Jestem córką , mój ojciec ma 81 lat i od 3 lat cierpiał na napadowe migotanie przedsionków, które zostalo utrwalone. Przyjmując regularnie leki , ma cisnienie na poziomie 110-120/ 80-65. Puls utrzymuje mu sie na poziomie ok 70-74. Bierze leki przeciwzakrzepowe.
Wg lekarzy sytuacja jest pod kontrolą i nie zagraża życiu. Od niedawna zacząl sie skarzyc na dodatkowe * walenie * serca , ktore nie zwiększa pulsu, ale podobno mu przeszkadza. Pozytywnie reaguje na leki uspokajające - np. hydrosyzynę. Podejrzewam , że to obecne *walenie* jest na tle nerwicowym, gdyz nasiliły sie u niego objawy nadwrazliwości / hipochondrii. Każda najmniejsza dolegliwośc budzi w nim podejrzenie zagrożenia życia , jakieś kłucia, za mala lub za duza ilośc moczu, niezbyt / lub nazbyt regularne wypróżnianie się.
Najchętniej badalby sie codziennie, codziennie tez wzywal lekarzy. Zadne dobre wyniki badan nie uspokajaja go na dlugo. Unika za wszelka cene ruchu , ostatnio nie chce wychodzic z domu.
Czy ktoś ma takie doświadczenia? Na dłuższą metę sytuacja jest nie do wytrzymania, hustawka nastrojów , która zaczyna mnie wpędzać w chorobę ( nadciśnienie) - każdy telefon do niego jest dla mnie stresem.
Proszę poradzcie jak temu zaradzić . Brak mu innych zainteresowań poza swoim zdrowiem , zawsze rozmowa zawraca do tego tematu.