Witajcie! Obecnie jestem w 14 tygodniu ciąży. Mam poważny problem - nerwicę. Zaczęło się od tego, że mam wadę wrodzoną serca, której nie da się zoperować. Leżałam już w Krakowie i różnych specjalistycznych klinikach i kazali mi żyć normalnie(wada nie jest spora - i nie pogarsza się zbyt gwałtownie), nie stresować się(co jest cholernie trudne) oraz kontrolować serce(robić badania). Dopóki byłam młoda i nie wiedziałam z czym to wszystko się je (żyłam normalnie-dodam, że wadę wykryto u mnie dopiero w wieku 16lat(przez przypadek) choć już jako dziecko(miałam 5 lat- byłam na specjalist. badaniach z powodu szmerów). Zaczęło się kilka lat temu(miałam wtedy ok. 21lat) i zasłabłam w pracy - po prostu nagle złapała mnie duszność, zalały poty, zrobiło się gorąco i oczywiśćie serce zaczęło mi tak walić, że myślałam, że umieram. W szpitalu okazało się, że to tachykardia. Tak się zestresowałam, że nawet leki dożylne nie działały-ale jakoś doszłam do siebie. Później jeszcze wiele razy zabierało mnie pogotowie, i doszło do tego, że się załamałam - bałam się wyjść na ulicę, nie mogłam spać(budziłam się z paniką, z tachykardią) - to było piekło. Nawet z mamą do pobliskiej apteki nie mogłam iść bo się bałam, że upadnę. W końcu zrobiłam badania i wyszło, że serce ok(nie ma żadnych zaburzeń, ciśnienie, też w miarę dobre - mam różnicę ciśnień - na lewym ręku oscyluje w granicach 100/70-110/75, a na prawym 130/75 lub 140/75). Jak się zdenerwuję jest oczywiśćie wyższe. Robiłam sobie ECHO dwa lata temu i wyszło, że moja wada nie wpływa na resztę organizmu neagtywnie. Trochę mnie uspokoili, podjęłam leczenie u psychiatry - brałam AFOBAM i SEROXAT - po jakimś czasie odstawiłam - bałam się przywiązania. JAkoś to zniosłam i napady były coraz rzadsze. Nauczyłam się z nimi walczyć - nawet okruszynka leku na zwolnienie akcji serca powodowała, że zaczęłam się uspokajać. Miałam wsparcie w mamie, siostrze bliźniaczce - w mężu mniej(jakoś nie potrafił zrozumieć całej tej choroby- ale jest już lepiej). Zaszłam w ciąże - możecie pisać, że to nieodpowiedzialne - ale ja chcę mieć dziecko jak każda kobieta. w 7 tyg. trafiłam do szpitala bo miałam znowu atak(teraz już nie wiem czy to był atak, czy ciąża jakoś wpłynęła na ciśnienie i puls). Poszłam do kardiologa, który zrobił i badania i powiedział, że źle nie jest choć wyniki się pogorszyły od tamtych 2 lat(szybko)... Czuję się dobrze, choć mam czasami w nocy te ataki(budzę się cała spocona - z tachykardią taką, że prawie mdleję i jedyną możliwością uspokojenia jest otworzenie okna i spokojne oddychanie) - jakoś pomaga. Staram sięo tym nie myśleć, ale strasznie się boję jak to będzie. Na razie wyniki ogólne mam dobre- ale jak idę do gina to boję się, że jak zmierzy mi ciśnienie(oczywiśćie est wyższe- wiem bo ostatnio sprawdziłam jak wróciłam i zmierzyłam w domu to było ok)to znowu panika i szpital(jak lekarz spanikuje - to ten cały wysiłek idzie na marne - bo ja wtedy znowu zaczynam panikę. NA razie pomimo szybkiego pulsu w poczekalni staram się jakośnie doprowadzić do ostatecznośći. Ale nie wiem jak długo mi się to uda... Każda wizyta u lekarza to stres... powoli to wszystko znowu się zaczyna - a ja muszę być silna dla dziecka. Mam 24 lata i tak bardzo boję się ŚMIERCI. Jak mąż ma nocki - to chodzę do mamy na noc. Boję się zostać sama na noc. Kiedyś za młodu uwielbiałam zostawać sama w domu - sprzątałam, tańćzyłam - odpoczywałam, Teraz jak jest cisza w domu - to wsłuchuję się w swoje serce - i zaczynam się nakręcać, że bije szybciej. Boję się, że później będzie gorzej z tym ciśnieniem... BOJĘ SIĘ... Piję melisę, która trochę pomaga, ale to nie leki... Proszę powiedzcie, że dam radę... Źe skoro wyniki nie są złe... to nie ma co panikować... Tak bardzo chciałabym normalnie żyć...