Wiem, że furosemid wypłukuje, a reszta potasopochodnych leków powinna uzupełniać, ale wcześniej - przed szpitalem - tata także brał furosemid i warfin i problemów nie było. Teraz jest na pewno coś nie tak, bo obserwuję go codziennie i widzę, że to nie jest osłabienie poszpitalne, tudzież pochorobowe, a raczej osłabienie innej natury. Ciśnienie tata zawsze miał niskie i w sumie - prócz tego migotania, które się w ubiegłym roku objawiło - nigdy na serce, ani na inne choroby przewlekłe nie chorował. Martwią mnie te ciągłe biegunki. Że sporo sika, to norma - przy furosemidzie i to mnei nie martwi zanadto, ale to, że je, jak ptaszek, a wciąż ma biegunkę, to już jest jakiś niepokojący symptom. Ciśnienie mu mierzę i automatycznym i rtęciowym aparatem, więc mam pewność, co do tego, iż ono mu nie skacze - jest w jego stałej normie, czyli niskie. Próbowałam sama rozgryźć problem wpływu tych medykamentów, jak na razie - bez rozwiązania. Profilaktycznie - gdy do jutra się nie poprawi - w poniedziałek podjadę z tatą na kompleksowe badania krwi i moczu. Informacyjnie napiszę jeszcze, że jestem psychologiem, a tata był lekarzem - stomatologiem, więc to, co można było znaleźć w fachowej literaturze na temat interakcji synergistycznej leków, już odszukaliśmy w domowych zasobach bibliotecznych, ale to nie dało nam odpowiedzi, dlaczego od trzech tygodni powiększa nam się ilość objawów niepożądanych. Zapomniałam napisać, że tata ma 68 lat - może podatność organizmu na leki w tym wieku jest większa?
Tak naprawdę, to bardzo mnie martwią te objawy, a dodatkowo - jak już wspominałam - od kilku dni tata skarży się na coraz silniejsze bóle w okolicy nerek. Najgorsze, że jeszcze w październiku roku ubiegłego tata włóczył się ze mną po górach, a dzisiaj problemem jest dla niego przejście spacerkiem płaskiego kilometra. A lekarze od roku - miast jakoś pomóc - uprawiają spychotekę: internista zaleca szpital, po dwutygodniowym pobycie w szpitalu lelarz szpitalny zaleca kontrolę u internisty i w ten sposób już trzykrotnie się powtórzyło koło. A polepszenia brak. Wiem, że z wiekowego silnika nie zrobi się nowej wyścigówki, ale można przecież przystopować zmiany organiczne odpowiednim leczeniem. Jak do tej pory, leczenie było nieskuteczne, a diagnostyka ograniczyła się do tego, że trzech kolejnych lekarzy powiedziało mi: *...tata ma swój wiek i ja nic już tutaj nie poradzę, a to, że do nas (czyli do Szpitala) wraca, to zupełnie normalne w tym wieku...* Być może ja jestem z jakiegoś innego świata, ale raczej nie wydaje mi się normalne, że 68-letni mężczyzna wg lekarzy nie nadaje się już do leczenia. A może po prostu za dużo wymagam..? Przepraszam, za ten cały elaborat, ale musiałam trochę tego zgorzknienia gdzieś z siebie wyrzucić. W każdym bądź razie, dziękuję za dotychczasowe podpowiedzi - faktycznie, najlepiej zrobić prywatnie badania kompleksowe i uderzyć do normalnego kardiologa.