witam, uznałam, że wybiła godzina, żeby albo znaleźć pomoc albo przestać walczyć i odejść z tego świata.
nie wiem czy to co się ze mną dzieje można nazwać nerwicą (chociaż psychiatra orzekł, że jest to nerwica lękowo - depresyjna).
zaczęło się jakieś cztery lata temu. próby samobójcze, myśli samobójcze, strach przed wychodzeniem z domu i nerwowe reakcje na wszelkie możliwe dźwięki, które mnie otaczają (siorbanie, mlaskanie, dźwięk nalewanej wody, pstrykanie, dosłownie wszystko) + negatywna, nerwowa reakcja na dotyk. jestem agresywna i ciągle poddenerwowana. targają mną takie ogromne emocje, że chwilami mam ochotę kogoś pobić, czasami sobie wyobrażam, że wręcz zabijam źródło moich nerwów. i strasznie mnie przeraża, że tak w ogóle mogę myśleć. głównym ogniskiem moich problemów jest mój ojciec, którego szczerze nienawidzę, a z drugiej strony trochę kocham, bo *wypada*, bo to mój ojciec. przez niego wszystko się tak w moim życiu skomplikowało. mam zmiany nastroju, objawy somatyczne, z bezradności chce mi się płakać ciągle. ledwo powstrzymuję swoje emocje i dłużej już nie mogę. na przykład teraz, mam wrażenie, że zaraz stracę panowanie nad sobą i wykrzyczę mojej rodzinie jak bardzo mi przeszkadzają ich zachowania (zresztą, oni o tym wiedzą, tylko uważają, że jestem rozpieszczoną małolatą, która robi jakieś problemy, a nie ma takiej potrzeby). generalnie, nie mam w nikim wsparcia. wszyscy tylko komentują negatywnie moje słowa, moje samopoczucie, uważają, że wymyślam i w ogóle.
jestem naprawdę zdesperowana, piszę przez łzy.
mam straszne problemy w relacjach z innymi ludźmi, nie mogę nigdy utrzymać znajomości.
czy jest jeszcze jakaś nadzieja czy zostało mi już tylko umrzeć. ja już naprawdę nie dam rady. za dużo negatywnych emocji tkwi w mojej głowie.
a i tak jak wiadomo to tylko czubek góry lodowej, bo prawdziwych uczuć nie jestem w stanie przelać na kartkę papieru.
pomocy. pomocy. pomocy.
nie mogąc znaleźć żadnego wsparcia i pomocy w życiu realnym zwracam się tutaj, na forum, w wirtualnym świecie.