Witam wszystkich!
Również mam ten cholerny częstoskurcz :). Pierwszy raz w wieku ok 14 może 15 lat teraz mam 28. Generalnie bardzo rzadko. Ostatnio we wrześniu 2007 a wcześniej chyba w 2004 roku :) Nie często, ale przyznam, że doskonale wiem co wszyscy czują. I tak jak niektórzy tutaj już napisali zwykle zaczyna się od jakiegoś gwałtownego ruchu - np przy wychylaniu, siadaniu - jestem w 100 % pewien że jest wywołany mechanicznie :) A później galop - mało galop - istny cwał. Jak kiedyś żona przyłożyła mi palce do tętnicy szyjnej to myślałem że zaraz ona też dostanie jakiś palpitacji tak się przeraziła.
do tego od czasu do czasu jakieś podrygnięcie serca, przy którym jest charakterystyczne kaszlnięcie - taka próba powstrzymania rozpędzenia serca :)
W każdym razie jak się już rozpędzi to jest na prawdę nie przyjemnie. Ale próbuję drażnić nerw błędny - podświadomie jak jeszcze nie wiedziałem o co chodzi to kaszlem, czy raczej takim pokasływaniem. Najczęściej pomagało mi ziewnięcie - takie przeciągłe. Jak ręką odjął. Próby Valsavy - czyli *wydmuchiwania powietrza przez uszy* jeszcze nie miałem okazji wypróbować i mam nadzieje, że nie będę miał okazji :). W każdym razie mam jedno zasadnicze pytanie. O potas. Zacząłem kojarzyć fakty i trochę czytać literatury fachowej, gdzie dość jasno jest napisane że niskie stężenie potasu we krwi może wywoływać częstoskurcz - dokładnie tak to zostało sformułowane.
Dla pełnego obrazu powiem, że choruję na cukrzycę insulinozależną - a insulina powoduje obniżenie potasu we krwi. Więc tak jakby to się zazębia. A jak już mam niedocukrzenie to jest niemal na 100 % pewne, że conajmniej wystąpi u mnie podrygiwanie serca czyli fachowo skurcze dodatkowe.
Byłem oczywiście u kardiologa i stwierdził, że przede wszystkim stres, na drugim miejscu stres no i najważniejsze stres :) Odnośnie ablacji nie nalegał, wręcz jak go o to zapytałem, to stwierdził że napewno nie jeśli częstoskurcz zdarza się rzadko. Poza tym wydolność.
Dziękuję wszystkim za wypowiedzi na tym forum. Przyznam, że jeśli się widzi, że człowiek nie jest sam z problemem a patrząc po ilości osób aktywnych jest to dość częste zjawisko, wówczas jakoś to wszystko powszednieje i łatwiej się znosi.