Witam!
Mam na imię Radek i mam 19 lat. Od powrotu wakacji czułem się strasznie, chwilami miewałem myśli samobójcze, moje serce biło tak mocno, że chwilami nie mogłem wytrzymać. Na wakacjach byłem nad morzem ... a że nie było rodziców to wiadomo ze znajomymi piliśmy dzień w dzień. Codziennie gdy rano budziłem się na okropnym kacu nie mogłem wytrzymać, jednak wypiłem do tego piwo i od razu czułem się lepiej. Wmawiałem sobie, że jest to spowodowane tarczycą (którą mam) i nadmorskim klimatem (czyli jodem). W ostatni dzień już naprawdę nie mogłem wytrzymać, serce biło mi tak mocno, że nie mogłem wysiedzieć na miejscu i coraz bardziej chciałem wrócić do domu. Zadzwoniłem do mamy i powiedziałem jej, że nie moge już wytrzymać. Kiedy wróciłem do domu nie czułem już tego lęku i bicia serca. Jednak po kilku dniach znów się odnowiło (i znów na kacu). Nie mogłem wysiedzieć znów na miejscu i powiedziałem o wszystkim rodzicom. Mama zabrała mnie do kardiologa, kiedy ten mierzył mi ciśnienie mój puls dochodził nawet do 160. Lekarz powiedział, że zabierze mnie na badania do szpitala. Już w nocy, zacząłem mieć drgawki, a mama podała mi jakiś mocny lek uspokajający. W szpitalu, robiono mi wiele badań na tarczycę i nic szczególnego nie wykryto i podawano mi leki uspokajające. Lekarz powiedział, żebym spróbowałem rozmowy z psychologiem. Po rozmowie z nim, psycholog nic nie stwierdził i powiedział, że to poprostu moje nerwy i muszę nad nimi zapanować. Wróciłem do domu i znów kilka dni było spokojnych. Zaczął się rok szkolny i do szkoły chodziłem chyba przez niecałe 2 tygodnie. Bo znów pojawiły się lęki i bicie serca. Na lekcji nie mogłem wytrzymać myślałem, że zaraz zemdleje i byłem cały blady. Do szkoły nie chodziłem przez jakieś 2 tygodnie i mama postanowiła mnie zabrać do jeszcze jednego psychologa. Nie wychodziłem z domu, bałem się poprostu wszystkiego, nie chciałem się z nikim spotykać, poprostu czułem się inny. Psycholog wykrył u mnie Nerwicę i powiedział, że na drugi dzień mam się udać do psychiatry. Wystraszyłem się bo psychiatra kojarzył mi się tylko z czubkami. Poszedłem do psychiatry, oczywiście znów miałem atak lęków, tymbardziej jak zobaczyłem ludzi którzy tam przychodzą. Psychiatra przepisał mi Xetanor (paroksetyna - psychotrop, lek antydepresyjny) i Relanium (na noc). Xetanor biorę do tej pory i jest to już 3 miesiąc kiedy go biorę. Przyznam, że czuję się po nim 100 razy lepiej niż na początku, jednak chwilami stresuję się drobnymi głupotami. Ale mogę się chociaż spotykać ze znajomymi, chodzić do szkoły i na imprezy. Jednak dzisiaj byłem znów u psychiatry i znów przepisał mi ten sam lek. Załamałem się, bo lekarz powiedział, że mogę przestać go brać ale po jakimś miesiącu znów mi to wróci. Byłem zdziwiony i się zapytałem do kiedy mam go przestać brać, psychiatra powiedział, że może być też tak, że będe go brał całe życie!!:/ Czy ja kiedyś się z tego wylecze? Znacie kogoś kto wyszedł z nerwicy? Ja nieskończyłem jeszcze 19 lat a już muszę chodzić do psychiatry. Chwilami się załamuje i nie chce mi się żyć, kiedy np. ide przez ulicę i myślę o tym, że tak wielu ludzi żyje a akurat mnie musiało to spotkać. Chwilami myślę też o tym czy moje życie ma tak w ogóle sens? Od kiedy wykryto u mnie nerwicę nie potrafię się z niczego cieszyć, cały czas mam w głowie to, że siedzi we mnie takie **coś**:/ Chciałbym to pokonać raz na zawsze, lecz nie wiem jak. Nie chcę już brać tych tabletek:/ Pomóżcie, pozdrawiam!