Moja historia jest bardzo podobna do tych wszystkich które przeczytałam. Walczę z nerwicą lękową od dwóch lat, po nagłej śmierci kochanej osoby. Na dzień dzisiejszy lecze się farmakologicznie (niestety) i jest trochę lepiej. Pierwszą wizytę u psychiatry zaliczyłam dwa lata temu. mimo zapisanych mi leków unikalam brania ich i tak ta wstrętna choroba mnie wykańczała. To trwało 2 lata. Miesiąc temu znowu zawitałam do mojego lekarza i opowiedziałam szczerze o swoich obawach, o uzależnieniu i nie wyleczenie tej choroby. moja Pani doktor powiedziała mi, że wyjdę z tego (napewno) ale muszę podleczyć moje myśli (bo nerwica to tylko i wyłącznie głupie myśli) i ja w to wierzą z całego serca. Nie leczona przeze mnie nerwy doprowadziły do podwyższonego tętna i też biorę 1/2 tabletki bisocardu rano. teraz jest ok. mam 33 lata, 2 dzieci i muszę walczyć. czasami brakuje mi sił. Mam wspaniałego męża, który zawsze jest przy moich fanaberiach. Myślę, że będzie też inaczej jak minie ta okropna ponura zima. Byle do wiosny. Cieszę się, ż e jak jest mi źle i coś mi dolega to wchodzę sobie na tą stronę i dolegliwości mijają (jak wizyta u lekarza, a było ich wiele, uwierzcie).