu: *Ani jednego bezczynnego dnia dłużej. Odbiorę nagrodę za swoje cierpienie*. Czasem wystarczy naprawdę niedługo zaprzeczać swoim potrzebom, a nagromadzi się w człowieku ogromna ilość stresu i spowoduje nerwicę. U nas właśnie tak jest w kulturze, że każdy kto nie pasuje do ogólnie przyjętych norm jest bardzo atakowany przez innych. Wystarczy zwrócić uwagę na to jak bardzo nacechowane ujemnie jest w Polsce słowo SAMOLUB( a lubienie siebie jest czymś bardzo pożądanym, ale od małego powtarza się dzieciom, że nie powinny siebie lubić). No ale lepiej dostać kubeł zimnej wody na głowę późno niż wcale. Co masz na myśli mówiąc o Twoim wychowaniu religijnym? Napisz coś na temat Twojej choroby, na jakim etapie rekonwalescencji jesteś?

Odnośnik do komentarza

Malq, zgadzam się z Tobą, że kiedy sięgnie się dna wtedy zaczyna się przemiana i nie chce się nigdy więcej marnować dni na nerwicę, wspina się wtedy po mału po drabinie, żeby wyjść do góry i nie marnować więcej ani jednego dnia na *umieranie* Użalanie się nad sobą nic nie daje, zaczynanie dnia od tego jak mi źle i co mnie boli też nie pomaga, tak jak nie pomoże nikt inny jak sobie sami nie będziemy chcieli pomóc. Wsparcie jest ważne i dodaje skrzydeł bo mamy dla kogo walczyć o siebie ale walczymy przede wszystkim dla siebie. Każdy człowiek musi być trochę samolubny, trochę egoistyczny, to pomaga, wszystko w odpowiednich proporcjach, ale to również pomaga stanać twardo na nogach i uwalniać się od nerwicy, bo wtedy poznajemy swoją wartość i znamy granice które możemy przekroczyć a które mogą wyrządzać nam krzywdę.

Odnośnik do komentarza

Dokładnie, szkoda tylko, że w tej chorobie łatwo jest tylko psuć wszystko w swoim życiu, a użalanie się nad sobą i nad tym jak cie los pokrzywdził jest takie kuszące. To nie jest łatwa droga, ale zmiana jest możliwa. Do wyleczenia nie są potrzebne leki, ale wiara w wyleczenie jest niezbędna.

Odnośnik do komentarza

W tej chorobie psujemy dużo, można popsuć związek, relacje z przyjaciółmi, relacje w pracy, ale psujemy to trochę na własne życzenie, bo czyż nie jesteśmy trochę upierdliwi ze swoim narzekaniem, ze swoim zrzędzenem, ze swoim użalaniem się nad sobą, bo jesteśmy tacy biedni, wiecznie chorzy, wiecznie nieszczęśliwi, a spójrzmy wokół siebie ile jest ludzi na prawdę chorych, na prawdę nieszczęśliwych a my mamy tylko nerwicę, czy aż nerwicę a co to jest po części wytwór naszej wyobrażni, naszego nakręcania się. A co takiego jest kuszącego w tym użalaniu się nad sobą, że co? ktoś się nad nami zlituje, ktoś nas przytuli? ktoś nas wyręczy? czy użali się nad nami? A czy nie lepiej żyć pełnią życia, cieszyć się życiem, przecież jak mamy nerwicę nic nie dostrzegamy, zyjemy w swoim chorym świecie, pełnym smutku, bólu i zamknięci na świat i ludzi, a jak nerwica odchodzi widzimy wiele rzeczy które wcześniej nie dostrzegaliśmy. Leki czasami są potrzebne, bo jak się jest na dnie to czasami tracimy całkowicie nadzieję i to pogłebia nasz stan, nie można całkowicie negować leków, ale one nie sa rozwiązaniem całkowitym to praca nad samym sobą, ciężka praca pomaga nauczyć się żyć z nerwicą a z czasem uwolnić się od niej. Nie każdy wierzy, że można się tego pozbyć na zawsze, ale można się nauczyć zyć całkiem normalnie i myślę ze można się jej pozbyć, ale ważne żeby nauczyć się innego podejścia do życia, ludzi, innego patrzenia, trochę z dystansem, nauczyć się życia i żyć tu i teraz a nie rozpamiętywać, gdybać i przewidywać

Odnośnik do komentarza

Ja nie nazywam mojej choroby TYLKO nerwicą. Niektóre osoby chore na silne nerwice są niemal tak ograniczeni jak osoby z defektem fizycznym. Każdy chcę się cieszyć życiem, ale to wymaga sporo pracy. Też myślę, że po wyjściu z nerwicy zaczyna się dostrzegać małe rzeczy i cieszyć się z nich. Często widzę na forach właśnie stwierdzenia typu: * nerwicy nie można pokonać, z nią jedynie można nauczyć się żyć*, a tymczasem czytając literature napisaną przez osoby, które wyszły z tego zauważa się iż one uważają, że nauka życia z chorobą jest raczej pierwszym etapem rekonwalescencji niż ostatnim.

Odnośnik do komentarza

Witaj ALICJO - dzięki, że do nas dołączyłaś. MALQ - pytałeś dlaczego napisałam o swoim życiu religijnym. Otóż uważam, że w życiu każdego chyba człowieka nadchodzi taki czas, kiedy życie wymaga od nas zatrzymania się, zastanowienia, przeanalizowania swoich wartości, które się wyznaje. Ja byłam wychowywana w dość religijny sposób ale jednak patrząc na ten proces z perspektywy czasu to uważam, że wartości które wpajano nam wtedy (także w szkolach na katechezie) nie odzwierciedlały prawdziwego sedna o które chodzi w naszej religii. Piszę o tym ponieważ zawsze czułam, że jest to istotna częśc życia i rozwoju człowieka ale jednak gdzies podswiadomie wiedzialam, że wiedza którą otrzymuję na ten temat jest przeinaczona. Jednak byłam wtedy zbyt mała aby rozumieć, że to co czuję wewnątrz siebie jest właściwe, szczególnie że otoczenie kładło nacisk raczej na zaprzeczanie sobie i włąsnym odczuciom. Moja prawdziwa nerwicaa na przemian z depresją zaczeła się właśnie od poważnego kryzysu wiary. Chociaż od dziecka miałam skłonności do nerwic, sczególnie przez swoją dość dużą wrażliwość ale także przez fakt, że pochodzę z rodziny w której przez lata istnaił problem alkoholizmu. (Jestem DDA) Pewnego dnia, jakies 3 lata temu dotarło do mnie coś ważnego, tak jakby myśli które wtedy pojawiły się w mojej głowie nie pochodziły ode mnie. (Nie był to jednak żaden głos ale raczej pewne przekonanie, które pamiętam do tej pory i które bardzo zapadło mi w pamięć.) Oczywiście nie wiedziałam co ono oznacza dokładnie ani co powinnam z tym dalej zrobić. Jedynie z perspektywy czasu moge powiedzieć że zaczynam rozumieć jego sens. Wyglądało to mniej więcej tak: Zajmowałam się czymś w domu, nie pamiętam dokładnie o czym myślałam ale nagle w głowie pojawiła mi się taka myśl: **Odejdź na jakiś czas, zrozum i wróć wolna, ja będę na Ciebie czekał** wtedy nie wiedziałam co mam zrobić dokładnie, ale kilka dni później lawinowo zaczeły się dziać różne rzeczy bardzo dla mnei nieprzyjemne związane z moją rodziną, poźniej z moim małżenstwem, wtedy wydawało się, że wszystko wisi na włosku, pózniej byłam w szpitalu, chorowałam i teraz wiem ze zaczynala sie u mnie nerwica - wtedy sądziłam ze to mój koniec. (To był koniec - ale raczej moich wielu błędnych przekonan i wartości, które wartościami nie były) Wtedy sądziłam, że moje życie dobiega końca. wszystko waliło mi się dosłownie na głowę. Przestawałam widzieć w sobie siebie, realny świat był jakby snem itd itd...wszystko sami wiecie co było dalej. Dopiero od niedawna zaczynam wracać do swojego prawdziwego ja a raczej powoli je odnajduje. Kiedyeś przeczytałam takie zdanie mówiace, że nasze prawdziwe ja, to kim jestesmy na prawdę, nigdy nie było , nie jest i nie będzie w depresji. Ono zawsez jest zdrowe ale nei zawsez mamy z nim kontakt i w zależności od tego jak daleko jestesmy od tego prawdziwego ja odseparowani oczywiscie na wlasne życzenie (choć nieświadome) w tym gorszym stanie jesteśmy. Mój wielki przełom ostatnich tygodni to uwierzenie, że to co czuję w głębi siebie jest tym właściwym przekonaniem. Jednak jest tu pewne ale. Otóż osoby DDA dają nieświadomie dochodzić do głosu temu wewnetrznemu dziecku, które w nich jest i którego potrzeby nie zostały zaspokojone w dzieciństwie. Ja zawsze miałam dziwne przekonanie, że nie wiem do końca co jest normalne. Nigdy natomiast nie kojarzyłam tego z faktem bycia DDA. Wracając do problemu wiary, w ostatnich latach miałam problemy z wytrwaniem w miejscach publicznych w tym Kościołach. Staram się za to jednak nie obwiniać już. Zaczęłam mieć w końcu przekonanie, że jednak jestem tam mile widziana. (Tego doświadczyłam na jednej z Mszy na którą postanowiłam pójsc po długiej nieobecności w kosciele i wytrwac na niej. Usłyszalam tam na kazaniu słowa, które ksiądz wypowiadal w imieniu Boga: mianowicie - **Wszyscy, którzy przezywacie ciężkie chwile, jestescie w depresji, nerwicy - przychoźcie do mnie** Wiedziałam wtedy ze jest to skierowane do mnie, Ponadto chcialam sie wtedy wyspowiadac i oczyscic poprostu wewnetrznie ale nie bylo zadnego ksiedza w konfesjonale a ja dodatkowo cała sie trzeslam. Wtedy zrozumielam, że mialam tam wtedy byc po to zeby usłyszec, ze dobrze ze jestem i ze przyszlam a moje grzechy sa w tym momencie na drugim miejscu. Pamietam jak sie wtedy poczulam i od tamtej chwili wiem, że ta jedna Msza dala mi wiecej niz cala reszta mojego wychowania religijnego. Kiedys jako dziecko byłam straszona faktem bycia opętaną, tylko dlatego że probowalam rozumowac po swojemu i kierowac sie swoja wewnetrzna intuicją. To doswiadczenie bardzo sie zakorzenilo w mojej psychice. Dzisiaj natomiast wiem, że jedynie wolny wewnetrznie, niezastraszony człowiek jest w stanie prawdziwie wierzyc. Ja bylam wychowywana w strachu przed Bogiem i z taką wiara nigdy nie umiałam się pogodzić (to własnei bylo konkretną przyczyną domniemanego opętania) Nerwica i depresja nauczyły mnie wiele. Nigdy nie prosiłam, żeby zostac z tego uleczoną, bo wiedziałam, że to doświadczenie jest mi do czegoś potrzebne.Oby każdy miał możliwość przejścia przez to doświadczenie tak żeby odmeinić siebie wewnetrznie. Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

MALQ - Miałam na mysli to, że przemiana była mi potrzebna. Nie chodzi mi o to, że w samym cierpieniu widzę sens i cel sam w sobie. Raczej poprzez tą chorobę, która w pewnym sensie bywa cierpieniem nauczyłam się wiele o sobie i o rzeczywistości. Oczywiście, że jakby naturalnym jest fakt, że skoro wiem, że przemiana jest możliwa to chciałabym się tym podzielić z innymi. Chodzi o to, że wiele osób (także ja kiedyś) chciałoby odrzucić to nieprzyjamne doświadczenie i powrócić do tej normalności, którą zna sprzed choroby. Myslę, że nie jest to rozwiazanie, które do czegoś prowadzi. Myslę, że jedyna droga jest przezycie tego wszystkiego i odnalezienie właściwego rozwiazania, równowagi wewnetrznej, która dla kazdego może oznaczać coś innego ale wspólnym mianownikiem jest tutaj przyzwolenie na samą przemianę. Ja długo nie wiedziałam co to oznacza dokładnie i kręciłam się w kółko. Zdobywanie wiedzy na temat funkcjonowania naszej psychiki, czy to z pomocą specjalisty czy na własna rękę jest rozwiązaniem.

Odnośnik do komentarza

Dokładnie MALQ :) Czy Ty obecnie odczuwasz jeszcze jakieś lęki lub inne objawy? ja jescze tak ale coraz lepiej sobie z nimi radzę. Nigdy jeszcze nie zaszłam tak daleko ale to dzieki temu, że tym razem robię to bardziej świadomie, nie po omacku..

Odnośnik do komentarza

Jeżeli chodzi o ataki paniki to już nie pamiętam kiedy miałem ostatni, ale mam jeszcze objawy nerwicy i depresji. Zmieniło się w moim podejściu do choroby i jej objawów to, że przestałem się ich bać. W tym momencie specjalnie wywołuję w sobie lęki ( np. oglądając horrory), żebym mógł utrwalać pozytywne schematy postępowania w moim umyśle. Daje mi to dużo dobrego, ponieważ zauważam mój ogromny postęp. Jeszcze pół roku temu nawet czytanie tego forum wywoływało by u mnie ataki paniki, a teraz specjalnie wywołuje je w sobie :)

Odnośnik do komentarza

Gratuluję, w takim razie świetnie sobie radzisz. Też lubię eksperymentować. Lubię byc mile zaskakiwana przez samą siebie :) Nie zawsze jednak mam tyle samozaparcia, żeby trwac w tym co już wypracowałam. Czasem mam wrażenie, że stare nawyki są tak mocno zakorzenione w mojej psychice, że chwilowy brak uwagi i kontroli nad nimi powoduje, że zbliżam się do krawędzi. Jednak jestem świadoma tego procesu i dlatego zdaję sobie sprawę, że pewnych granic nie wolno mi przekraczać (chodzi mi np o uleganie pokusie myślenia o sobie w bardzo negatywny sposób, ktory sama sobie wymyślam). Najważniejsze są te momenty trudne, pewne sytuacje, w których moge sprawdzić to czego się nauczyłam do tej pory. Sprawdzic siebie. Kontrolowanie własnej psychiki to obecnie mój chleb powszedni, ale to tez może byc męczące dlatego trzeba miec w życiu coś czym zajmowanie się jest ulgą samą w sobie, czasem kiedy nie musimy się kontrolować. Przede mną długa droga jeszcze...

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×