Dobry wieczor, czytam tutejsze opisy i jakos tak mi odrobine lzej , ze jednak jest zadziwiajaco duzo ludzi z tym samym schorzeniem.Nie znaczy to ze mnie to cieszy ze tyle ludzi choruje ale ze jest sporo tych ktorzy zrozumieja moje troski.:)
Mam czestokurcz nadkomorowy od 10 lat ,dziwnie wystepuje on srednio raz do roku i to zawsze latem(doszukiwalam sie powiazan ale jakos nic mi nie wychodzi)
czas trwanie od 15-ostatnio ca1 godziny 220/min kazdy kto to przechodzi wie jak dlugie sa te minuty.Najczesciej przechodzi samoistnie ,lekow zadnych nie stosuje bo moj kardiolog stwierdzil ze branie leku przez 354 dnie z ich dzialaniem ubocznym moze byc bardziej szkodliwe,
Chociaz bylam u kilku kardiologow i prawie wszyscy potwierdzaja ze jest to forma zaburzen ktora nie jest niebezpieczna tylko nieprzyjemna nie potrafie podejsc do tego tak spokojnie.
Zawsze po takim incydencie mam o czym myslec przez kilka dni,(ostatni 3 dnie temu dlatego znowu zaczelam szukac bratnich dusz, bo stwierdzilam ze to co piszecie mnie jednak uspokaja)
U kilku osob wyczytalam ze te napady maja czesto po nachyleniu sie mnie to sie 3 razy przydarzylo przy kucaniu???
Przy ostatnich dwoch razach mialam pozatem bol w klatce piersiowej i wytlumaczono mi to w ten sposob, ze serce bijac z ta predkoscia jest niedotlenione i dlatego bol, ale na moj chlopski rozum czy jest to wowczas ciagle jeszcze takie* tylko nieprzyjemne*.Czy ktos z was tez odczuwa bol i co mowia wasi lekarze? Namawiaja do ablacji czy podchodza do tego z takim dystansem jak moj kardiolog?
Wiem ze na odpowiedzi moge liczyc i z gory bardzo dziekuje bo jestem chwilowo troche w dolku:)