Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Ablacja - kompendium wiedzy


Gość arrrtur

Rekomendowane odpowiedzi

witam wszystkich...mam WPW i także czekam na ablacje, mam mieć na początku września. zabieg będzie przeprowadzał dr. Koźluk. na pytanie czy po zabiegu będę mógł biegać, uprawaić jakiś sport. itp odpowiedział że jeśli się powiedzie to po jakims okresie czasu będę taki jak normalny zdrowy człowiek...oby tak było:)) mam pytanie: jak jest z leżeniem po zabiegu? czy naprawdę jest takie uciążliwe? pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
czesc wszystkim,mialam ablacje ponad rok temu,zakonczona powodzeniem.(przed ablacja mialam omdlenia i czestoskurcze)dzisiaj czuje sie dobrze,ale troche martwie sie tym ze mam jeszce mala wade tzn. owalny otwór w sercu.lekarz mowil ze z tym mozna zyc,czy ktos z Was ma moze podobna wade i czy wiecie cos o tym wiecej,nie wiem czy powinnam poddac sie zbiegowi zamkniecia tego otworu.
Odnośnik do komentarza
czesc wszystkim,ponad rok temu mialam ablacje zakonczona powodzeniem(przed ablaca omdlenia),dodatkowo mam jeszce w sercu drożny owalny otwór,slyszalam ze ok 20%poulacji normalnie z tym zyje,lekarz mowi ze nie ma sie czym martwic,czy z Was cos takiego ma .prosze o jakiekolwiek informacje na ten temat,czy trzeba to operowac.
Odnośnik do komentarza
Cierpie na WPW i za jakieś dwa tygodnie mam mieć ablacje. Czy ktoś się może wypowiedzieć na temat szpitala Sterlinga w Łodzi oraz dr Ruty. Ten lekarz i ta placówka jeszcze się nie pojawiła w Waszych wypowiedziach, a chciałbym coś się dowiedzieć. Będę wdzięczny za odpowiedzi. PZDR trawers
Odnośnik do komentarza
Po udanym zabiegu wracasz w 100 % do zdrowia więc mozesz biegać ile tylko chcesz ale oczywiście po ablacji nalezy sie oszczedzac.Ja co prawda miałem nie udana ablacje ale jakoś mi sama znikneła ... cud ? A jesli chodzi o leżenie to jest to do wytrzymania chcociaz bardzo uciażliwe Pozdrawiam i zycze zdrowia
Odnośnik do komentarza
Patrycja i Marian dzięki za odpowiedzi. Jak się okazało wszystko się poknociło (siła wyższa) i termin jest przesunięty ale jeszcze dokładnie nie określony. Przenosić się nie mam zamiaru do innego ośrodka, zostane w Łodzi. Chciałem się tylko dowiedzieć czy ktoś coś może powiedzieć o szpitalu Sterlinga i doktorze Ruta. Jak również zostałem już uświadomiany o powrocie do normalnego życia. Jeszcze raz dzięki za odpowiedzi i pozdro.
Odnośnik do komentarza
Witam wszystkich.miałam dwa zabiegi ablacji ostatni pół roku temu.Ostatnio zaczełam odczuwać dziwne potykania serca przy, których robi mi sie strasznie słabo.Zaczełam także odczuwac kołotania serca.zgłaszałam sie z tym kilka razy na pogoptowie i do szpitala ale za kazdym razem jak mi robili ekg to w tym czasie przestawałam odczuwac kołotanie.Lekarze diagnozuja to jako przyspieszony rytm zatokowy tak do 150 uderzen na minute i to spowodowany stresem.Ale mi sie robi cos takiego nawet jak leze w łożku i sie niczym nie stresuje.W wyniku holtera wyszło ze mam pojedyncze dodatkowe uderzenia. Ale te odczucia kołotania przypominaja mi lekko czestoskurcze ktore miałam wczesniej tylko w lekkiej formie.Czy to moze byc czestoskurcz??Najgorsze w tym jest to ze robi mi sie strasznie słabo i jak by mi miała głowa peknac(nie wiem jak to innaczej nazwac.Objawy te zaczeły mi sie robić po pierwszej ablacji i były silne po drugiej troche ustapiły.Czy ktos miał cos podobnego???Pozdrawiam wszystkich
Odnośnik do komentarza
Pati, witaj w domu. Duzo osob to ma po ablacji. Nazywa sie to przedwczesne skurcze, skurcze dodatkowe, extrasystole itd. Przesledz watki na tym forum. Jest tego duzo. To co moge radzic, to: starac sie o tym nie myslec (wystepuje wyrazna zaleznosc:mysisz o nich - masz je, nie myslisz - masz ich mniej). Jedz duzo potasu (zrob sobie badania na potas, osoby ze sklonnosciami do arytmii musza miec potas w jego gornych granicach. Jesli jedzenie potasu by nie pomoglo rozwaz ze swoim kardiologiem np. spironol, ktory zatrzymuje uciekajacy potas. Dziwna sprawa jest, ze tych skurczow jest duzo po zabiegu a przed nim ich nie bylo, badz prawie nie bylo. Amerykanie tlumacza to gojeniem sie rany w sercu po zabiegu. Polacy - najczesciej nic nie tlumacza. Przypuszczam, ze jest to celowe dzialanie. Lekarze mysla, ze dzieki bagatelizowaniu sprawy pacjent tez je zbagatelizuje a wiec bedzie ich mial mniej. Ne zawsze to dziala... Tak czy siak podobno maja racje i nie sa one grozne. Grozna moze byc ich dluga seria, ale zazwyczaj po ablacji wystepuje duzo pojedynczych skurczow, ktore pacjenci odczuwaja jakby chcial zastartowac czestoskurcz.Dlatego jeszcze bardziej sie niepokoja i liczba skurczow wzrasta. Jesli czujesz nieco wczesniejsze uderzenie, po ktorym jest nieco dluzsza przerwa niz zwykle a nastepnie mocne walniecie i dalej spokojny rytm, to znaczy ze to te skurcze.
Odnośnik do komentarza
11 dni temu miałam zrobioną ablacje, niestety tylko czesciową - nie udalo sie calkowicie zablokować przewodzenia w dodatkowej drodze. W wypisie mam napisane zespol wpw na podlozu szerokiej drogi prawostronnej gornej.Zabieg byl wykonywany w Szczecinie przed Dr A. Stanke i A Baraniaka. Do zabiegu bylam nastawiona nardzo pozytywnie, a teraz jestem klebkiem nerwow. Juz na drugi dzien po zabiegu mialam czestoskurcz nadkomorowy. Dlatego zatrzymano mnie na kilka dni na obserwacji, W przed dzien wypisu zalecili rytmonorm. Zaznacze jeszcze, że nigdy nie bralam zadnych lekow. Po wyjsciu zauwazylam, że moje serce mocno przyspiesza przy nawet niewielkim wysilku - wejscie po schodach. Poza tym mam dziwne zawroty glowy, szczegolnie jak stoje albo chodze. Ogólnie gorzej się czuje niż przed zabiegiem. Nie wiem czy to skutek uboczny ablacji czy leku. Do tego podczas zabiegu Dr Stanke wysunal podejrzenie anomaili ebsteina. Potem 2 razy mi zrobiono echo serca przez ta sama osobe i niby wyszlo ze tego nie mam. UKG mam miec ponownie zrobione w przyszlym miesiacu przez kogos najbardziej doswiadczonego, zeby to sprawdzic jeszcze raz. Wypis także informuje, że mam miec powrorzona ablacje, gdyz wystepuja u mnie wszystkie postacie zaburzen rytmu dwubiegunowago i jednobiegunowego. Ale przez te dziwne objawy( zawroty glowy, przyspieszenia serca) panicznie boje sie kolejnej ablacji, tym bardziej ze Dr powiedzial, ze nie jest pewny czy ona sie uda :| Czy ktos mial podobne objawy jak ja? Zastanawiam sie tez czy na kolejna ablacje nie isc to opisywanej przez arrtura kliniki.
Odnośnik do komentarza
Witam ja po pierwszej ablacji tez mialam przyspieszony rytm nawet jak sie zaczelam smiac.a co dopiero wchodzic po schodach.mialam tez silne zawroty głowy i kilka razy zemndlama.jak bylam u lekarza to powiedzial mi tyle ze wszystkie parametry z punktu widzenia medycznego byly ok. ale mi sie to czesto powtarzalo .po drugim zabiegu doszlo wszystko do normy(mozna tak powiedziec jak czytalas pewnie na forum to mam jeszce pojedyncze skurcze i dziwne kolotania, lekarze uwazaja ze to podłoze psychiczne) Zabieg mialam tez wykonywany brzez doktore stanke.Decyzja o drugim zabiegu nalezy do ciebie. u mnie pierwszy atak po pierwszym zabiegu byl po 2 tygodniach. i tez sie zastanawialam czy warto isc na drugi zabieg bo w sumie po pierwszym mialo byc lepiej ale bylo gorzej.pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Jaki byl u Was odstęp między 1 a 2 zabiegiem? Pati czy u Ciebie dr od razu po zabiegu powiedzial, że nie udalo sie usunac dodatkowej drogi, czy wyszlo to dopiero po tych 2 tyg? Mi od razu powiedzieli, że niestety tylko częściowo usunęli, że u większości pacjentów z takim EKG zabieg trwa 1-1,5 h, a moj trwal 5,5. Mam jakies nietypowe sygnaly lokalnej aktywacji na calym (przednim) biegunie pierścienia zastawki trójdzielnej. Jak mialam robione potem UKG to mi pani powiedziała, że doktor mówił, że mu się nie tak elektrody ustawialy i następnym razem użyją innych, ale ja już nie wiem co mam robić. Będę wdzięczna za wszelkie rady. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
U mnie doktor powiedział ze po zabiegu jest juz wzystko ok i ze wiecej nie bedzie tych dodatkowych czestoskurczy ale barzdo szybko po wrocily. Chociaz jeste ju poł roku po drugim zabiegu to nadal odczuwam bóle w klatce piersiowej czasami sa to pojedyncze ukłucia a czasmi ból trwa pare minut. lekarz mi powiedział ze ten bol jest normalny tak do miesiaca po zabiegu bo wszytsko sie podobno goi. Ja po pierwszym zabiegu przysiegalam sobie ze na drugi sie nie zgodze.ale czestoskucze dokuczały mi czesciej i były silniejsze niz przed pierwszym zabiegiem i postanowiłam ze jak mam zyc z nimi to wole chyba wogole i warto sprobowac.
Odnośnik do komentarza
W moim przypadku było tak , że zaraz po zabiegu lekarze mówili , że zabieg się udał natomiast na drugi dzien obudziłem się z czesotksurczami i lekarze powiedzieli, że zabieg sie jednak nie udał.Po ablacji mi serce szalało i miałem b.dużo czestoskurczów ale powoli wracałem do zdrowia.Dzis mija 8 miesięcy od zabiegu a ja czuje sie rewalcyjnie żadnych czestoskurczów od czasu do czasu jakies pojedyncze pobudzenia.Kiedy pierwszy zabieg sie nie udał miałem mieć powtarzany po minimum 2 tygodniach ale na szczescie nie było to konieczne ... Życze wszystkim chorym zdrowia pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Witam jeszcze raz :) Ablacje miałem dwa dni temu i dzisiaj to mój pierwszy wieczór w domu. Wygląda na to, że wszystko się powiodło. Lekarze twierdzą, że EKG mam jak zdrowy człowiek. Może kilka słów o tym jak wyglądał sam zabieg. Zostałem zaproszony do sali zabiegowej, gdzie podłączano mnie do aparatury około 15 minut. Potem zeszli się lekarze i rozpoczął się zabieg właściwy. Miałem trzy wkłucia, dwa w żyłe (elektrody diagnostyczne) i jedno w tętnice (elektroda ablacyjna). Wprowadzenie elektrod do serca trwało około 30min. Lekarz się nie spieszył. Znieczulenie tylko miejscowe. Uczucie w pachwinie jak u dentysty (odrętwienie). W czasie wykonywania nakłuć oraz wprowadzania elektrod czułem, że lekarz coś grzebie, ale zero bólu. Potem trzech lekarzy zasiadło do komputera, ale nie grali w sapera tylko pobudzali serce do szybszego bicia. Maiłem uczucie dyskomfortu i niepokoju. Dodatkowo w moim przypadku tam skutecznie pobudzali, że pobudzili do skurczu mięśnie po prawej stronie klatki piersiowej. Lekarz powiedział (cytat): „Panowie wyłączcie to na chwile, ja poprawie elektrodę, bo mi chłopak ze stołu spadnie – tak go telepie. Wyszukiwanie miejsca wadliwego trwało około godzinę. Potem wprowadzono elektrodę ablacyjną i wykonano wypalenie. Na początku - uczucie gorąca z towarzyszącym małym bólem, który szybko minął i tylko pozostało uczucie gorąca (pot na czole). Następnym punktem programu było odczekanie około pół godziny i ponowne pobudzenie serca w celu kontroli przeprowadzonej ablacji. W tym czasie z panów doktorów wyszedł dobry humor. Najpierw opowiadali sobie kawały (nawet sprośne), a potem zaczęli robić zdjęcia. Jeden z lekarzy musiał się pochwalić nową cyfrówką i zrobili sobie sesję zdjęciową ze mną w tle. Odbitki mam odebrać w przyszłym tygodniu. Ale do rzeczy. Po kontroli usunięcie „drutów z serca zajęło nie 10 minut. Potem opatrunek uciskowy i zaproszenie na „eRkę. Spędziłem tam około 2h z kroplówką. W między czasie przyszła wycieczka studentów, a sympatyczna pani doktor opowiedziała o zespole WPW i ablacji z technicznymi szczegółami. Następnie spędziłem noc w jednej pozycji nie mogąc się ruszyć pod pompą infuzyjną (heparyna). Rano zdjęto mi opatrunek i mogłem chodzić po góra 10 minutach. Miałem zastosowane tylko znieczulenie miejscowe. Ból w pachwinie odczuwałem jak się wierciłem. Po zdjęciu opatrunku pełna sprawność tylko mięśnie w nodze są tak jakby słabsze. Ma minąć po wygojeniu rany. Pozostały mi trzy punkty po igłach, niewielki wylew krwi pod skórę (na oko 5x3cm), który widzę, że zniknie za klika dni oraz pomarańczowa plama po odkażaniu jodyną (ma zejść po kilku praniach). Razem ze mną w planie były trzy inne osoby. Z rozmów z nimi dowiedziałem się, że ich zabiegi trwały trochę dłużej. Jedyne na co się skarżyli to niepotrzebnie włączona klima na sali zabiegowej. Twierdzili, że odczuwali ból, ale symboliczny – tak dla zasady. Zabieg przebiegł w miłej atmosferze. Towarzyszyły mu elementy humorystyczne. Na zakończenie dodam, że szpital Sterlinga w Łodzi jest placówką niedocenioną z bardzo nowoczesnym sprzętym oraz kompetentnym personelem. Sadzę, że panowie Ruta, Ptaszyński, Ceranka (przepraszam jeżeli przekręciłem nazwisko) nie obrażą się jeśli zrobię im dobrą reklamę z podaniem ich nazwisk. Na koniec pozdrawiam sympatyczną siostrę instrumentariuszkę Ele (nazwisko mi nieznane). Strach ma wielkie oczy. Głowa do góry :)
Odnośnik do komentarza
Witam jeszcze raz :) Ablacje miałem dwa dni temu i dzisiaj to mój pierwszy dzień w domu. Wygląda na to, że wszystko się powiodło. Lekarze twierdzą, że EKG mam jak zdrowy człowiek. Może kilka słów o tym jak wyglądał sam zabieg. Zostałem zaproszony do sali zabiegowej, gdzie podłączano mnie do aparatury około 15 minut. Potem zeszli się lekarze i rozpoczął się zabieg właściwy. Miałem trzy wkłucia, dwa w żyłe (elektrody diagnostyczne) i jedno w tętnice (elektroda ablacyjna). Wprowadzenie elektrod do serca trwało około 30min. Lekarz się nie spieszył. Znieczulenie tylko miejscowe. Uczucie w pachwinie jak u dentysty (odrętwienie). W czasie wykonywania nakłuć oraz wprowadzania elektrod czułem, że lekarz coś grzebie, ale zero bólu. Potem trzech lekarzy zasiadło do komputera, ale nie grali w sapera tylko pobudzali serce do szybszego bicia. Uczucie dyskomfortu i niepokoju. Dodatkowo w moim przypadku tam skutecznie pobudzali, że pobudzili do skurczu mięśnie po prawej stronie klatki piersiowej. Lekarz powiedział (cytat): „Panowie wyłączcie to na chwile, ja poprawie elektrodę, bo mi chłopak ze stołu spadnie – tak go telepie. Wyszukiwanie miejsca wadliwego trwało około godzinę. Potem wprowadzono elektrodę ablacyjną i wykonano wypalenie. Na początku - uczucie gorąca z towarzyszącym małym bólem, który szybko minął i tylko pozostało uczucie gorąca (pot na czole). Następnym punktem programu było odczekanie około pół godziny i ponowne pobudzenie serca w celu kontroli przeprowadzonej ablacji. W tym czasie z panów doktorów wyszedł dobry humor. Najpierw opowiadali sobie kawały (nawet sprośne), a potem zaczęli robić zdjęcia. Jeden z lekarzy musiał się pochwalić nową cyfrówką i zrobili sobie sesję zdjęciową ze mną w tle. Odbitki mam odebrać w przyszłym tygodniu. Ale do rzeczy. Po kontroli usunięcie „drutów z serca zajęło nie 10 minut. Potem opatrunek uciskowy i zaproszenie na „eRkę. Spędziłem tam około 2h z kroplówką. W między czasie przyszła wycieczka studentów, a sympatyczna pani doktor opowiedziała o zespole WPW i ablacji z technicznymi szczegółami. Następnie spędziłem noc w jednej pozycji nie mogąc się ruszyć pod pompą infuzyjną (heparyna). Rano zdjęto mi opatrunek i mogłem chodzić po góra 10 minutach. Miałem zastosowane tylko znieczulenie miejscowe. Ból w pachwinie odczuwałem jak się wierciłem. Po zdjęciu opatrunku pełna sprawność tylko mięśnie w nodze są tak jakby słabsze. Ma minąć po wygojeniu rany. Pozostały mi trzy punkty po igłach, niewielki wylew krwi pod skórę (na oko 5x3cm), który widzę, że zniknie za klika dni oraz pomarańczowa plama po odkażaniu jodyną czy czymś (ma zejść po kilku praniach). Razem ze mną w planie były trzy inne osoby. Z rozmów z nimi dowiedziałem się, że ich zabiegi trwały trochę dłużej. Jedyne na co się skarżyli to niepotrzebnie włączona klima na sali zabiegowej. Twierdzili, że odczuwali ból, ale symboliczny – tak dla zasady. Zabieg przebiegł w miłej atmosferze. Towarzyszyły mu elementy humorystyczne. Na zakończenie dodam, że szpital Sterlinga w Łodzi jest placówką niedocenioną z bardzo nowoczesnym sprzętym oraz kompetentnym personelem. Sadzę, że panowie Ruta, Ptaszyński, Ceranka (przepraszam jeżeli przekręciłem nazwisko) nie obrażą się jeśli zrobię im dobrą reklamę z podaniem ich nazwisk. Na koniec pozdrawiam sympatyczną siostrę instrumentariuszkę Ele (nazwisko mi nieznane). Strach ma wielkie oczy. Głowa do góry :)
Odnośnik do komentarza
Witam również ponownie. Jak każdy z dylematem i strachem czy iść na ablację siedziałem na tych forach. Bardzo dobrze się stało, że powstało takie forum. I ja dlatego też opiszę swój przebieg ablacji, a mianowicie: Zespół preekscytacji (WPW - dodatkowa droga przewodzenia) wykryto u mnie na podstawie wyniku EKG jakieś pół roku temu, bo poszedłem na rutynową kontrolę zdrowia, czułem jakieś lekkie osłabienie, do napadów się nie przyznałem, lekarz sam zauważył no i już musiałem powiedzieć prawdę. Wtedy dopiero lekarz nazwał to po imieniu - WPW. Od ok. 10 lat miewałem napady częstoskurczu były bardzo rzadko ok. 2-5 razy w roku i same się kończyły, nic z tym nie robiłem (nieodpowiedzialność) funkcjonowałem normalnie, żadnych omdleń, a jak napadów nie było to z kolei miałem odczucia jakby serce miało się zaraz rozpędzić (też rzadko), jednak taki start udawało mi się hamować głębokim oddechem. Po prostu potrafiłem z tym żyć i się tym nie martwiłem, olewałem. Ale ile tak można to hamować i bać się, że może być następny i następny, i następny atak. Bardzo długo się wahałem przed podjęciem decyzji o zabiegu. Słowo ablacja wywoływało we mnie chaos, strach i oznaczało wyrok, że moje życie już nie będzie jak kiedyś, że już do końca będę jechał na prochach, że to koniec ze sportem, że już ledwo podejdę pod schody - ogólnie mówiąc czarnowidztwo. Jednak po tym jak lekarz mi uświadomił co może mi grozić jeśli się tego nie pozbędę, że życie z WPW jest większym ryzykiem niż sam zabieg to decyzja była tylko jedna - tak (oczywiście przesiadywanie na forach też mi dużo pomogło). Zabieg miałem przeprowadzony 3 dni temu w C.S.K. M.S.W. i A. w W-wie (POLECAM !!). Rozpoznanie: zespół WPW - droga lewostronna przednio-boczna - skuteczna ablacja RF dodatkowej drogi przewodzenia. Przygotowań do zabiegu nie będę opisywał, wyglądają tak samo jak opisują inni - dezynfekcja, podłączenie pod komputer, wokół pełno monitorów, człowiek może poczuć się jak robot, na komendę częstoskurcz, na komendę spokój, za naciśnięciem jednego guzika, pełna kontrola. Przed zabiegiem cholerne nerwy (co się później okazało niepotrzebne, ważne żeby nastawić się pozytywnie wtedy pójdzie jak po maśle). Na szczęście u mnie wystarczyło wejście tylko w prawej pachwinie. Standardowo wkłucie najpierw w żyłę lub dwie już sam nie wiem i wprowadzenie dwóch elektrod. Szlak został znaleziony bardzo szybko - może pół godziny (na szczęście był tylko jeden). Potem wkłucie w tetnicę i wprowadzenie elektrody ablacyjnej, i ognia. Cały zabieg przebiegł w bardzo miłej atmosferze z dobrym skutkiem. Na monitorze rentgenowskim można obejrzeć cały spektakl (nie jeśli są słabsze nerwy i nie można patrzeć jak jakieś druty tańczą w naszym serduchu - wtedy pewnie można zakryć pacjenta) w którym gra się główną rolę - polecam, film bez żadnej ściemy i efektów specjalnych :). Jedyne nieprzyjemne momenty jakie mi się kojarzą z zabiegiem to ukucie igły strzykawki ze znieczuleniem w pachwinie i wprowadzenie jednego z drutów w żyłę (jakby coś wpełzło w brzuch) oraz moment wypalenia - ukucie, nie ból ani ciepło. Natomiast najgorszy moment ze wszystkiego to leżenie plackiem na wznak przez 5-6 godzin po zabiegu z kamieniem w bandażu elastycznym, uciskającym pachwinę. Wtedy można jajko znieść. Tak to wyglądało w skrócie u mnie. Teraz z czystym sumieniem mogę powiedzieć każdemu kto jest przed zabiegiem - naprawdę nie ma się co bać. Warto, bo po co ryzykować własnym życiem jeśli jest szansa na jego znormalizowanie. Wprawdzie jest ryzyko powikłań, ale jeśli każdy będzie się stosował do zaleceń lekarza to nic nie powinno się stać. Ja na razie mam spokój, mimo że to tylko 3 dni, ale nic się nie odezwało i czuję że już tego nie będzie. Naprawdę warto. Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Dzien dobry, ja oczywiscie mam pytanie dotyczace wpw. Nie chce na razie rozpisywac sie temat odczuwalnych objawow (generalnie sa zblizone do opisywanych), ale... potrzebuje opinii na temat tego czy to na pewno to... Wg Holtera, mam ponad 800 pojedynczych ES przedsionkowych, jakies pauzy (ale nie powyzej dwoch sekund). Przyjmuje Cordaron, ale w jakiejs dziwnej dawce 400 mg na dobe (200 mg przewaznie nie pomaga i mam te swoje dziwne kolatania). Po Cordaronie ES spadlo do 102 (rowniez wg Holtera). Bylam u 4 kardiologow odkad pojawily sie u mnie pierwsze wyrazne objawy (ok 2,5 roku temu), kazdy uwaza sie za specjaliste w odszukiwaniu wpw w ekg. Dwoch lekarzy stwierdzilo ze to nie to (jeden stwierdzil ze mam przemeczone serce i podawal mi Betalok ZOK, ale efekty byly... mizerne), dwoch stwierdzilo, ze to jednak wpw. Moja aktualna lekarka postanowila na razie leczyc mnie farmakologicznie (ww. Cordaron), ale zdarza sie ze mam atak nawet jesli biore podwojna dzienna dawke. Generalnie moje tetno chyba nie rosnie do jakiegos przerazajacego (wg Holtera, ktory moim zdaniem nic nie zarejstrowal - nie czulam sie wtedy zle - mialam max 140 HR). Ostatnio padlo magiczne slowo ablacja... Oczywiscie waham sie - mam nadzieje, ze moje objawy nie sa tak drastyczne, zeby byla potrzebna. Nie wiem jednak (oto moje pytanie) jakie wyniki mialyby mnie tam jednoznacznie kierowac? Wlasciwie... coz, troche sie boje (sama diagnoza - wyklarowala sie mniej wiecej miesiac temu, nie tylko ew. ablacja) i chyba za wszelka cene chcialabym dowiedziec sie, ze nic mi nie jest, ze to nic powaznego. Z gory dziekuje za odpowiedz.
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×