Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Ablacja okrążająca żyły płucne w migotaniu przedsionków


Gość Tenia

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich bardzo serdecznie. Chciałabym podzielić się za pomocą forum moimi odczuciami po ablacji migotania przedsionków. Jestem 8 dób po tym zabiegu, który miałam wykonywany w Klinice Kardiologii w Katowicach-Ochojcu. Moje problemy z sercem zaczęły się bardzo dawno temu - początkowo od zwykłych ekstrasystoli pochodzenia nadkomorowego. Były bardzo niemiłe, ale podobno niegroźne. Dodatkowo stwierdzono u mnie ubytek w przegrodzie międzyprzedsionkowej, który ze względu na swoje małe wymiary nie kwalifikował się do zamknięcia. Migotanie przedsionków miałam zdiagnozowane w 2005 roku. Od tego czasu zaczęły się dla mnie coraz gorsze czasy. Serducho wykonywało zupełnie nieskoordynowane i chaotyczne ruchy doprowadzając mnie do stanu śmiertelnej paniki. Im dłużej z tym chodziłam, tym z czasem stan mój pogarszał się. Zaczęłam coraz częściej odwiedzać forum i sama zdobywać wiedzę na temat mojej choroby. i w zasadzie dzisiaj mogę stwierdzić z pełną odpowiedzialnością, że gdyby nie mój upór i determinacja, a przede wszystkim coraz bardziej pogarszający się stan zdrowia, tkwiłabym w tym do teraz, o ile wcześniej nie zeszłabym z tego świata. Ze względu na miejsce zamieszkania wybrałam Katowice - Ochojec. Wprawdzie zastanawiałam się, czy nie lepiej Zabrze, jednak stanęło na Ochojcu. Z tego co tutaj czytałam przez cały czas moich problemów z sercem, to na plan pierwszy wysuwała się Warszawa z nazwiskami, których nie muszę w tym momencie przytaczać. Przyznam, że zastanawiałam się też nad Warszawą, bo w końcu powierzam swoje zdrowie i życie w czyjeś ręce. Jednak doszłam do wniosku, że forum zdominowane jest przez osoby, które albo pochodzą z Warszawy, albo tam ten zabieg miały wykonywany. Dlaczego rzadko można było przeczytać o innych klinikach - nie wiem, chociaż nieraz zastanawiałam się że pewnie dlatego, że jeżeli komuś ablacja pomogła, to pewnie miał dość czytania o problemach z sercem i przestał odwiedzać forum. Do I Kliniki Kardiologii w Katowicach - Ochojcu zostałam przyjęta 20 marca 2012 roku. Wcześniej przez prawie półtora roku byłam pacjentka dr Andrzeja Hoffmana, który przeprowadzając u mnie 2 - tygodniowe badanie telemetryczne (coś na zasadzie 2-tygodniowego Holtera) zakwalifikował mnie do ablacji okrążającej żyły płucne. To nie jest zwykła ablacja... Jest to zabieg inwazyjny, bardziej skomplikowany i dłuższy, niż zwykła. Dzisiaj jestem po... SZCZĘŚLIWA! :-) Samego zabiegu w tym momencie nie będę opisywała, bo chyba jeszcze jestem w szoku i nie za bardzo chcę do niego wracać wspomnieniami. Napiszę tylko tyle: 4, 5 godziny w pełnej świadomości, bez żadnych tzw. *zobojętniaczy*, z czterema wkłuciami - 2 w prawą pachwinę, 1 w lewą pachwinę i 1 w żyłę pod prawym obojczykiem. I przypalanie prądem o częstotliwości radiowej (temperatura około 70 stopni)... Powiem tak: człowiek to taka bestia, która wszytko przetrzyma... Chciałam teraz napisać kilka słów o personelu kliniki. Rozpocznę od pielęgniarek, aby na sam koniec zostawić ciepłe słowa pod adresem dr Andrzeja Hoffmana. Pielęgniarki bardzo miłe, przez 24 godziny czuwające nad nami. Przez 8 dni pobytu w klinice nie zauważyłam, aby były z jakiegoś powodu poirytowne na pacjentów, czy zniechęcone. One dosłownie tańczyły przy nas na okrągło!!! Służyły swoją wiedzą, radą, opatrywały nasze rany te fizyczne i psychiczne. Pobyt w klinice niejednemu kojarzył się z wczasami (gdyby nie nasze problemy). Wszędzie panuje niesamowity porządek, wszystko lśni i pachnie świeżością. Zupełnie nie czuje się, że przebywa się w szpitalu. Pragnę teraz skierować słowa mojej wdzięczności pod adresem dr n. med. Andrzeja Hoffmana, który przeprowadzał u mnie ten zabieg. Już na samym początku, gdy zaczął mnie prowadzić w Poradni Elektrofizjologii wzbudził moje zaufanie. Z niesamowitą cierpliwością i wiedzą, przed którą czuje się respekt prowadził mnie do dnia zabiegu, podczas którego dokonał trwałej izolacji ujścia wszystkich żył płucnych. Przez cały czas trwania zabiegu byłam w pełnej świadomości. I tak moim skromnym zdaniem, to ten zabieg mógł trwać tylko 3, a nie aż 4,5 godziny!! Gdy dr zaizolował wszystkie żyły, mógł zakończyć zabieg. On jednak po około 15 minutach, po sprawdzeniu wszystkich żył na monitorach komputerów, do których byłam podłączona, przystąpił do czegoś w rodzaju *dopalania* czyli jeszcze większej izolacji żył płucnych, bo zauważył, że jeszcze przepuszczają nieprawidłowe prądy, które przechodzą do przedsionka. Mógł to zostawić... Mógł mnie już nie męczyć... Ale ON chciał mi pomóc jak tylko najlepiej potrafi... i przypalał mnie dalej... Zabieg się udał, nie było żadnych komplikacji podczas ablacji, dr dostał się wszędzie tam gdzie chciał, zaizolował to, co chciał! Wiecie co Wam napiszę?? Jeżeli macie powierzać swoje migoczące serca lekarzowi i macie problem z podjęciem decyzji któremu, to ja gorąco polecam DR N. MED. ANDRZEJA HOFFMANA, który zabieg przeprowadzał w zespole z dr Sewerynem Nowakiem - wspaniały duet! gorąco polecam I Klinikę Kardiologii w Katowicach - Ochojcu! Dr Andrzej Hoffman nie dość, że wspaniały fachowiec, to jeszcze cechuje go niesamowita skromność. Jestem szczęśliwa, że w swoim migoczącym życiu trafiłam na niego, a on darował mi po prostu NOWE ZYCIE!! To niesamowite uczucie, że serce mi bije miarowo i zatokowo. Oczywiście jestem świadoma, że to dopiero 8 doba, a ono będzie się goiło około 3 miesięcy. Zdaję sobie również sprawę, że wszystko może się zacząć od nowa... Jednak mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, a jeżeli już, to o wiele rzadziej i słabiej. Tak mi obiecał dr Hoffman, a on w tej chwili jest dla mnie największym autorytetem!! Doktorze... Ja Panu po prostu dziękuję!!! Dziękuję za nowe życie, którego dopiero muszę się nauczyć... A Wam wszystkim szczerze polecam pana doktora! Jeżeli ktoś ma do mnie jakieś pytania, to chętnie odpowiem... Póki co, jeszcze bardzo słabiutka, ale zaczynam oddychać pełną piersią i wsłuchiwać się w miarowe tik- tak... :-))

Odnośnik do komentarza

Witaj Monia! Z tego co wiem, to pan dr nie prowadzi prywatnej praktyki - wiem to bezpośrednio od niego. Przyjmuje w Poradni Elektrofizjologii w Katowicach - Ochojcu przy ul. Ziołowej 45/47 (na terenie kliniki) w każdą środę od 9:00. Najlepiej jednak zadzwonić sobie wcześniej (poniedziałek lub wtorek) do rejestracji i upewnić się, czy na pewno w danym dniu przyjmuje. Ja tam właśnie do niego chodziłam. Monia... Ja nie wierzę swojemu szczęściu :-) Pisz, gdybyś chciała ode mnie dowiedzieć się czegoś więcej.

Odnośnik do komentarza

Dzięki za informacje. Jak się zapewne domyślasz tez borykam się z migotaniem, od 3,5 roku. Czasami miga co tydzień, czasami co 2miesiące. Nie wiem od czego zależy taka częstotliwość. Przeważnie napad trwa ok.12h, ale bywa i 20h. Puls poczatkowo 120, po Biosotalu spada do około 90--70. A jak wyglądało to u Ciebie. Jak długo się z tym męczyłaś zanim zdecydowałaś się na zabieg. . Kardiolodzy z Ochojca proponują albo utrwalić, albo ablacja, albo polubić. Co lekarz to inne zdanie.

Odnośnik do komentarza

Z zaburzeniami rytmu serca borykam (łam) się bardzo długo - naście lat. Zdiagnozowane migotanie przedsionków miałam w 2005 roku. To były początki... To dziadostwo łapało mnie najpierw 1 raz w tygodniu po parę, może paręnaście minut. Z czasem pogarszało się. Ostatnie 3 lata to już był koszmar! Migałam cały czas, jak tylko próbowałam usiąść, czy położyć się. Były to ataki kilkuminutowe (5-8) z przerwa 2-3 minutową. I tak mogło to trwać np. 3 godziny. Po tych 3 godzinach miałam przerwę np. 2 godziny i od nowa! Gdy już podjęłam decyzję, że muszę coś z tym zrobić, bo przestałam funkcjonować, to był rok 2009. Do 22 marca 2012 był to dla mnie najgorszy okres życia! Łapało codziennie, niezależnie od pogody, nastroju, sytuacji... Ataki były nieobliczalne i nieprzewidywalne. Najlepiej było jeszcze w pozycji stojącej, bo wtedy serce biło miarowo. Gdy tylko próbowałam się schylić od razu zaczynała się *jazda*. Dochodziło do tego, że nie mogłam załatwić swoich potrzeb fizjologicznych, bo łapał mnie atak. Było to bardzo objawowe i ogromnie uciążliwe. Napawało mnie niesamowitym strachem i paniką!! I to było najgorsze! Dodatkowo ubytek w przegrodzie międzyprzedsionkowej, którym kazano mi się zająć w sensie zamknięcia go, bo mógł być powodem mojej arytmii (to była wersja moich lokalnych lekarzy). Jak się później okazało ubytek (niezamknięty) zadziałał na moją korzyść, bo istniało pradwopodobieństwo wykorzystania go w sposób naturalny w czasie ablacji. Ja nawet nie mogłam już prowadzić samochodu, bo gdy usiadłam za kierownicą, to po około 500 metrach zaczynałam migać. Nie mogłam Monia z tym dłużej żyć... Po prostu nie dało się! Nawiązałam kontakt z dr Węglarzem z Ochojca (w zw. z ubytkiem), który zasugerował, żeby najpierw mojemu sercu przyjrzeć się od strony arytmii, bo wada nie ma znaczenia hemodynamicznego. I on właśnie polecił mi dr Hoffmana. Dalej to już układało się samo. Dr na podstawie posiadanych przeze mnie wyników różnych badań stwierdził, że mam zbyt małą ilość dodatkowych pobudzeń (około 4000), a oni ablują od około 30000 (ale moje badania były już trochę stare). Zaproponował mi dwutygodniowe badanie telemetryczne (taki 2- tygodniowy Holter), po którym od razu zakwalifikował mnie do ablacji okrążającej żyły płucne. Czekałam ponad 14 miesięcy - trochę się to ślimaczyło z różnych powodów - nieważne. Doczekałam się i... nie migam :-) Wiesz... Chyba nie ma co czekać, żeby Ci się utrwaliło. Dzień przed wyjściem z Ochojca przyjechała na moją salę pani z utrwalonym migotaniem i wie, że nic się już z tym nie da zrobić. zazdrościła mi ablacji, bo to już niestety nie jest dla niej. Nie czekaj Monia, zajmij się tym migotaniem! Warto pocierpieć 5 godzin na stole, żeby później móc się cieszyć każdą chwilą - normalną chwilą! Przed zabiegiem zażywałam Biosotal (dalej na nim będę przez około pół roku), teraz muszę zażywać przez 3 miesiące Acenocumarol. Pomyśl z jaką bombą żyjesz! Nie chcę Cię straszyć, bo przeszłam przez część życia z tą bombą... W każdej chwili może dojść do powikłań zakrzepowo - zatorowych...

Odnośnik do komentarza

I chciałabym i boję się. Chyba byłam u zbyt wielu kardiologów, zarowno zwolennikow jak i przeciwników ablacji ( a wszyscy z Ochojca) , stąd nie jestem jeszcze zdecydowana i mam zupełny metlik za i przeciw. Poza tym nie jest u mnie jeszcze tak zle. Gorzej jak miga co tydzień, lepiej jak co 2 m-ce, wtedy zupelnie zapominam. Ale bardzo sie ciesze, że nareszcie napisała cos pozytywnego o Ochojcu chociaż jedna osoba, bo juz mi się wydawało, że tylko Anin albo nic.

Odnośnik do komentarza

Nie, nie zażywałam Acenocumarolu (ani żadnych leków przweciwzakrzepowych), bo taka była decyzja doktora - jak widać słuszna. Moje migotanie było bardzo objawowe, ogniskowe, a przede wszystkim napadowe. Migałam w zasadzie całodobowo, ale z przerwami na rytm zatokowy, w który serducho (na szczęście) potrafiło jeszcze zaskakiwać. Lek ten wprowadzono mi zaraz po zabiegu ablacji i mam przez pierwszy miesiąc kontrolować wskaźnik INR 1 raz w tygodniu i indywidualnie dobierać dawkę. Po ablacji wdrożono jeszcze kroplówkę z Heparyną i przez kilka dni zastrzyki Clexan do brzucha. Pozdrawiam Cię

Odnośnik do komentarza

Witam. Jestem dzień po ablacji ( 26.04.2012 zabieg - Szpital Kliniczny NR 7 Górnośląskie Centrum Medyczne im. prof. Leszka Gieca - 1 Oddział Kardiologii Katowice-Ochojec, ul. Ziołowa 45/47 ) Chciałbym podzielić się z Wami *wrażeniami* związanymi z przebytego zabiegu. Na start chcę napisać ,że nie ma się czego bać. Ludzie, których sprowadzano na sale po operacji troszkę straszyli (może to prawda-może koloryzowali), sam teraz wiem jak to wygląda i sam wiem jakich informacji szukałem przed operacją.Opiszę jak to wyglądało u mnie. UWAGA! W CZASIE ZABIEGU NIE MOŻEMY KICHAĆ, KASZLEĆ ANI IŚĆ DO TOALETY- nie wiem jak to wygląda z kaczką. Zaczynajmy! 6 godzin przed planowanym zabiegiem nie możemy jeść ani pić. musimy być na czczo. Prawdopodobnie większość z Was już nie będzie jadła dnia poprzedniego po 17 godzinie ( kolacja szpitalna :P ) . Polecam dzień przed Ablacją zapytać siostry którzy jesteśmy w kolejce i na która godzinę mamy się przygotować. Przed zabiegiem w któryś dzień dostaniemy A4-ki z opisem zabiegu, powikłaniami ewentualnymi oraz kartkę, na której musimy się podpisać,że wyrażamy zgodę na zabieg. Jeśli nie wyrazimy zgody - wypiszą nas. Przed zabiegiem MUSIMY wygolić pachwiny ( rysunek dokładny będzie załączony w formularzu zgody na zabieg ). Zalecam chodzić do toalety jak najczęściej - z każdą kropelką moczu itp :] gdyż zabieg trwa od 2 do 8 godzin w zależności od skomplikowania ( czyli trudności w dotarciu do miejsca przez które dostajemy arytmii, oraz samej precyzji gdyż może to być u niektórych takie miejsce-gdzie błąd może kosztować wszczepieniem rozrusznika - oczywiście nie ma co panikować ponieważ wtedy operacja trwa dłużej niż zwykle aby wszystko było ok ) Jedziemy dalej. Byłem jako pierwszy w kolejce. Godzina 8.00. Godzina 6.30 wstałem-zwykle to pielęgniarki budzą nas, gdyż przychodzą u kogoś pobrać krew :P. Wstałem sobie ładnie-poszedłem wziąć prysznic. Dogoliłem pachwiny. Kwadrans przed 8 poszedłem do toalety oddać cokolwiek i ilekolwiek się jeszcze da. 8.00 - przychodzi jakiś pan po nas by nas zawieść na sale inwazyjną czy cuś ;] oczywiście nie leżałem sobie na łóżku tylko poszedłem obok niego aby nacieszyć się jeszcze ówczesnym stanem hehe. Na 1 piętrze dochodzimy do naszego miejsca przeznaczenia :D Czekamy aż ktoś po nas przyjdzie. Byłem w sali zabiegowej nr1. Panie - od teraz nasze Aniołki - przyjdą po nas. Dadzą nam kawałek materiału i każą się nam rozebrać do naga. Rozbieramy się. Ubranie kładziemy na łóżko - spokojnie- wszystko z nami wróci na salę ( głównie pod poduszką lub materacem ). Wchodzimy na salę- Panie będą kazały nam się położyć na stole. Zdejmą z nas materiał, którym się okryliśmy - tak tak będziemy jakim nas Bóg stworzył- spokojnie dla Panów - jest tam zimno więc nie ma mowy o niekontrolowanych *odruchach* choć nie wiem jak u innych :P. Leżymy. Nasze Aniołki poprzypinają nas do aparatury - przemyją miejsca nakłuć oraz nakryją zielonym materiałem. ja się pod nim pociłem więc Aniołek mnie wycierał co jakiś czas z lęku, że coś może się ze mnie ześlizgnąć, odlepić he he. Przychodzi doktor, Drugi siedzi w pokoju z komputerami. Tak tak - Dwie osoby są potrzebne do tego zabiegu. Doktor przy nas Informuje nas o każdym działaniu, które wykona oraz o skutkach ewentualnych i tym co powinniśmy poczuć. Najpierw idzie znieczulenie. Czujemy tylko lekkie ukłucie jak przy pobieraniu krwi bądź mocniejsze uszczypniecie. Ogólnie krócej niż 1 sekunda. Po chwili wchodzi cewnik i koszulka bodajże aby powiększyć otwór. Czujemy jw ukłucie w żyłę - nie wiem jak to jest w tętnicę. Lekkie rozpierani... i tak jeszcze 2 razy. szyja i druga pachwina.Niektórzy mogą mieć wiecej nakłuć w zalezności od miejsca do którego muszą się dostać. Tu zakańczamy najbardziej bolesne etapy zabiegu :D Doktor wprowadzi przez cewniki elektrody. Najbardziej wyczuwalna będzie elektroda w szyi, Poczujemy jakby ktoś nam cieniutką rurkę przepychał w żyle. Nic to nie boli a zwymiotować też się nie da więc spokojnie. Wszystko trwa max parę sekund. W pachwinach nic nie czułem :P. Nasze Aniołki przyklejają nam większe * nalepki * na ciało, dzięki którym lekarz jak i my będziemy widzieć nasze serduszko w 3D oraz widzieli elektrody i miejsce wypalania :D PS.Na prawej ręce co 15 minut aparatura mierzy nam ciśnienie.Doktorzy będą nam pobudzać serce do szybszego bicia aby zlokalizować miejsce, które odpowiedzialne jest za występowanie arytmii. Poczujemy się tak jakby to miało miejscu w życiu. Szybsze bicie serca, osłabienie, ale spokojnie. Jeden ich guziczek i zaraz serduszko bije nam normalnie. To nic nie boli a nawet idzie się do tego przyzwyczaić i tak sobie leżeć. Samo wypalanie nic nie boli - tak było w moim przypadku. Czujemy mocniejsze bicie serca w czasie palenia.Dla mnie bomba - kwesta jak komu to się spodoba - ja mogłbym przy tym nawet sobie zasnąć :P Istnieje możliwość wystąpienia migotania przedsionków - wielu chyba wie co to za uczucie w którym czekamy na jedno silne puk aż się serduszko uspokoi. Doktorzy nie mogą wtedy prowadzić ablacji. Powiedzą nam abyśmy się uspokoili, wyciszyli - dostaniemy do venflonu podłączona kroplówkę z potasem i wapnem aby serce mogło się uspokoić gdyż niedobór tych składników powoduje takie cosik w naszym organizmie częściej. Jeśli po 20- 30 minutach miotanie nam nie ustąpi zostaniemy poinformowani o tym, iż zostaniemy podpięci po kilka elektrod. Takie naklejki na klatkę piersiową. Zostanie zawołany anestezjolog który nas uśpi na minute - dwie. Zrobi to albo przez tlen albo zastrzykiem :p nie wiemy kiedy a już się budzimy i serducho bije ok. W czasie naszego krótkiego snu doktorzy poprzez impuls elektryczny wyprowadza nasze serce do normalnego bicia. Miałem tak 3 razy. ogólnie ablacja polega na tym aby robić testy arytmiczne na naszym sercu. Palić chwilowo dane miejsce i ponownie przeprowadzać testy arytmiczne. Sukces będzie wtedy kiedy po którymś wypaleniu nie nastąpi arytmia :D. Zostajemy poinformowani,że wszystko przebiegło ok. Oświadczam,że mój zabieg nie należał do łatwych z racji trudnego dostępu oraz sąsiadującego miejsca, gdzia miało być wypalamie. Moje miejsce odpowiedzialne za arytmię było bardzo blisko pewnego punktu, którego naruszenie mogło skończyć się wstawieniem rozrusznika.Oczywiście wszystko w takich sytuacjach zabieg nie trwa 2 godzin jak przewidywano a 5 godzin lub dłużej.Doktor musi nas o tym powiadomić - takei są ich obowiązki. Zabieg jest chyba przeprowadzany z dokładnością do mikrometrów. Doktorzy przez ostatnie 20 minut każą nam leżeć spokojnie i obserwują nasze serce jak bije normalnie. Doktor wyciąga nam elektrody. zabezpieczają nam miejsca wkłuć. Odpinają od aparatury. Podstawiają nasze kochane wyrko i lekko bokiem musimy się na nie przedostać. NIE MOŻEMY ZGINAĆ NÓG PRZEZ 6 GODZIN. ABY ŻYŁY SIĘ ZAGOIŁY. PO 6+ GODZINACH KTOŚ NAM ZDEJMIE OPATRUNKI-SPRAWDZI MIEJSCA WKŁUĆ. PO 2 GODZINACH OD TEGO MOMENTU BĘDZIEMY MOGLI IŚĆ DO TOALETY( tak to basen) Przez miesiąc się oszczędzamy. Nie chodzimy dużo, nie biegamy, nie dźwigamy ciężkich rzeczy. około 2 tygodnie goją się żyły. Tętnice 3 tygodnie. ostatnia Bardzo ważna Uwaga. Po zabiegu będzie was masakrycznie bolec kręgosłup. Zależy kto ile leży. Dla mnie 4 i 5 godzina to już było lekka walka z bóle. Nawet prosiłem o uśpienie na parę minut na stole aby tego nie znosić. dodatkowo te 6+ godzin na sali bez ruchu to też niemały wyczyn. Poproście od razu na sali kiedy was odstawia do sali o leki przeciwbólowe. Dużo nie pomogą ale do czasu położenia sie na boku musimy wytrzymać. Oczywiście na własnym łóżku leżymy nago. W zależności od potrzeb możemy zostać podłączeni do aparatury na rozrzedzenie krwi po pewnym czasie. Ja miałem tylko coś ala Holter na noc co miało służyć jako monitorowanie EKG. :P Następnego dnia ( 27.04.2012) czyli dziś, w dniu w który to opisuję, czekamy na lekarza. Robimy EKG, UKG ( echo serca ). Odpinają nas ze wszystkiego i czekamy na wypis. Oczywiście przed opuszczeniem szpitala bierzemy prysznic :) Reasumując - nie ma się czego Bać. Ukłujcie się w domu parę razy igłą - to tak jakbyście przeszli największy ból operacji. Tak było w moim przypadku. Chciałbym podziękować z całego serca Panom Doktorom: Panu Andrzejowi Hoffmann*owi oraz Panu Jarosławowi Kolasa za danie mi nowego życia, którego jeszcze nie znam i którego już za miesiąc będę uczył się na nowo :) Za trud i wysiłek jaki włożyli aby z sukcesem zakończyć zabieg. Dla nich to codzienność - dla mnie pamięć o nich na zawsze. Oczywiście nie zapomniałem o Panu anestezjologu za 2 minutowe sny. Również dziękuję z pełnego serca Paniom, które biegały wokół mnie niczym Aniołki, Które na wyłapywały najcichsze nasze słowa i zaraz przybiegały pytać czy wszystko ok. Dodawały optymizmu i dzieliły się uśmiechem :) Dziękuję!

Odnośnik do komentarza

Onyx88, witaj w *klubie* :-) Cieszę się, że jesteś następną osobą, która może na tym forum napisać ciepłe słowa pod adresem dra Andrzeja Hoffmana. Twój zabieg wykonywał z dr Kolasą, a mój z dr Nowakiem. Jestem równie szczęśliwa, jak Ty i pełna uznania dla doktora. Tacy jak on powinni mieć licencję na nieśmiertelność :-) Pozdrawiam Cię i życzę miarowego i zatokowego rytmu :-)

Odnośnik do komentarza

Pierwszą albacją AVNRT miałam w 2005 roku. W tym roku to dziadostwo dało znać o sobie, a w obliczu faktu, że chciałabym zajść w ciążę i urodzić zdrowe dziecko - będę mieć kolejną ablację, żeby nie truć siebie i dziecka lekami. Napady częstoskurczu mam krótkie, jednak powtarzają się, czasami częściej, czasami rzadziej, niemniej jednak są. Dlatego jeśli jest możliwość pozbycia się tego draństwa,to skorzystam, tym bardziej, że lekarze już wiedzą gdzie tego cholerstwa szukać i mam nadzieję, że będzie to trwało krótko, ale pozbędę się tego skutecznie i będe mogła żyć normalnie, bez leków. Pozdrawiam i wszystkim życzę zdrowia, sobie,oczywiście, też :)

Odnośnik do komentarza

Monamas: jeżeli tylko lekarze widzą szanse na to, żeby Ci pomóc, to nie czekaj... Ja w tym momencie (pomimo, że 7 lat lat dojrzewałam do ablacji migotania przedsionków) poszłabym w *ciemno*. Wiem, że bałabym się jeszcze bardziej, niż przed 1 ablacją, ale ja teraz ŻYJĘ NORMALNIE!! Serducho trochę się potyka jeszcze (dodatkowe skurcze), ale to potykanie jest niczym do tego, jak migałam! Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i życzę przede wszystkim odwagi i dużi pozytywnego myślenia! Zobaczysz - lekarze naprawią Cię!

Odnośnik do komentarza
Gość Akacja po ablacji

Tak sobie czytam i czytam...Za kilka dni, w środę wybieram się na ablację. Drugą (sierpień 2010). Przed zabiegiem mam mieć wykonane echo serca przezprzełykowe. Czytałam o tym na innym forum (można przeżyć). Wiem, że idzie to przeżyć, ale duszę mam na ramieniu...No cóż taka już jestem. A tam, co będzie...Dobranoc> Jutro i pojutrze jeszcze sobie poczytam wasze posty :-)

Odnośnik do komentarza

Akacja po ablacji - nie bój się echa przezprzełykowego, miałam je 3 razy wykonywane, można przeżyć. Nieprzyjemny jest moment włożenia *rury*, a później.... Już myśl tylko, że to trwa niedługo i staraj się oddychać nosem. Trzymam za Ciebie kciuki :-) Czy 2 lata temu też miałaś ablację migotania przedsionków? Nie udała się wtedy, czy arytmia wróciła teraz? Gdzie ją miałaś wykonywaną? Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie

Odnośnik do komentarza
Gość Akacja po ablacji

Witaj Tenia! Dzięki Ci za słowa otuchy. To naprawdę dla mnie ważne.Migoczę sobie od 12 lat. Najpierw raz w roku, teraz już co dwa miesiące. Za każdym razem umiarawianie kardiowersją. Inaczej nie dało rady. Pierwsza ablacja była taka *zwykła*. Teraz ma być - nie wiem dokładnie jak to się mówi- chodzi o te żyły płucne. Pewnie wiesz co mam na myśli. Trzeba mieć dużo szczęścia, żeby jeden zabieg dał długotrwały efekt. Zwykle trzeba robić powtórki... Nie mam do nikogo pretensji. Takie już ryzyko. A miałam robione w Lublinie, na ul. Jaczewskiego.

Odnośnik do komentarza

Akacja - bądź dobrej myśli! Pewnie będziesz miała taką samą ablację jak ja - dokładnie po moim pierwszym poście opisał ją Onyx88, pewnie czytałaś. Wiesz... w moim przypadku nie dało już się żyć. Ja migałam napadowo, ale już cały czas - 24 h na dobę. Były to wstawki 4-5 minutowe, później przerwa ze 2-3 minuty i znowu... np. 7-8 minut i przerwa ze 2 minuty. I tak na okrągło, cały czas!! To był KOSZMAR! Teraz migotania nie mam, dokuczają mi tylko dodatkowe skurcze (dzisiaj np już 11 godzin od 10:05), Są wredne!! Ale są niegroźne i są niczym w stosunku do tego co miałam. Musisz być dobrej myśli. Pierwsza Twoja ablacja *załatwiła* pewnie częstoskurcz, druga załatwi migotanie! Ważne, żeby ogniska tej arytmii były w takim miejscu, do którego elektrofizjolog będzie się mógł dostać. wiesz, ja też nie wiem co będzie za miesiąc, dwa, czy za rok? Póki co, cieszę się tym, że udało się mnie trochę naprawić :-) Jak masz pytania do mnie, to pisz śmiało :-) Pozdrawiam Cię

Odnośnik do komentarza
Gość Akacja po ablacji

Tenia witaj! Czytając twoje zapiski, dopiero widzę, jak bardzo dokuczliwa jest to przypadłość. Trochę jestem spokojniejsza po przeczytaniu tych wszystkich postów i ciepłych słów od Ciebie :-). Zapewne we wtorek przed echo i w środę przed zabiegiem będę się trzęsła jak osika, ale... Pewnie, że jeszcze bym Cię trochę wypytała, ale tak na forum ogólnym... Pozdrawiam i życzę Ci codzienności w rytmie...zatokowym:-)

Odnośnik do komentarza
Gość Kasia 32 lata

Witajcie,Ja rownież jestem osobą z napadowym migotaniem przedsionkow,mialam juz jedna ablacje na tle czestoskurczy przedsionkowym,1,5 roku temu pojawilo sie migotanie-:(biore leki,napadow mialam 3 w czasie tych juz prawie 2 lat,,,byly kardiowersje,a ostatni napad (tydzien temu)ustapil sam po 10h.Prosze,napiszcie mi jak wyglada ablacja migotania przedsionkow????Czy to boli?czy jest duze ryzyko?slyszalam ze lekarze musza przejsc przez przegrode do lewego serac,,,brzmi strasznie-:(jak to wyglada w realu?Bede wdzieczna za wszystkie informacje,bo niestety ablacja caly czas mi grozi.Pozdrowienia dla wszystkich migajacych i jzu zdrowych!!-:)

Odnośnik do komentarza

Kasia, odpowiem Ci krótko: ryzyko niewykonania zabiegu ablacji jest większe niż ryzyko samego zabiegu! Lekarze muszą się przebić przez przegrodę międzyprzedsionkową, ale Ty tego momentu w ogóle nie czujesz - to już nie Twój problem :-) Czy boli? Boli.... :-( (mam wysoki próg wrażliwości na ból), ale nie przebijanie boli, tylko wypalanie (polegające na izolowaniu żył płucnych). I będę szczera - to są ponad 4 godziny takiego grillowania! Zabieg ablacji migotania przedsionków dokładnie opisał pod w tym poście Onyx88 (miał robioną ablację w tym samym ośrodku co ja i w niedługim czasie po mnie). Przed zabiegiem migałam całodobowo, napadowo... Ostatnie tygodnie to już był koszmar! Jak jest teraz? Jest pięknie!! Czuję drobne potykania się serca - dodatkowe skurcze, których czasami jest BARDZO DUŻO - ale nie migam! Te dodatkowe skurcze występują u mnie kilka razy w miesiącu i same przechodzą, gdy się położę. Gdy migałam - nic nie pomagało :-( A poza tym migotanie przedsionków jest groźną arytmią, a dodatkowe skurcze (jeżeli występują pojedynczo) są tylko nieprzyjemne. Nic się nie zastanawiaj Kasiu, tylko śmigaj na ablację - jeżeli lekarze zobaczą taką potrzebę. Gdyby u mnie się okazało (odpukać), że muszę ją powtórzyć, to idę jak w dym! :-) Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i wszystkich przed i po ablacji. Głowa do góry :-)

Odnośnik do komentarza
Gość jopeczek

Witam Was wszystkich!!! Również ostatnio wylądowałam na oddziale w Ochojcu jednak z ciężkim stanem (przewieziona kartką z innego szpitala) na zabieg ablacji ,ponieważ migałam 4 doby!!!!! Non stop na leżąco tętno 110 ja siadałam 140 a na stojąco to już był kosmos 190 /m po wcześniejszej kardiowersji która nic nie zmieniła jakimś cudem udało mi się dostać do Ochojca. Podali leki Inwabrydyne czy ktoś z was też zażywa te leki ??O dziwo uspokoiło się,ale każdy szybszy ruch to już wydaje mi się że to znowu atak!! Po podaniu leków w Ochojcu serduch zwolniło więc odsunęli mnie od ablacji na czas obserwacji.Boje się że się to powtórzy,bo atak jak się zaczął to nie mogło się to umiarowić aż 4 dni a to był dla mnie koszmar. Zakaz wstawania z łóżka, załatwianie się do basenu a dodam że mam 27 lat. Po wyjściu ze szpitala miałam już dwa razy atak (w ciągu 3dni).Dostałam dodatkowe tabletki na uspokojenie i na razie cisza.Jutro jadę do DR.Hoffmana .... zobaczymy.BOJE SIĘ!!!

Odnośnik do komentarza
Gość AndrzejO

Jopeczku, nie boj sie. W kazdym razie nie boj sie ablacji. To naprawde nic takiego. Jestem ponad 4 tygodni od ablacji na migotanie przedsionkow, z ktorej glowna czesc stanowila kriablacja ujsc zyl plucnych specjalnym balonikiem. Poniewaz nie wystarczalo to do usuniecia migitan prowadzacy dorzucil kilka klasycznych wypalen RF. Po ktoryms z nich arytmia ustapila. Czyli moj przypadek byl dosc zlozony i trudny. A mimo to, nic mnie nie bolalo z wyjatkiem pierwszego uklucia w pachwine i kilkakrotnych silnych bolow glowy. Nawet wielogodzinne lezenie po przeszlo gladko. Mniej przyjemne bylo przezprzelykowe echo robione przed zabiegiem. Ale do wytrzymania. Oczywiscie, kazda ablacja jest inna, ludzie roznie reaguja, ale wiekszosc nie skarzy sie na bol. Wiecej tu elementu strachu i psychozy niz prawdziwych boli.

Odnośnik do komentarza

Jopeczek! Gdy to piszę, to Ty już pewnie jesteś po ablacji - mam przynajmniej taką nadzieję :-) Wierzę, że wszystko poszło po Twojej myśli, a przede wszystkim po myśli dra Hoffmanna! Klinika w Ochojcu to placówka na bardzo wysokim poziomie. Uwierz - nie mogłaś lepiej trafić! Daj znać co u Ciebie. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Dla wszystkich nie mogących zdecydowac się na ablację powiem krótko: WARTO. Ablację miałem 26.01.2013 roku w szpitalu na Banacha w Wawie. Ablujący mnie dr. Koźluk i dr. Balsam super ludzie. Ablacja trwała u mnie 2h 20 min. Boleć, bolało bo troche musi boleć. Od stycznia żadnego incydentu z migotaniem, jedynie jakies tam dodatkowe skurcze czasem ale to za przeproszeniem *pierdnięcie* w porównaniu do migotania. Przed ablacją mialem 1,5 roku spokoju, żadnego migotania, tak na mnie działał Sotahexal. Pomimo tego i tak zdecydowalem się na ablację bo życie z tym cholerstwem to jak siedzenie na bombie, psychicznie wykańcza. Wiem że jakbym nie sprobowal to bym sobie tego do końca życia nie darowal.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×