Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Ablacja w Krakowie w szpitalu Jana Pawła II


gochad

Rekomendowane odpowiedzi

Witaj, zabieg przeprowadził dr Karkowski i dołaczył dr Bednarek, zabieg trwał ponad 2 godz, czułam sie strasznie wymeczona po nim ale tez szczesliwa ze wiecej czestoskurcz nie wroci, bo zabieg sie udal, prawie dwa tygodnie po zabiegu....powoli wszystko sie unormowało Pozdrawiam cie serdecznie i mam nadzieje ze tez odczujesz taka ulge po zabiegu:)

Odnośnik do komentarza

Jak widać ablacja jest do przeżycia:) Bałam sie bo to normalne że boisz się czegoś nieznanego. Strach narastał z każdym dniem który zbliżał do zabiegu:) Odnośnie bólu jaki sie odczuwa w trakcie zabiegu - jest to bardzo zależne od wielu czynników, ja jestem dość szczupła to i bardziej odczuwałam ból. Była inna dziewczyna po ablacji, czuła podobnie - strasznie ją wymęczyli na zabiegu i największym szcześciem po zabiegu było zjedzenie pełnego obiadu:)) napisz na kajaczek20@wp.pl jeśli poczujesz zdenerwowanie lub jesli chcesz poprostu sie wygadać. Pozdrawiam kaaaa

Odnośnik do komentarza
Gość franciszka

Witajcie, mam 25 lat, miesiąc temu miałam robioną ablację w szpitalu Jana Pawła II. Teraz, po miesiącu, wiadomo już że będę potrzebowała kolejnej ablacji. Moja arytmia jest wyjątkowo trudna. Ale mogę opowiedzieć Wam jak wyglądał sam zabieg i czy warto się bać :) Przyjechałam do szpitala na 7 rano. Sympatyczne i uśmiechnięte pielęgniarki zrobiły mi wszystkie badania (nie miałam ze sobą swojej grupy krwi, więc również musiały ją zbadać). Wszystkim kobietom obowiązkowo robią też test ciążowy. Zaraz po tych badania lekarz wziął mnie na ablację - byłam pierwsza w kolejce, więc nie miałam czasu na zestresowanie się ;) Lekarze operujący też byli ok. Rozmawiali ze mną, mówili co się dzieje, odpowiadali na moje nie kończące się pytania (w trakcie zabiegu!). Ich doświadczenie, pewność ale i jakiś taki luz ;) dawały poczucie bezpieczeństwa. Czułam, że wiedzą co robią. To ważne jak leży się na stole operacyjnym i przechodzi zabieg bez narkozy. Sala operacyjna jest kosmiczna, to prawda. Pełno tam dziwnej aparatury. A podczas zabiegu można patrzeć na te wszystkie monitory, widzieć swoją mapę serca, prześwietlone żyły itd ;) Sam zabieg nie należy do przyjemnych. Nie chciałabym przechodzić tego drugi raz (ale będę musiała). Dla mnie najmniej przyjemne było nakłuwanie tętnicy w udzie, żeby wprowadzić nią elektrody do serca. NIE był to ból, którego nie dałoby się znieść, ale było to nieprzyjemne. Czułam jak przez żyłę coś przechodzi. Bleh! Nie czułam natomiast jak elektrody przechodziły przez całe ciało (tętnicą) do serca. Dopiero jak już dotarły do serca i je pobudziły to wyraźnie to poczułam. Serce zostało tak silnie pobudzone jak nigdy wcześniej nie czułam. Wydaje mi się, że w naturalnych okolicznościach serce nie może bić AŻ TAK bardzo. Momentalnie zrobiło mi się słabo i poprosiłam, żeby wyłączyli to pobudzanie arytmii. Fajnie, że podczas zabiegu można się porozumiewać z lekarzami i mówić im, żeby na chwilę zatrzymali proces pobudzania lub wypalania bo ma się już dosyć ;) Poza tym jest pielęgniarka, która dożylnie podaje środki znieczulające ;) Zabieg trwał ponad 2 godziny, ale mi się nie dłużył. Ani przez moment nie pomyślałam, że chciałabym aby się już skończył - nie było na to czasu. Cały czas coś się działo i zabieg minął mi bardzo szybko. Ból był bardzo nieprzyjemny, ale do zniesienia. Zdecydowanie najgorszy z tego wszystkiego był stres (chyba nie da się tego uniknąć). Po zabiegu przez cały dzień i noc nie można się ruszać. Można podnosić ręce, ruszać głową, a nawet podnieść sobie delikatnie oparcie łóżka. Trzeba uważać na nogę. Po takim leżeniu przez cały dzień miałam problem ze snem w nocy bo bolał mnie kręgosłup. Krwiak na nodze goił się ponad 3 tygodnie. Mam nadzieję, że mój opis Was uspokoi :) Przed zabiegiem naczytałam się forum i obiecałam sobie, że jak już będzie po wszystkim to dam znać innym jak to jest z tą ablacją. Wszystko jest do przeżycia :)

Odnośnik do komentarza
Gość JPKrakow

Witam! Dwa i pół roku temu zdiagnozowano u mnie zespół WPW i w rezultacie tego rok temu (7.02.2013) przeszedłem ablację w Szpitalu JP II w Oddziale Elektrokardiografii. Zabieg wykonywał dr M.Kuniewicz dco którego dołączył dr J.Bednarek. Zabieg trwał trochę ponad 3 godziny i z uwagi na tętniaka aorty brzusznej był wykonywany poprzez żyłę obwodową. W trakcie zabiegu zaistniała konieczność przekłucia ściany przedsionka z prawej na lewą stronę. Później dowiedziałem się, że był to krytyczny moment zabiegu, który wymaga szczególnych kwalifikacji i doświadczenia lekarza. W moim przypadku mistrzowsko wykonał to Pan dr Bednarek Po dokładnym zmapowaniu obu przedsionków i wykonaniu około 30-stu aplikacji (tak zwanych wypaleń nieprawidłowych ścieżek przewodzenia) wreszcie nastąpiła ulga. Wieloletnia zmora utrudniająca życie zniknęła! Sam zabieg jest bezbolesny, a ze strony pacjenta wskazanym jest zachowanie niezbędnego spokoju i cierpliwości. Serią koniecznych dolegliwości jest kontrolne indukowanie pobudzeń serca, które ma na celu potwierdzenie lub wykluczenie skuteczności uprzedniego wypalania. W moim przypadku było powtórzyło się to 29 razy i pewnie z tego powodu zabieg ablacji trwał stosunkowo długo. Następnym etapem było leżenie bez ruchu około 8 godzin. W tym czasie następuje stopniowe uspokojenie i umiarowienie akcji serca i stabilizacja ciśnienia. Wieczorem usunięto mi kilkudziesięciocentymetrowe dreny przez nacięcie w pachwinie, którą następnie opatrzono w sposób zapewniający zasklepienie się nacięć. Porankiem następnego dnia mogłem już wstać z łóżka i udać się do łazienki, a następnie po kontrolnym badaniu ekg, rozmowa z lekarzem, wypis do ręki i do domu! W sumie spędziłem w szpitalu około 27 godzin. Po trzech miesiącach była kontrolna wizyta u dr Kuniewicza. Obecnie, zgodnie z zaleceniami, nadal zażywam niewielką dawkę betablokera i potasu. Czuję się nieporównanie lepiej niż rok temu. Przed spodziewanymi zmianami pogody pojawiają się incydentalnie z częstotliwością ok. raz w tygodni jedno-, dwusekundowe pobudzenia serca, sprawiające wrażenie chwilowego znacznego zwolnienia jego akcji, po czym ustępują bez śladu. Niewykluczone, że jest to spowodowane pewną niewydolnością serca związaną z wiekiem 69 lat. Piszę o tym wszystkim po roku od zabiegu, gdyż ten okres wydał mi się wiarygodną cezurą czasową, a oczekujących na ten zabieg serdecznie namawiam do zachowania spokoju i pozytywnego stosunku do tej formy terapii. Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×