Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Janusz

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Janusz

  1. W szpitalu ponownie mnie położyli na oddział kardiologii oraz na sale intensywnej terapii. Jakiś czas leżałem pod obserwacją, oczywiście przyjmowałem zastrzyki, leki, przechodziłem różnego typu badania i tak pomalutku dochodziłem do zdrowia. Dzielni lekarze, uczeni z wielką cierpliwością, sukcesywnie stawiali mnie na nogi. Tak dzień po dniu mijał czując się dobrze na co najlepszym dowodem były urządzenia oraz wyniki badań. W „nagrodę” przeniesiono mnie na ogólną sale by szybciej wrócić do formy. Czas płynął ślimaczym tempem, mierzony był od posiłku do posiłku to taki wyznacznik jak ktoś nie wie która jest godzina. Posiłki w szpitalu podawane są o takich samych godzinach, zawsze regularnie i według nich można ustawić zegarek. Mijają dni a ja w sumie czuję się dobrze. Z perspektywy za kilka kolejnych dni powinienem wyjść do domu. Bardzo się cieszyłem, że wreszcie skończy się ten koszmar. Nie ukrywałem, z tęskniłem się za moimi bliskimi, moją kochaną córką, bo tylko w nią wierze. Mogę się cieszyć i dziękować bogu, że tak dobrze się skończyło, że mam kolejną szanse na życie. Kolejny raz los był dla mnie łaskawy. Zanim opuściłem gościnny szpital czekała mnie rozmowa z jednym z lekarzy kardiologów na temat mojego zdrowia. Rozmowa była dość poważna, dotyczyła operacji bypassów. Nie bardzo wiedziałem o co chodzi ale mogłem się domyśleć, że chodzi o moje serce. Niemal cała radość mego życia legła w gruzach, tak nie wiele brakowało do szczęścia. Gdzieś już słyszałem o bypassach niestety tak naprawdę nic nie wiedziałem. Lekarza na oddziale mniej więcej wytłumaczyli mi na czym ten pic polega. Nie ukrywam, że włosy mi się najeżyły. Jak to mówią krótka piłka: baypassy innego wyjścia nie ma. Kolejne popołudnie i noc spędzona intensywnie, na rozmyślaniach i zadawaniu sobie pytań. Rano podjąłem decyzję, że wyrażam zgodę. Oczywiście nie była to łatwa decyzja, nikt z nas tak wcześnie nie chce pożegnać się z najbliższymi i odejść z zapomnienie chyba, że jest to wola Boga. Powiadomiłem lekarza, który mnie uświadamiał o konieczności operacji bypassów. Zgłosili mnie do tzw. centrum do Poznania gdzie okres oczekiwania jest około trzech miesięcy. Kilka końcowych badań przed wyjściem do domu, leki i „fora ze dwora”. Tak można by było opisać moją przygodę z zawałem serca
  2. Po lekkim przebudzeniu się nie bardzo wiedziałem gdzie jestem, po prostu nic nie jarzyłem całkiem zgłupiałem. Pomieszczenie, w którym byłem było jakieś dziwne: ciemne, ponure, a ja leże na łóżku wraz z reklamówką na nogach. Rozglądałem się na boki i nic nie pamiętałem. Myślałem sobie gdzie ja jestem, miałem różne myśli, do czasu kiedy zobaczyłem pielęgniarkę, wówczas uspokoiłem się.. Po jakimś czasie podeszła do mnie coś mi się zapytała na pewno jej odpowiedziałem, Później słyszałem jak pielęgniarka rozmawia z lekarzem. Następnie poczułem wkucie w pachwinę, kątem oka na monitorze komputerowym zobaczyłem jakieś dziwne wykresy, linie pionowe, grube i cienki, domyśliłem się, iż robią mi koronografie. Nigdy przedtem nie słyszałem o takim badaniu, było to dla mnie zaskakujące. W pewnym momencie lekarz powiedział że niema sensu dalej robić, bo i tak nic nie wyjdzie. Jak usłyszałem te słowa to miałem ochotę krzyknąć: Dlaczego? Może spróbujemy jeszcze raz?, Może się uda, proszę. Chciałem coś powiedzieć ale nie mogłem czułem się jak bym był zablokowany coś mnie hamowało nie mogłem nic wyksztusić. Musiałem się trochę zdrzemnąć przy tym badaniu, bo obudziłem się na sali gdzie leżały trzy osoby w tym jedna kobieta. Sala była przegrodzona żaluzjami i łazienką na miejscu.Za oknem piękny nowy dzień było ciepło i świeciło słonko. Czułem ucisk w pachwinie miałem takie wrażenie jakby ktoś położył mi 100 kg, nie mogłem się ruszyć ani odwrócić na bok. Dopiero po jakimś czasie przyszła pielęgniarka i mnie oświeciła, że ten ucisk jest konieczny. Pytam się a sprawy fizjologiczne? Odpowiedz pielęgniarki była bardzo stanowcza: na wszystko jest sposób, proszę się o nic nie martwić. Przyniosła mi różne akcesoria różnego typu rzeczy i powiedziała: proszę się nie ruszać, leżeć na wznak, bo tak trzeba, odpowiedziałem; ok. Przyszedł lekarz zajrzał pod koc obejrzał pachwinę i powiedział: dobrze się goi. Jakoś szybko zleciał ten dzień i znów zrobił się wieczór. Taki byłem zmęczony ciągle chciało mi się spać, czułem ogólne osłabienie, mówię sobie licho ze mną ale dom rade bo przecież mam do kogo żyć. Mam wspaniałą córkę, którą nie mogę zawieść, przecież on ma tylko mnie. Następnego dnia po obchodzie lekarz stwierdził, że pomału mogę wstać z łóżka i dzisiaj po mnie przyjadą Bardzo się ucieszyłem z tej nowiny, od razu dostałem lepszą chęć do życia. Ale to tak łatwo powiedzie, wykonanie z tym wstawanie był kiepskie. Nogi się gięły jak u niemowlaka .Po ciężkich próbach dałem rade doczłapać się do łazienki . W miarę swych możliwości ruchowych z wielkim trudem się umyłem oczywiście z grubsza. Wystarczyło to abym poczuł się lepiej w tempie żółwia, udałem się z powrotem na łóżko gdzie z niecierpliwieniem oczekiwałem na przyjazd kolegów z pogotowia, którzy zabiorą mnie do domu. Po kilku godzinach zjawili się moi wybawcy. Zapakowali mnie na łóżko transportowe, zapieli pasami i szary korytarzem zawieźli do karetki. Po dokonaniu wszelkich zabezpieczeń w samochodzie włączyli tzw. koguty i chyżo pomknęliśmy do szpitala macierzystego.
  3. Po przyjeździe do szpitala, zawieźli mnie na oddział kardiologii i położyli na intensywną terapie, Oczywiście badania, kroplówki, leki i dużo zastrzyków dożylnych oraz nie obeszło się od dokumentów, które musiałem podpisać z racji pobytu w szpitalu. Człowiek na pół świadomy, nie bardzo wie co podpisuje niestety takie są u nas przepisy, uważam, że takie sprawy powinno się załatwiać gdy jest się świadomym w mniej nerwowej sytuacji. Na sali leżąc we mgle widziałem swoją rodzinę jasne, że z nimi rozmawiałem tylko nie bardzo mogę sobie przypomnieć o czym. Później opowiedzieli mi o czym. Pamiętam, gdy pytano mnie oto czy wyrażam zgodę na wykonanie koronografie, która miała być przeprowadzona w Poznaniu. Powiedziano mi i rodzinie, że jest niezbędna do dalszego leczenia. Jakimś cudem podpisałem zgodę na jej wykonanie. Następnie wokół mnie zrobił się bardzo duży ruch nie wiedziałem co się dzieje. Przygotowywali do wyjazdu jeszcze jakieś zastrzyki, kroplówki i pełen odlot. Nic nie pamiętam.
  4. Telefon w dyspozytorni odebrała przemiła pani. Oczywiście standardowe pytania: Ile ma lat?, A ubezpieczenie?, A czy choruje?, Gdzie pracuje?, i tym podobne bez sensu, jak by one w tej chwili były najważniejsze. Przecież takie formalności można załatwić później, facet chory nie ucieknie. Mnie to już denerwowało i zacząłem się co raz to bardziej martwić. Myślałem sobie: Czy ona robi mi na złość, że tak przedłuża? Po pięciu minutach intensywnego wywiadu środowiskowego przyjęła łaskawie zgłoszenie. Z wielką ulgą oczekiwaliśmy na przyjazd pogotowia. Ponieważ mieszkam w niedużym mieście tak mi się wydaje, gdzie wszędzie jest blisko to pogotowie powinno szybko przyjechać. Do chwili przyjazdy pogotowia ratunkowego czas jak by się zatrzymał. Okropnie mi się dłużyło, leżałem na tapczanie mokry jak szczur, cały zlany potem, czułem że mną „rzuca”. W duchu mówiłem sobie: mogli by już przyjechać, co tak długo? Dla mnie ta chwila od momentu zgłoszenia do przyjazdu trwała wiecznie, chciałem wyjść z domu i iść im na przeciw. Ja tylko chciałem by jak najszybciej udzielono mi pomocy .Po dobrych kilku minutach łaskawcy zajechali po pańsku pod mój blok. Odetchnąłem z ulgą, niestety w domu to samo ,wywiad środowiskowy a we mnie wszystko się gotuje, robi się zimno a ci swoje, pomyślałem czy nie można by było tego wszystkiego później załatwić i najpierw pomórz mi. Po jakimś czasie lekarz badający mnie, dość dokładniej może dlatego, że żona pracuje w szpitalu stwierdził zawał, otworzyli wielką walizę zaczęli aplikować zastrzyki i różnego typu tabletki do ustne, stwierdził zabieramy do szpitala. Mieszkam na 2 piętrze a koledzy musieli mnie znieść jakość, gdyż sam nie byłem wstanie. Na wszystko jest sposób do karetki znieśli mnie w końcu na specjalnym, rozkładanym krzesełku, który mają na wyposażeniu pamiętam tan czas jak mnie znosili po schodach oraz przed karetką ,gdzie musiałem być przeniesiony na łóżko. W tym czasie na dworze świeciło słonko było pięknie i ciepło a ja cały mokry niestety koledzy nie pomyśleli by mnie okryć kocem aby nie doszło do zapalenia płuc to cud, że tak się nie stało. W karetce otrzymałem maskę z tlenem leżąc na łóżku słyszałem jak lekarz powiedział do kierowcy tajemniczy kod do jazdy na sygnale przez miasto i w drogę do szpitala. Wówczas lekko ogłupiały po tych lekach pomyślałem sobie: niech się dzieje co chce.
  5. Witam bardzo serdecznie. Chciałbym opowiedzieć o swojej przygodzie z zawałem serca. Pewnego pięknego, słonecznego popołudnia wróciłem z pracy jak zwykle do domu zjadłem obiadek, i oczywiście standartowo drzemka bo przecież sadełko musi się zawiązać, luz, pełen uśmiech nic nie wskazywało na to, że dalsze popołudnie oraz wieczór będzie dla mnie lekko skomplikowane. Po jakimś czasie leżakowania na tapczanie jak tzw. lemur, poczułem delikatne pieczenie w klatce piersiowej. Oczywiście jak to facet olałem to, w ogóle tym się nie przejąłem, mówię sobie: skoro weszło to i musi wyjść. Już kiedyś tak było i ból przeszedł. Mija jakiś czas nie przestaje mnie boleć, wręcz przeciwnie nasila się a do tego zimny pot, który zaczął mnie oblewać. W tym momencie zacząłem się denerwować. Mija kilka kwadransów a ja czuję się coraz gorzej. Piękny dzionek na dworze słoneczko świeci, aż chce się żyć a mnie coraz mocniej boli i robi mi się zimno. W końcu męska decyzja, już dłużej nie wytrzymam tego stanu a na polepszenie nic nie wskazuje. Zona z córką widząc, że zemną jest coś nie tak i w te pędy zadzwoniły na po pogotowie ratunkowe.
  6. Cześć,witam bardzo serdecznie ,może ktoś mi to wyjaśnić.
  7. Janusz

    Kardiomiopatia przerostowa

    Mam pytanie,co to jest kardiotapia niedokrwienna
×