Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica i ataki lęku w kościele


Gość lila77

Rekomendowane odpowiedzi

Witam chciałam sie poradzić osób być moe maja cos podobnego bo mnie to dobija... Kiedys chodziłam do koscioła i nic mi nie było. Pozniej stojąc na mszy miałam wrazenie ze mi serce wyskoczy i zaraz zemdleje i wychodziłam. Pozniej bałam sie stac to siadałam. Do czasu kiedy to w ławce złapał mnie okropny atak myslałam ze tam umre, nie byłam sama w stanie wyjsc, musieli mnie wyprowadzac. Od tamtej pory zawsze stałam koło drzwi. I tak to wszystko sie nasiliło ze przed pojsciem do kosciola mam straszne lęki. W kosciele teraz musze sie opierac bo mam wrazenie ze sie przewróce lub zacznie mna telepac. Ewentualnie uciekne. Nawet w ławce sie niezbyt dobrze czuje bo jestem przerazona ze zaraz spadne czy cos. Cos okropnego. To samo jest jak stoje. Miękkie nogi. Nie ma mowy bym stała na otwartej przestrzeni bo wtedy wyjde. Tak samo ogarnia mnie lęk jak np mam przejsc do komuni, nogi jak z waty, przerazenie ze nie dojde ;/A jeszcze kilka lat temu było idealnie. Najgorsze ze czeka mnie ślub a ja nie wyobrazam sobie stac na srodku koscioła i ta przestrzen grr... Lekarz stwierdził nerwice i zaburzenia lekowe ... ciekawi mnie czy ktos ma podobnie, bede wdzieczna za kady wpis.

Odnośnik do komentarza

W Kościele zawsze muszę usiąść, ale jak tylko zbierają się ludzie i przybywa ich coraz więcej i więcej, to i siedzenie w ławce nie pomaga. Robi mi się słabo, czuję okropny lęk, szukam tylko drogi ucieczki. W ubiegłym roku miałam I Komunię syna i musiałam podczas mszy siedzieć z synem na pierwszych ławkach - ledwo przeżyłam (oczywiście brałam lek- Pramolan). Ogólnie unikam miejsc zatłoczonych, gdzie jest większa liczba osób, np. w kinie zawsze rezerwuję bilety w miejscu najbliższym wyjścia. Myślę, że unikanie sytuacji i miejsc wywołujących w nas lęk jest najlepszym rozwiązaniem.

Odnośnik do komentarza
Gość tymczasowy

Witaj. mam nadzieje ze nie pisze za pozno - w sensie, ze jestes jeszcze przed swoim slubem:) mam powazne zaburzenia lękowe. do psychiatry trafiłam przed własnym ślubem, bo wiedziałam że tego nie udźwigne. dostałam leki, dzięki którym panowałam nad sytuacją. będzie Cie wspierał Twój przyszły mąż - o ile rozumie Twoj problem. dzien mojego slubu byl najszczesliwszym dniem w zyciu, lęk na początku próbował mi to zabrać, ale się nie dałam:) życzę Ci, zebys trafiłą do dobrego lekarza, który będzie miał dla ciebie czas. tam uzyskasz zrozumienie i wsparcie i uwierzysz, że można z tego wyjsc. praca nad sobą to podstawa! i jak najmniej czasu na rozmyslanie. staraj sie miec wypełniony czas w 100%. pozdrawiam i zycze wszystkiego naj! głowa do góry:)

Odnośnik do komentarza

Słuchajcie mam identycznie- kiedyś śpiewałam w kościelnym chórku( jako dziecko), chodziłam systematycznie do kościoła. Jak zaatakowała mnie nerwica to przestałam chodzić - chodze tylko na święta i uroczystości rodzinne. najgorsze mam pierwsze 15 minut- masakra- uczucie ze zaraz zemdleje- chociaż nigdy nie zemdlałam, serce bije szybko, wzrasta ciśnienie. Potem jest już ok. to samo miałam z cmentarzem- ale teraz jest już lepiej- chodzę z meżem porządkujemy groby naszych dzadków- a 2 lata temu po przekroczeniu bramy dopadał mnie taki stan, jakbym szła w miejscu, takie odrealnienie, wszystko na zwolnionych obrotach. teraz wziełam sie za siebie psychoterapia, i antydepresanty i powiem wam że mi pomogło. ostatnio na rozpoczęciu roku szkolnego siedziałam jak za starych dobrych czasów ( na apelach szkolnych też wcześniej miałam lęk i niepokoj-a jestem nauczycielką więc non stop przebywam z ludzmi) na szczęscie jak prowadziłam ja zajecia albo zebranie to nie miałam wtedy lęku- a jak musiałam słuchac innych to była masakra;)

Odnośnik do komentarza

Witam, Mam podobne objawy ale nie tylko w kosciele ale także w pracy, samochodzie, spotkaniach . Wlacze z nerwicą od jakis 3 lat, miałem robione badana echo, holder itp. Mój problem to nieustanne myślenie o zdrowiu, sercu, ciśnieniu itp. mozna powiedziec ze jest to jakis stan psychozy, tak bym to nazwał. Jak sobie z tym poradzić?

Odnośnik do komentarza

Kurczę, ja mam tak samo jak wy. Tez mnie dopada najczęściej właśnie w kościele. Ale też w innych sytuacjach. Walczę z tym od 4 lat. Jestem po psychoterapii dlugoterminowej - znacznie pomogła. Sport regularnie pomaga i to bardzo. Najwazniejsze to przestac ciagle robic badania i mierzyc np. ciśnienie. Wiem ze to trudne jak czlowiekowi wydaje sie ze za chwile umrze ale na zdrowy rozum jezeli juz kilka czy kilkadziesiat razy nie umarliscie w takiej sytuacji to w kolejnej też raczej nie. Pozdrawaim wszyskich lekowcow-nerwicowcow.

Odnośnik do komentarza

Hej wam ja mialam napady leku wszedzie i to doslownie!!!!Gdzie sie nie wybralam to sie zaczynalo!!!!Moja mama stwierdzila ze szatan mnie opetal i caly czas m to powtarzala!!!!Mialam tego dosc bo przez nia jeszcze bardziej sie pograzalam w tym glupim stanie!!!!I wiecie co musze wam powiedziec chociaz to nie jest latwe ale powiedzialam sobie ze jesli sama nie zaczne tym walczyc to tak naprawde mi nikt nie pomoze!!!!zaczelam sie relaksowac i brac 2 razy dziennie melise w tabletkac i bardziej doceniac to co mam!!!!i musze powiedziec ze dziala !!!!!!Naprawde dziala!!!!!!Staram sie unikac sytuacji gdzie moge byc wystawiona na nerwy i nie mysle o tym ze jak gdzies wejde lub gdzies bede to zaraz zacznie sie bo jak zawsze tak myslalam to naprawde sie zaczynalo!!!!Ale powiedzialam sobie dosc i nie dajmy sie tej strasznej malpie!!!!Zawsze sobie tlumacze ze jestem siliejsza od niej i nie podam sie bez walki!!!!Naprawde pozytywne myslenie pomaga i wsparcie rodziny!!!!Dacie rade i pozdrawiam was!!!!

Odnośnik do komentarza

Witam. Mam to samo i dobrze znam ten ból i lęk. Mnie w kościele raz dopadł taki lęk,kołatanie serca,słabość i bardzo się pociłam. Jakoś przeżyłam bo wstydziłam się wyjść ale było koszmarnie. Jakiś czas nie chodziłam do kościoła bo bałam się,że to się powtórzy,ale ostatnio byłam i było super. Nie wiem od czego to zależy, a cierpię od 12 lat,raz jest lepiej a raz gorzej. Jutro napiszę więcej bo już późno więc chyba trzeba iść spać. Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Witam pięknie Miałem tak samo ,moja z kolei dolegliwość miała zupełnie inną przyczynę uzależniłem sie od alkoholu i kiedy w niedzielę nie piłem bo był inny rozkład dnia organizm wyprawiał ze mna przemożne wydziwy .O mojej chorobie dowiedziałem się od innych takich samych jak ja ale juz nie pijących. Udało mi się odłączyć od flaszki,poprawił się zdecydowanie stan psychiczny,dziś po latach przebywanie wśród ludzi poczytuję sobie za zaszczyt że mogę tu być,lęki minęły bezpowrotnie. Medycyna tez mi była pomocna.Wiem że takie stany nie muszą być wywołane żadnymi środkami chodzi o alkohol czy narkotyki z cała pewnością trzeba zasięgnąć pomocy w dobrej klinice jest ich sporo w dużych miastach w tych małych nie ma ze zrozumiałych względów na własna rękę możemy sobie zaszkodzić. Życze wszystkim pogody ducha świat jest piękny. Wiem że jak się ma doła to piękny nie jest znam te stany można z tego wylezć powodzenia ..

Odnośnik do komentarza

A czy nie przyszło Wam do głowy,żeby porozmawiać z księdzem?? Lęk w kościele może mieć wiele przyczyn, a skoro chodzicie do kościoła, przyjmujecie sakramenty, to podczas spowiedzi jest właśnie najlepszy czas, by wyznać również swoje lęki , szczególnie te, które Was ogarniają w kościele. To czasem jest bardziej skuteczne, niż pomoc psychoterapeuty...

Odnośnik do komentarza

Witam Wszystkich. Ataki lęku w kościele mogą miec kilka przyczyn.Jedna z nich moze wskazywac na agorafobie ( lęk przestrzeni ), inna na tak zwaną nerwicę eklezjogenną.,ktora ma swoje podłoże w lęku przed Bogiem, ktory zostal nam wpojony jako dzieciom. Nie doradzam leczenia się na własną rękę, gdyż można się zapaść w swoje objawy , mózg moze się ich nauczyć i w nich utkwić.Doradzam podjęcie fachowej psychoterapii, ale warto dowiedziec się o kogoś kompetentnego, z tego co czytam, pomocna wielu osobom bywa terapia behawioralno-poznawcza. Skuteczne informacje jak sobie radzić z agorafobią mozna znaleźć na stronie moja-nerwica.republika.pl. Na pasku opowieści pod WYZDROWIEĆ jest tekst PODDAJ SWÓJ SKARB.W nim mozna znaleźć informacje pomocne w radzeniu sobie z lękiem i myślami natretnymi. Doswiadczanie lękow wskazuje na brak w nas odwagi życiowej, a tej można się nauczyć.Każdy lęk można oswoić,nawet ten przed śmiercią, przed ośmieszeniem się itd.Tylko trzeba zrozumiec przed czym uciekamy w lęki, w nerwice. Przed mierzeniem się z realnym , dorosłymŻyciem. A dojrzałości zyciowej można się nauczyć. Na wątku Z NERWICY SIĘ WYCHODZI, na poczatku wątku jest mnóstwo postów osob, ktore poradzily sobie z nerwica.Warto korzystać z cudzych doświadczeń. Na wątku WALKA Z NERWICĄ NATRĘCTW MYSLOWYCH znaleźć można informacje na temat radzenia sobie z myślami natretnymi.Doradzam przeglądanie wątku od ostatnich stron, gdyż tam jest najwięcej konkretnych informacji na ten temat. Oprócz udzialu w fachowej psychoterapii doradzam autoterapię, czyli szukanie na wlasną ręke rad, jak się nauczyć wiary w siebie, odwagi, asertywności , radości Zycia itd.I nie wczytywanie się w teksty, które nakręcaja objawy. Polecam Waszej uwadze informacje zawarte na wątku Nerwica - objawy - jakie? kiedy występują? które najczęściej? jak sobie dajecie z nimi radę? przez Łukasza w dniu wczorajszym, gdyż zawierają sensowne wyjaśnienie, dlaczego nerwica daje tak różnorodne objawy. A dzięki takiej wiedzy , można się uspokoic,że to TYLKO NERWICA. Przytocze pewien krótki fragment , dla zachęty do przeczytania reszty. *Punktem wyjścia jest akceptacja. *To jestem ja i cierpię z powodu zaburzenia lękowego*. Musimy całkowicie zaakceptować zaburzenie i nas samych, nie ze strachem i nie ze wstydem, lecz ze zrozumieniem. Gdy możemy w pełni zaakceptować samych siebie takimi, jakimi w danej chwili jesteśmy, możemy zacząć pracować na rzecz przyszłości bez zaburzenia lękowego. ------------------ Każdy chce wyzdrowieć, ale musimy osiągnąc punkt, w którym dość oznacza dość. Wykorzystanie siły naszej złości i frustracji może motywować nas do wykształcenia postawy *wyzdrowieję choćby nie wiem co*. Oznacza to pełną akceptację tego na co naprawde chorujemy. Wciąż będziemy odczuwać lęki, ale nie zgadzamy się, aby stanęły nam na drodze do wyzdrowienia. * Choćby nie wiem co* oznacza, że nasze wyzdrowienie jest najważniejsze. Stajemy się zdyscyplinowani w naszym podejściu do relaksacji oraz rozwijaniu umiejętności poznawczych. W miarę jak nasza siła i pewność siebie będą się rozwijać, zdanie *choćby nie wiem co* oznacza, że wyzywamy nasze myśli i strach. Wyzywamy lęk i napady. Jak one śmią nam to robić?? * -------------------- Mam nadzieję, że te informacje pomogą Wam zrozumieć, że z nerwicą można sobie poradzić.Ale sprawę wyjścia z niej trzeba wziąc w swoje ręce.Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

NIestety ja też to mam :( nie mogłam skupic sie na mszy, potem stałam z tyłu przy drzwiach, teraz wogle nie chodze, a jesli musze np. chrzest, slub to naładowana tabletkami i ciesze sie jak jest już po. Dodam i w kinie nie byłam jakies 12 lat, zle mi w takich miejscach co mnie boli i dołuje ze nie moge zyc normalnie, przez 3 lata brałam lexapro by zacząc normalnie zyc ale to chyba nie lek dla mnie bo do kina w tym czasie nie zawitałam. Teraz biore Parogen od 3 dni, lekarz powiedziała że doprowadzimy do stanu i tak dobierze mi leki ze zaczne normalnie żyć, bo wegetacja to nie życie....:( nie poddam się zbyt długo czekałam na cud moge sie truc lekami ale chce zyć ot tak poprostu jak inni.

Odnośnik do komentarza

Witam. Nie pisałam bo mam trochę gorsze dni. Żeby się nie poddać wynajduję sobie różne zajęcia. Teraz wnieśliśmy do kuchni segment bo było malowanie to mam mnóstwo mycia i układania,także wieczorem jestem padnięta i śpię jak zabita. Z reguły jestem nocnym markiem i kładę się po północy,ale wtedy budzę się ze 3 razy,dziwne to wszystko. W kościele nie byłam bo nie czułam się na siłach fizycznie i psychicznie. Ale będę musiała pojechać i zamówić mszę za rodziców w pierwszą rocznicę ich śmierci. A jak tam u Was? Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Witam Was kochani! Na reszcie trafiłam na ludzi z tym samym problemem co ja ;-( Ja również zmagam się z nerwicą lękową i panicznym strachem. Niedziela i wyjście do kościoła wiąże się ze strasznym stresem i paniką... kiedyś nie mogłam stać.. potem ciężko było nawet wysiedzieć w ławce.. pójście do komuni odpadło zaraz potem... nogi jak z waty, kołatanie serca.. gorąco, sztywnienie karku i wirowanie w głowie, uczucie ze zaraz zemdleje..... to jest po prostu straszne.. teraz stoję całą mszę przed kościołem a u komuni nie byłam już nie pamietam jak długo... ale idzie zima i wiecznie stac przed drzwiami nie mogę ;-/ Nie raz dopada mnie ten sam lęk w kolejce w sklepie, lub w większych skupiskach ludzi, czasem i na imprezach rodzinnych ale wtedy w znacznie mniejszym stopniu to odczuwam... Najgorsze jest to, że nikt mnie nie rozumie.. nie mam żadnego wsparcia ze strony rodziny... rodzice krzyczą, że nie tak mnie wychowali zebym stala podczas mszy przed kosciołem i takie tam.. nie rozumieją mnie i mojego lęku.. codziennie modlę się by cos zmienilo się w moim zyciu... Od roku staramy się z mężem o dziecko.. w lutym udało się ale niestety poroniłam... to rowniez odbilo się na moich nerwach.. kazda kolejna ciąża w rodzinie wywołuje we mnie napad nerwicy... ciągle myslę o ciąży i boje się ze rowniez te lęki i nerwica blokuja mnie i działaja na moj organizm tak ze nie mogę zajść w kolejną ciążę . ;-( jeśli chodzi o ślub kochana... miałam swoj w zeszłym roku... nie wiem jak to się stalo ale całą mszę wytrzymałam.. byłam tak podekscytowana i bylo we mnie chyba tyle pokładów emocji i adrenaliny, że po prostu nie dopadło mnie to dziadostwo... a denerwowalam się przed tem strasznie jak ja tam wystoję... mam nadzieje ze Twoj ślub upłynie lub juz upłynął tak samo dobrze ;-)))

Odnośnik do komentarza

Ja też to mam. Nie wiem kiedy dokładnie to było ale pamiętam , że chodziłam do podstawówki .Często siadałam w pierwszej ławce w kościele albo chodziłam z koleżankami na chór i też siadałyśmy w pierwszej ławce i wtedy było ok. Aż do momentu kiedy zemdlałam w kościele i mnie wynieśli i od wtedy mam te lęki........ Mam teraz 34 lata Do kościoła chodzę nadal , nie tak często jak kiedyś ale staram się.Czasami oglądam msze w internecie.Jak jestem z mężem w kościele to trzymam go pod rękę.Jak jestem sama to z tyłu podpieram ścianę .Często robi mi się gorąco i mam wrażenie , że zaraz zemdleję.....Masakra........

Odnośnik do komentarza

Witam Was. Widzę, że jest nas całkiem sporo. Mam to samo. Zaczęło się gdy miałem dwadzieścia kilka lat. Stałem sobie jak zwykle i nie przeszkadzał mi tłok i duchota. Aż tu nagle zorientowałem się, że coś za mną się dzieje. Zemdlała mała dziewczynka (może dziesięcioletnia). Wziąłem ją na ręce i wyniosłem z kościoła. Była z mamą, więc długo przy niej nie siedziałem zwłaszcza, że szybko odzyskała przytomność. Wróciłem do kościoła i stanąłem na swoim miejscu. I się zaczęło. Ciemno w oczach, serce weszło na nienotowane wcześniej obroty, nogi z waty, no zaraz padnę. Wyszedłem i przeszło. W następną niedzielę stanąłem jak zwykle *na swoim miejscu* i zaraz musiałem uciekać. Nie dało się wytrzymać. Dopadał mnie jakiś cholerny lęk. Nadeszły lata stania za drzwiami (zimą też). Jeśli odważyłem się wejść do kościoła to szukałem wolnego kawałka ściany jak najbliżej drzwi. Czasem gdy było luźniej dawało się wytrzymać, chodź nie bez nerwów. Siedzenie w ławce odpadało bo za daleko do drzwi i za blisko ludzi. Walczyłem z tym sam i bywało różnie. Czasem dało się przetrwać atak a czasem uciekałem. Też bałem się jak to będzie na moim ślubie ale było zaskakująco spokojnie - nie bałem się i nie myślałem o lęku. Dzisiaj mam 42 lata i jest w miarę fajnie, tzn. mogę stać lub siedzieć kilka metrów od ściany, czasem nawet w środku kościoła, nie ma problemu z przejściem przez cały kościół do komunii. A jeśli czasem zaczyna się coś dziać to zwracam się w myślach do Jezusa: *Jezu, chcę tu zostać, nie pozwól żeby lęk mnie od Ciebie wypędzał, proszę trzymaj mnie przy Sobie*. I to pomaga. Pewniej czuję się też stojąc razem z dziećmi. No i trzeba się wysypiać. Pozdrawiam wszystkich podobnym problemem i idę spać.

Odnośnik do komentarza
Gość ankaaaaaa

Wow... Myslalam ze tylko ja to mam. Straszna choroba... Umnie zacze lo sie w kosciele w gimnazjum jak zemdlalam. Od tego czasu kosciol to byla masakra... Co tygodniowa godzinna wojna by nie zemdlec. Aktualnie mam 20 lat i jeszcze sie pogorszylo bo ten lek przenosi sie na inne sprawy jak studia a nawet zaladowany autobus:x ciezko z tym normalnie funkcjonowac a nagorsze ze rodzina cierpi bo uwaza mbie za bezboznika :/ i tak jak dla innych swieta to czas radisci dla mnie przez ta chorobe swieta to pieklo i placz :(( ania

Odnośnik do komentarza

Witam Was do tego czasu myślałam że tylko ja tak mam.. coniedzielna walka ze samą sobą żeby tylko wytrzymać tą godzinną mszę. Gdy jest lato i ładna pogoda stoję na polu ale teraz zima i znów zaczął się problem stoję na samym tyle i podpieram drzwi najgorsze jest pierwsze 15 minut często kucam na chwile i to pomaga ale nie zawsze. Jak robiło mi się słabo to zawsze wychodziłam teraz staram się wytrzymać ale nie zawsze się udaje. Mam ciężką sytuację rodzinną często muszę się bać i to bardzo chyba to wpływa na to co się ze mną dzieję. Jeszcze jak widzę tych wszystkich ludzi którzy ciągle wyrabiają mi opinie i buntują innych przeciwko mnie to serce chce mi wyskoczyć ... Czeka mnie mój ślub nie wiem jak sobie poradzę..

Odnośnik do komentarza
Gość koniczyna

Hej Mnie też czeka ślub i zaczęłam szukać odpowiedzi dlaczego źle się czuję w kościele... u mnie zaczęło się od tego,że stałam będąc w kościele i zrobiło mi się niedobrze musiałam wyjść i od tej pory a to już kilkanaście lat bardzo się stresuje muszę stać lub siedzieć z tyłu do przodu nawet nie idę bo czuję się tak jak bym miała zemdleć, boli mnie brzuch, lub ciężko mi się oddycha i przełyka ślinę a mam wrażenie ze zaraz zwymiotuje (chyba to mnie najbardziej stresuje) i myślę jak uciec, czasami jest dobrze czasami nie nawet będąc na tyłach. Bardzo mnie to dobija tym bardziej,że w sierpniu mój ślub i co ja zrobię... Głupio mi się przyznać bliskim do tego, mama uważa ze wymyślam a mnie naprawdę z tym ciężko bo lubiłam chodzić do kościoła... :(

Odnośnik do komentarza

Ja juz po slubie, wiec moge powiedziec jak bylo. ogolnie srasznie sie tym martwilam, czy dam rade... ale musze przyznac ze bylo spoko. pierwsze 5 minut oczywiscie wkrecona faza ze zemdleje, albo zeby uciekac gdzie pieprz rosnie:) ale powiedzialam sobie *spokojnie*, pelen usmiech i przeszlo!!! bardzo dobrze te msze wspominam, nie wiem ile trwala, ale zapewne dluzej niz godzine. jestem z siebie dumna:) Maz sie bardziej stresowal, co teraz widac na zdjeciach - on zestresowany, a ja pelen usmiech :)))

Odnośnik do komentarza
Gość Piotr1111

Zawroty głowy ,uczucie niestabilnośći,derealizacja w kościele.Czasem tachykardia,ciepło, drżenie kończyn..ico ?Po3,5 roku zrobiłem sobie test na boreliozę-wynik pozytywny niestety.Wmawiano mi nerwicę ..a tu niespodzianka. Pozdrawiam, wszystkich.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×