Witam wszystkich,
4 miesiące temu pojawiła się u mnie nerwica. Myślę, że zawsze byłam osobą dość nerwową i jakieś objawy u mnie występowały ale nigdy tyle i nigdy w takiej intensywności. Zaczęło się od ataku, byłam sama w domu rodzice wyjechali na wakacje a ja opiekowałam się w tym śmiertelnie chorym dziadkiem. Zwaliło mnie z nóg, nie mogłam złapać oddechu nic powiedzieć, nic zrobić. Dotrwałam w tym potwornym napięciu do rana. W ciągu dnia było lepiej, ale po czasie zaczęły pojawiać się ciągłe drżenia nóg, ból głowy, karku pleców, ciągłe napięcia mięśni, zawroty głowy, jakbym na sekundę traciła równowagę, uczucie jakby stawało mi serce by zacząć bić dalej, nawet uczucie sztywności na twarzy w okolicach nosa. I oczywiście lęk. Lęk przed śmiercią, chorobą, stwardnieniem rozsianym rakiem.. Najgorzej jest kiedy zasypiam, wtedy zaczynam myśleć co się ze mną dzieje i nie ma mowy o śnie. Biorę pramolan 1-2 tabletki na dobę, czasem jest dużo lepiej, ale nagle cała ta poprawa mija i znów zaczyna się od nowa. Czy ktoś ma podobne objawy, czy polecacie w warszawie psychologa? Jest mi bardzo ciężko, bo nikt nie rozumie moich problemów rodzice bagatelizują, że tylko mi się coś wydaje, że ubzdurałam wszystko sobie, co robić, to jest ze mną codziennie, cały czas. Proszę o pomoc.