Niestety ryzyko śmierci jest wpisane w tego rodzaju zabiegi i czy to sę zdarzy w Katowicach czy w Zabrzu to na to wpływu nie mamy. Jednak opieka pielęgniarska jest zła. Na OIOMie przyszedł monter i nawiercał wiertarką otwory pod telewizory które zafundował Pan Bochenek pacjentom. Pewnie to podstawa w dzisiejszych czasach... Niestety ani na OIOMie ani na pooperacyjnej nie ma dzwonków. Pacjent jest zdany sam na siebie. Na ogólnych salach wcale nie jest lepiej. Nie działały na sali gdzie przebywał mój ojciec. Jak człowiek wychodzi do domu to wtedy nie ma juz nikomu nic do zarzucenia tylko cieszy się ze żyje, ale ja byłam tam i widziałam. Wiem co przeżyłam jak nikt nie umiał mi udzielić informacji. Pacjenci niestety sa zaniedbani pielęgniarsko. Lekarze wykonują swoja pracę, tzn. operują fachowo. tego nie można nikomu zarzucić. Natomiast potem jest koszmar. Ojciec mówił, ze opatrunki np. zmienia się zrywając plaster normalnie na chama. Dziwi mnie to, bo od tego jest benzyna aby rozpuścić klej i oderwać bezboleśnie plaster. Wenflon usuwa się dopiero kiedy pacjent się upomni. Nie sprawdza się kiedy był założony i cy jest potrzebny. A to jest dopiero ognisko zakażenia. Nie wiem, długo szukałam odpowiedniej kliniki dla ojca więc wybór był przemyślany, ale radzę dobrze się dowiedzieć przed umieszczeniem kogoś bliskiego w tej klinice, czy nie będzie cierpiał. Mój ojciec powiedział, ze to przeokropny ból, jakby spadł z 10 pietra. Błagał o p/bólowe i słyszał słowa *zaraz*. czekał, a ból był nie do zniesienia. Kiedy pielęgniarka wstrzykiwała lek do kroplówki zapytał kiedy zacznie działać, usłyszał słowa: jak ja mam okres to mi Ibuprom działa po pól godzinie. Tak niestety nie zachowuje się fachowy personel.