Pierwszy atak miałam w wieku 16 lat obecnie mam 34. Nie były one częste ale uciążliwe i bardzo nieprzyjemne. Wszystko przeszło mi bez leczenia po mniej więcej 3 latach. Ostanie piec lat mojego życia nie było łatwe, przeszłam chemioterapię, 2.5 roku temu mój mąż miał zatrzymnie krążenia. Przeżył, jednak ma uszkodzony ośrodkowy układ nerwowy. Mamy 11 letnia córkę, którą chciałabym ucronić przed tym co się dzieje ze mną.
Od ponad miesiąca mam znowu ataki nerwicy. Jak przyszedł pierwszy to myslałam że umieram, cisnieniomoierz nie mierzył mi ciśnienia bo miałam tak wysokie i nieregularne tetno, że sobie z tym nie poradził. W czesie ataku tracę kontakt z ciałem nie wiem czy to dobre określenie ale widze, słyszę, jednak mam wrażenie ze ciało nie należy do mnie, jakby zdretwiało. Z reguły zaczyna się to od takie jakby prądu od karku do piet a potem jakby ktos mnie uderzył w kark i cała lawina, innych doznań. Brak tchu, zawroty głowy, na przmian zimno i gorąco wrażenie nadchodzącej smierci.
jak przyjechalo pogotowie, lekarz powiedział, ze to nerwica i dal leki na uspokojenie, długo rozmawial tez z córką która strasznie to przezyla.
Przez te ataki mialam ja i moja rodzina zmarnowane swieta. cala wigilię przeleżalam w łozku, sylwestra tez.
Mam to szczesie ze mieszkam z rodzicami, wiec mama zawsze moze zajac sie moim dzieckiem. Ale ja bym chciala zaczac znow normalnie zyc. Nie wiem kiedy bedzie to mozliwe, i czy tym razem dam rade bez leków psychotropowych. jak na razie biore tabletki uspokajające labofarm.
pozdrawiam, wszystkich