Do remmstein84
bardzo Ci współczuje wiem jak ciężko żyje sie człowiekowi z napadami paniki. Również miewałam chwile ze musiałam wyjść z imprezy bo czułam ze zaraz zemdleje. Potworne odczucie nie do opisania. Myśl że nadchodzi koniec srece wali jak młot i natychmiastowe wyjście z miejsca gdzie nie czułam się dobrze. Jestem po leczeniu farmakologicznym. Od 3 miesięcy nie biore już leków, jednak to gowno dalej mnie prześladuje chociaż nie w takiej formie jak przed leczeniem ale miewam ciężkie dni. Jednak teraz jestem na etapie buntu i walcze z tą słabością za wszelką cene chce żyć normalnie i tłumacze sobie że jestem w stanie pokonać atak. i tak sie dzieje. Kiedy jestem w pracy wśród ludzi gdzie nie jest łatwo uciec w razie gdy czuje ze zbliża sie atak natychmiast staram sie uspokoić i za kilka kilkanaści minut samopoczucie poprawia sie. Wim ze w zaostrzeniu choroby nie było to możliwe i musiałabym wyjść np z pracy i jaknajszybciej udać sie do domu ale teraz jest inaczej mam świadomość ze nie umre kiedy mam atak nie zemdleje, będzie mi źle ale to minie i to pomaga mi dojśc do siebie. Wiem ze leczenie farmakologicze ustablizowało mnie i napewno pozwoliło mi wrócić do normy. Ale dalsze zycie zależy już wyłącznie odemnie. Zatem żyje normalnie, chodze do pracy i spotykam się ze znajomymi z atakami w tle...ale i z nową umiejętnością tłumienia ataków wyzbywania się ich. Jeżeli w człowieku jest chęć życia to pokona on przeciwności i będzie podnosił sie za każdym razem kiedy upadnie. Pozdrawiam.