Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Szybka decyzja o ablacji


Gość Asiula

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie! 2 lutego miałam ablację, niestety nieudaną, bo już na 2-gi dzień złapał mnie częstoskurcz, który później powtórzył się jeszcze 3 razy. Powiedziano,że od razu (czyli tydzień po) zrobią mi powtórkę, ale się przeziębiłam i pojechałam do domu. Posiedziałam w domu 2 tyd. i znowu W-wa - kontrola (22 luty). Jakież było moje zdziwienie, gdy lekarze kazali mi się przebrać i przychodzić szybko do sali zabiegowej. Zdecydowali, że od razu zrobią mi 2gą ablację (po obejrzeniu wyników holtera, które to bad. zrobiłam u siebie, tzn. w swojej mscowości). Zarejestrowałam się szybko w izbie przyjęć, pobrano mi krew, dostałą antybiotyk i jazda na zabieg:) Nawet nie zdążyłam się porządnie przestraszyć. Miałam kupe szczęścia, że odbyło się to tak szybko.
Odnośnik do komentarza
Witajcie dziewczyny. Jestem już 6 dni po zabiegu i czuję się dobrze. Nie miałam żadnego częstoskurczu. Niestety pozostały pojedyncze pobudzenia (6,5 tys. na dobę), co jest trochę irytujące, ale cóż, narazie muszę z tym żyć. Powiedziano mi, że jak będę chciała to i je można usunąć. No nie wiem, nie wiem... Nie byo źle, ale i tak się boję kolejnych razów. 3majcie kciuki, żeby częstoskurcze już nie wróciły, bo się chyba powieszę;) Życzę wszystkim dużo zdrówka, wytrwałości i wiary w to, że będzie dobrze!!
Odnośnik do komentarza
Skurcze dodatkowe miałam od dość dawna, ale w takiej ilości (6,5 tys.)pojawiły się dopiero na 2 tyg. przed zabiegiem. Pamiętam dokładnie, bo wtedy czymś się strułam. Wymioty, biegunka, ból brzucha, gorączka i do tego wszystkiego jeszcze podskakujące serce. MASAKRA. Myślałam,że się wykończe. Pytałam lekarzy o te skurcze, ale oni są zdania, że po zabiegu powinno to ustąpić. Tak tylko, że one nie były spowodowane podrażnieniem serca podczas ablacji. Kiedy powiedziałam o tym lekarzowi spytał czy przed zabiegiem miałam jakąś infekcję, bo to ona mogłaby ugryźć serce. Jak mu powiedziałm o zatruciu to stwierdził,że to nie miało z tym nic wspólnego. No i na zdrowy rozum rzeczywiście nie powinno mieć. Z drugiej jednak strony, jak się ma biegunkę+wymioty, to wypłukuje się z siebie elektrolity, a jak ich nie ma, serce podskakuje. Nie wiem co o tym myśleć? Pozostało mi mieć nadzieję, że kiedyś te pojed. skurcze ustaną.
Odnośnik do komentarza
Gość Jędrek
Przed wyjściem „ do domu” Pan prof. Walczak osobiście mnie zapewniał że każdy pacjent inaczej przechodzi okres rekonwalescencji po zabiegu. Są pacjenci którzy już dwa tygodnie po zabiegu czują się świetnie, inni dopiero po trzech miesiącach, inni nawet po roku. Mało tego, stwierdził że w tym okresie mogą występować wzmożone arytmie i inne, nawet nowe objawy choroby. Dlatego też kazał mi zgłosić się na kontrolę dopiero po trzech miesiącach. Wczoraj migotanie ustąpiło mi dopiero po kroplówce a mimo to wierzę że będzie dobrze . Jestem 10 dni po ablacji.
Odnośnik do komentarza
Z dnia na dzien dowiedzialam sie ze mam miec ablacje, wiekszego stresu chyba nigdy wczesniej nie mialam... jednak prof. Walczak mnie uspokoil i obiecal ze wszystko sie uda. Mial racje :) 3 dni temu mialam zabieg i czuje sie naprawde dobrze, zadnych czestoskurczy ani kolatan... Nie taki diabel straszny jak bo maluja. Jak juz ma juz dojsc do ablacji to tylko spod reki ekipy prof Walczaka!!!
Odnośnik do komentarza
Gość mamaMarcina
Moj syn jest po 2 ablacjach.Ma ataki od 9 roku zycia. W szpitalu zreszta spedzil swoje 9te urodziny. Pierwsza ablacje w Mikolajki 2 lata temu, druga w syczniu tego roku. W przyszlym tygodniu trzecia. Musi byc, nie ma wyjscia. Zbyt zle wychodza holtery. Zawsze mam wlaczona komorke i zawsze, gdy dzwoni syn najpierw czuje paralizujacy strach, bo tak bardzo o niego sie boje. Ma juz prawie 16 lat, Wiem, ze operuja go najlepsi fachowcy w kraju. Profesor Walczak, Docent Bieganowska, Doktor Knecht. ...
Odnośnik do komentarza

Jestem 6 dni po ablacji, czuje sie dosc podle, generalnie jak by ktos po mnie przejachal tirem. sam zabieg trwal godzine i 25 min, od momentu znieczulenia do wyjazdu z sali, wiec niezbyt dlugo. niestety stwierdzono u mnie przewodzenie miedzy innymi w okolicy jakiegos peczka, ktory z natury powinien przewodzic i nie wszystkie drogi zostaly usuniete. poltora miesiaca po zabiegu mam miec ponownie badania (holter), ktore wykaza czy cos z tego wyszlo czy kiszka. na ta chwile czuje sie jak bym nonstop byl na granicy ataku, serce pracuje mi uber nieregularnie, nie moge przejsc 50m zeby mnie cos nie klulo, nie lapac zadyszki. cala procedura od rozpoznania do ablacji zajela okolo 2miechow, z czego 2/3 jestem na zwolnieniu lekarskim. po zabiegu zaproponowano mi tydzien zwolnienia. musze nadmienic ze dosc ostro wstrzymywalem sie przed zabiegiem, zdecydowalem sie dopiero po 4rtym ataku, 3ciej wizycie na pogotowiu. lekarze w szpitalu robili maxymalna panike o moje zycie, od przyjecia do zabiegu czekalem blisko tydzien, caly czas z telemetria, do toalety najchetniej puszczali by mnie z respiratorem i przeszkolonym pielegniarzem, brak mozliwosci wyjscia poza pietro, etc, wiec jednak nie jest to taka sobie popierdolka. ostatni atak mialem w przychodni pare km od szpitala, przy zakladaniu holtera pielegniarka stwierdzila ze cos jej nie gra, urzadzenie zepsute, wziela mnie na ekg i wyszlo 160/109, czulem sie wysmienicie, jeszcze przez jakies 5 min, potem sru R-ka i sru na pogotowie. czyli przynajmniej u mnie, odczuwam o wiele bardziej nastepstwa ataku niz sam atak. lekarze wydawali sie kompetentnii, ale podsumowujac, jedyne co wiem, to ze bede cos wiedzial za pare tygodni.w tej chwili czuje sie zupelnie niezdolny do jakichkolwiek dzialan zwiazanych z wysilkiem, nie golilem sie od 2 tyg, odkurzacz krzyczy zeby go uzyc, nie mam sily ani fizycznie ani psychicznie wogole go dotknac. napewno wiele osob wychodzi z zabiegu w znacznie lepszym stanie, niestety ja nie. najgorsze jest to ze ataki miewalem po 1 na 1-2 tygodnie, i nie mam pojecia czy ustapily czy nie, boje sie wyjsc z domu, boje w domu siedziec, masakra. w takiej sytuacji powinienem byc tydzien dwa na obserwacji, a nie wypiska do domu. dla osob przed: zabieg raczej malo bolesny, znieczulenie miejscowe brzmi strasznie ale tak nie jest, wprowadzenie sondy, powodowalo dziwne uczucia, ale nie bylo nawet specjalnie upierdliwe, wrazenie ucisku pod prawym obojczykiem i mostkiem. sam proces wypalania tkanki dosc bolesny, ~15-20sek jak by ktos powoli pchal igle glebiej i glebiej w cialo, tak kilka razy w roznych miejscach. napiecie miesni klatki piersiowej i wciagniecie powietrza pomaga, aczkolwiek poprosilem o jakis usmierzacz, ktory nie powiem zeby pomogl. pewnie dostalem pacebo :) generalnie nie ma sie czego obawiac, atakujcie, brzmi gorzej niz jest w praktyce. z opinni w necie i lekarza, badanie trwa jak dobrze pamietam 45min-2-3h, zabieg 30min-2-3h, wiec u mnie raczej poszlo blyskiem, slyszalem ze bywalo u ludzi po 5-6h faktycznie, niestety z neta. po zabiegu kaza lezec plaskiem, mi przykazano 6h takiego lezenia, nie 18 czy 24 jak wiele osob mowi. pierwsze 3 przespalem, potem stwierdzilem ze warto by zajarac i poszedlem do kibla o wlasnych silach. wszystko bylo juz na tym etapie zasklepione. kolejne 3,5h spedzilem z laptopem na kolanach i znowu kibel, jak wracalem zlapala mnie pielegniarka ale jej opr skontrowalem info ze mieli mi pol godziny wczesniej zmienic opatrunek, co tez udalo sie zalatwic po paru min. pod opatrunkiem ranki jak po strzykawkach, krwi tyle co z karalucha. dalej juz luz i swoboda, nawet telemetrii mi nie przypieli, chociaz to ewidentnie jakies nieporozumienie. dla osob po: wszystkego dobrego :)

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×