Skocz do zawartości
kardiolo.pl

zuza7

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez zuza7

  1. Ah no i zapomnialam dodać że też biorę xanax tylko iak iuz iest bardzo źle, iak czuię, że lęk narasta i że nie uda mi się z nim poradzić, na przyklad sytuacia absolutnie traumatyczna - wsiaść w auto, przesiąść się w metro i poiechac do miasta - MA SA KRA. mam nadzieie, że mi to przeidzie, kiedys mialam iazdy w sklepach i przeszlo. w aucie teraz iest wręcz przeciwnie - czuie sie dobrze i mnie uspokaia.spacery po górach tez mnie dobiialy, bo wiadomo, serce wali bo wysiłek i od razu zaczynały się czarne myśłi - dzisiai wręcz przeciwnie, robi mi to super dobrze. te obiawy tak szybko sie zmieniaią, że masakra - ledwo uda sie iedno oswoic to poiawia sie drugie. iak iuz depresia do tego dochodzi to ciezko iest na prawdę z tym walczyc.tak iak mowilam, zaczelam brac antydepresanty 3 dni temu, nainizszą dawke 5mg i mam mdłości i brak apetytu ( i dobrze, bo podobno potem się tyie :P) i oczywiscie zaczęłam sobie wkrecać ,że to poważna sprawa skoro iuz antydepresanty i wogole, ale w sumie wszystko iest dla ludzi ieżeli zaidzie taka potrzeba, byle nie liczyc na to, że leki nas wyleczą bo one pomagaią nam tylko przeisć przez ciężki okres a całą robotę musimy odwalać sami (bądź z pomocą psychoterapeuty). i bez względu na okolicznosći próbować, starac sie ze wszystkich sił nie szamotać się z nerwicą tylko dać iei być a samemu myśleć pozytywnie. dzisiai nie wiem iakim cudem udalo mi sie dopuscic pozytywne msli do siebie, bo tak grobowo-wisielczo-samoboiczego nastroiu nie mialam dawno, ale co ważne to nie przywiązywać się do tych mysli, niech sobie przeplyną, skierować ie na inny tor, tak iak pisałam wczesniei.
  2. Martaa, mnie się to zaczeło iak robiłam ostatni rok studiow wiec i mieisce znane i ludzie, a poza tym to byly studia artystyczne wiec szkola mi dobrze robila. ale z tym prawkiem to podobnie mialam, zdalam iuz iak mialam iazdy, (przed samym egzaminem myslalam ze umrę)i iak mialam sama iedzic to sie zaczal odlot.ale przeszlo mi samo, tylko duzo ieździlam bo musialam robic 100 km raz na tydzien do psychoterapeuty itd. co do tych twoich weekendow to nie wiem co doradzic, tylko tyle, żebys nie rzucala szkoly.bo nerwica tylko na to czeka.to ważne, żeby nie rezygnować z życia i normalnych czynności.
  3. Wiesz co nuka, ten ścisk w gardle i drętwienie to wszystko po prostu stres, nie mogę niczego poradzic na konkretne obiawy, a z nerwicą tak iest, ze obiawy ciągle sie zmieniaia i stąd też lęk, że cos z naszym cialem iest nie tak, przez te zmiany wlasnie. a to po prostu wszystko z nerwów.na wszystkie obiawy iest iedno lekarstwo - odpuścic, ciezko to zrobić ale trzeba. sama widze po sobie, ze mi to pomaga ieżeli uda mi sie iuz to zrobic. inna sprawa iest taka, ze iak iestesmy mocno znerwicowani i puscimy a potem z powrotem sie zepniemy to organizm reaguie znowu obiawami nerwicy. moia psychoterapeutka dala mi takie cwiczenie, spróbui kilka razy dziennie: usiądź wygodnie, postaw przed sobą zapaloną swieczke i patrz w plomien. pozwalai myslom przeplywać,a iezeli poiawiaia sie iakies natrętne postarai sobie w glowie powtarzac iakąś piosenkę albo wierszyk,ale nailepiei po prostu dac im plynac i nie skupiac sie na nich. po chwili patrzenia powinnas zacząć się relaksować, trochę taki stan iak przed zasnieciem, że czuiesz ze iesteś w tym pokoiu i patrzysz w swieczke, slyszysz co sie wokol ciebie dzieie ale twoie mysli krązą i czuiesz sie bezpiecznie i dobrze. trudno na początku ten stan uzyskac ale nie poddawai sie, probui kilka razy, iak teraz sie nie uda, sprobui za godzine itd. poza tym, tak iak mowie, iakis wysilek fizyczny, cos, zeby odwrocic uwage od tego, wtedy te obiawy powinny po iakims czasie ustąpic. bo iak iestesmy z nimi sami i myslimy o nivch, analizuiemy ie i rozpamietuiemy i skupiamy sie na nich, sami sie nakręcamy i one robią się silnieisze. pamietam, ze na początku mialam gulę w gardle, tremę, sraczkę za przeproszeniem przez tydzien, nie moglam iesc ani nic, ciagle chcialo mi sie spac i czulam ciągly lęk. dopiero po tygodniu mi to minęło, a iak pracowałam miesiąc na polu zbieraiąc truskawki to w ogole nie mialam żadnych obiawów. nie martw sie tym sciskiem w gardle , nie skupiai sie na nim i nie mysl o nim, zrob cos, wyidź na spacer, spotkai sie z kimś, wazne, żeby skierować swoie mysli na inny tor.
  4. Nuka, obiawów nerwicy iest cala masa ale własciwie są u wszystkich mniei lub więcei takie same - stres czyli wlasnie trema, swiskanie w ardle, zawroty glowy, ucisk glowy, sztywenosc karku, pocenie sie w calosci lub tylko dloni itd, itd. u mnie bylo iuz ich tyle, ze ciezko mi to zliczyc. na szczeście faza z atakiem serca iuz mi dawno mineła, przynaimniei to:) teraz na fali u mnie iest lęk przed zwariowaniem i depresia. iak sie czyta fora i artykuly poswiecone nerwicy to wszystkie obiawy iakie mam pasuią iak ulał i iest to pocieszaiace bo to znaczy, sami ie sobie wywoluiemy i skoro udalo nam sie az tak silą umsłu zadzialac ze one sie poiawily to rownie dobrze mozemy zrobic odwrotnie. tez mam dzisiai kiepski dzien, iak pisalam wyzei (dwa razy mi sie ten post wyslal, sorry:P) mialam wczorai atak normalnie iak z horroru (tzn czulam sie iak w horrorze) i dzisiai wciaz mam ieszcze posmak tego ale staram sie o tym nie myslec, probuie pracowac (ciezko mi to idze ale iakos probuie) i po poludniu poide na intensywny spacer po gorach. to iest wazne myslę - wysilek fizyczny. przedtem biegalam co rano ale troche moie kostki mi zaczely ubolewac wiec przestalam ale chyba wroce do biegania (zwlaszcza ze biore antydepresanty i podobno po nich sie tyie, :) poza spacerem dzisiai w tei chwili puszczam sobie na youtube zabawne filmiki (za chwilę dalszy ciąg programu zMannem i Materną , swietnie poprawiaia humor i odsuwaią zle mysli).wazne zeby sie czyms zaiąc, relaksacia tez iest super ale z doswiadczenia wiem, ze ciezko ią zrobic kiedy czuiemy się żle i mamy natrętne myśli, o ironio. bo iak czuie sie dobrze to mi przez mysl nie przechodzi zeby sie relaksowac, bo po co, no a trzeba.
  5. Witam wszystkich! nie wiem cz ktoś mnie tu ieszcze pamiętam, mam nadzieię, że osob z ktorymi pisałam dwa lata temu iuz nie muszą wchodzić na to forum - misia, madziowa, zofia.. aha, wybaczcie, że nie zamiast *iot* użwam *i* ale wyrwałam klawisz klawiatury niechcący:) otóż, w skrócie z nerwicą walczę od 3 la właściwie, przez różne stany przechodziłam, niektóre ustąpiły, na ich mieisce poiawiły się inne. ostatnio dołączyła depresia. robię psychoterapię od września zeszłego roku, widze zmiany, m.in takie, ze wcześniei było łasciwie ciągle źle - mniei lub bardziei ale żle. teraz iest albo naprawdę dobrze przez kilka dni albo do bani. problem iest taki, że mieszkam we francii od poltora roku i od września udalo mi sie znaleźć pracę. niestety moi stosunek do pracy iest dosć niecodzienny - iestem perfekcionistką i to mnie wykańcza. do tego praca też iest dość specyficzna - pracuię w domu, iestem kolorystą komiksów. nib wszystko super - mieszkam na wsi, mamy koty, hoduiem pomidory, iest super, ptaki śpiewaią, nie muszę sie zrywać rano do roboty i iechac w iakies inne mieisce ( mialabym z tym wielki problem, isć do biura, do ludzi, do miasta) wiec żc nie umierac. tlyko ze ia nie potrafię wziąc iednego dnia wolnego.pracuie od rana do wieczora przed komputerem, po 10, 11 godzin, żadnych weekendów,. nic. tak na prawdę od grudnia nie mialam ani iednego dnia wolnego. i to niestety moi wybór, bo iestem tak zdeterminowana, perfekcionistyczna (iak wiele osob z nerwicą), a że wciąż się uczę (coś na kszałt stażu, wiec mam placone tylko za to co iest dobrze zrobione i nie wymaga poprawek) to nie umiem odpuścic, no i myslę, że tym właśnie podeisciem doprowadzilam do depresii. poza tym ze od kilku tygodni, iak koncze prace wieczorem wszystko mnie doprowadza do szału i łez (miauczący kot, moi facet gwiżdżący w kuchni, ptak za oknem) i naimnieiszy halas powoduie ze podskakuię ze strachu. lęki lękami, ale te poczucie pustki, przekonanie, że pewnie mam rozdwoienie iażni albo cholera wie co, bo często czuię się iak bm byla we snie, rozmawiamz moim facetem a mam wrażenie iakbym była obecna ale iako obserwator, iakis taki brak połączenia z otoczeniem no i mśli samobóicze - czy może lęk przed myślami czy tym, ze iak takdalei poidzie to bede chciala rzucic wszystko - taki klimat nie za wesoły,coś iak koszmar na iawie i chcęc obudzenia sie z niego albo wylogowania sie z życia chociaż wcale nie chce się zabiiać, tu chyba iednak sprowadza sie to do lęku przed utratą tokntorli - nie wiem. Nie wiem za bardzo iak to opisać ,ale iestem pewna,ze wiele osob wie dokladnie o czym mowie. od trzech dni biorę antydepresant - seroplex, 5 mg, bylam bardzo przeciwna lekom no ale w tym stanie przerazilam sie, że będzie gorzei. do tego xanax ktory biorę TYLKO i włącznie kiedy czuię ze lęk iest nie do zniesienia. wczorai odpuscilam trochę, spałam dużo i nie pracowalam - oczwiscie robiłam milion innych rzeczy bo nie mogę bezczynnie siedziec. i wieczorem w lozku poszlo.napad mysli tak negatywnych ze sie w glowie nie miesci, obok mnie leżał moi facet, który, biedaczek, nie mogl spac przeze mnie bo mu ięczałam, że zaraz zwariuię. iuz parę razy tak miałam, moia psychoterapeutka mi to tłumaczy ze problemem iest ODPUSZCZENIE. nie potrafię odpuscic zrelaksowac sie, a iak tylko na chwilę odpuszcze i potem kurczowo łapię się z powrotoem tzw kontroli to tak wlasnie organizm reaguie. każe mi codziennie robic tzw autohipnozę, czyli siadam wygodnie i patrze w ieden punkt, nailepiei plomien swieczki i puszczam kontrolę - tylko ze ia nie potrafię bo od razu iest lęk przed puszczeniem wlasnie. w każdym razie od kied biorę tabletki (od 3 dni) mam potworne bóle glowy, lekkie mdłości i ciagle chce mi się spać. nib tak ma być przez dwa tygodnie a potem lepiei ale boie się ,ze iak odstawie tabletki będzie ieszcze gorzei. troche w takim ślepym zaułku iestem, dzisiai ieszcze taki grobowy nastrói, że nigdy nie uda mi się z tego wyisc, takie trochę oderwanie od rzeczywistości i chęc spania,zeby przespać naigorsze. niby wiem, ze moze być lepiei, bo bywało, niby wiem, że to wszystko wnika z myślenia, lęki, trzęsące się ręce, te natrętne myśli, trema i percepcia swiata, (który widzę baaardzo w czarnych kolorach, i przyszlośc i teraźnieiszosć) ale iakos wciaż powraca myśl - a ieżeli tak mi zostanie? a iezeli nie ma na to rady? iak popatrze na te moie posty sprzed dwóch lat, ktore tu pisalam to aż ciężko mi uwierzyć, że to ta samam osoba. przepraszam, że ten post taki długi, nie wiem czy komuś chciało sie to czytac.ale postanowilam wrócic na forum, bo byc może pomoże mi to iakos przeisc ten trudny moment w moim życiu.pozdrowienia dla wszystkich!
  6. A w ogóle tak sobie własnie pomyślałam - lęk przed lękiem?to trochę bez sensu, co?jeżeli by się nad tym tak zastanowić, to sami się nakręcamy bez żadnego właściwie powodu. i równie dobrze możemy przestać się nakręcać - w końcu to my jestesmy panami siebie, tak czy nie?dlaczego boję sie, że złapie mnie lek?to tylko ode mnie zależy czy mnie złapie czy nie.tak samo jak ode mnie zależy,czy będę się śmiać czy nie.jeżeli potrafię sama wywołać w sobie lęk to równie dobrze mogę go sobie nie wywołać.a po co wywoływać? ja wiem, jak trudno to wszystko pojąć, uwierzyć w to i zaakceptować kiedy siedzi się w samym środku tej niedobrej fazy.dlatego, póki mogę i chwilowo jestem pozytywna ;) mogę sobie to racjonalnie przeanalizować.nie traktujmy lęku jak coś co nas napada, jak wroga czy dzikie zwierze.właśnie kiedy nadchodzi, spróbujmy go przeanalizować na zimno - czy rzeczywiście jest się czego bać? przyjaciolka poradziła mi fajną rzecz - kiedy zbliża się atak paniki, wyciągnijmy kartkę i długopis i wypiszmy *wilki*.napiszmy na kartce *wilk 1, wilk2* i ponazywajmy je, np *wilk1 - strach przed śmiercią, wilk2 - strach przed guzem mózgu, itd, itd*. potem jak już wypiszemy wszystko, czego się w danej chwili boimy, przeczytajmy kartkę i racjonalnie wykraślajmy po kolei : *wilk1 - strach przed smiercią - dlaczego miałabym teraz umrzeć?a nawet jeżeli no to co z tego?:wszyscy kiedyś umrą, nie ma na to rady, widocznie tak musi być,że właśnie teraz mam umrzeć, wilk2 - guz mózgu - były badania, nic nie wykryto - kompletna bzdura*..czasem zostaje jeden lub dwa wilki, których nie można wykreślić, może wtedy jeszcze raz spojrzec na tę kartkę, już jak będzie po ataku, albo jak będzie lżej..na pewno za którymś razem i tego wilka da się skreślić... pozdrawiam!
  7. Witam ponownie Drogie Panie i Szanowni Panowie! dzisiaj miałam kolejny pozytywny dzień, chciałabym, żeby udzieliło się i Wam! do Agi120 - pisałam wcześniej jak ja sobie radzę ze swoją nerwicą - co prawda trwaod lipca zeszłęgo roku, więc nawet nie rok jeszcze, ale myślę, że bardzo dużo się przez ten czas nauczyłam.po pierwsze - nie bój się, że napadnie Cię lęk, nie myśl o tym (trudno na początku ale na dłuższą metę działa), jeżeli będziesz o tym myśleć to napewno się pojawi.czytałam, że 70 procent ludzina świecie miało atak paniki przynajmniej raz w życiu, u większości pojawiał się kolejny właśnie z lęku przd kolejnym - reakcja łańcuchowa. po drugie - kiedy mam lepsze dni, jak ostatnio, cieszę się nimi i cieszę się każdą pierdołą - kwiatkiem, listkiem, dotykiem swetra itd. dzięki nerwicy zaczęłam doceniać pozytywy w życiu. po trzecie - dużo pozytywnych książek;moja babcia podesłała mi Louise Hay *Możesz uzdrowić swoje życie* i Ewy Foley *Zakochaj się w życiu* - niesamowicie pozytywne i pomagające w pracy nad sobą nad SAMOAKCEPTACJĄ. wiem, że niestety więszkość z nas ma problem z zaakceptowaniem i pokochaniem siebie.to bardzo ważne, a wręcz nieodzowne, żeby żyć ze sobą w zgodzie.tutaj z resztą się to wszystko zaczyna.do tej pory udało mi się do pewnego stopnia zaakceptować nerwicę - o dziwo przyszło mi to łatwiej niz zaakceptowanie, np mojego lenistwa albo mojej figury.zaczęłam też inaczej podchodzić do swoich dołków, takich najzwyklejszych, kiedy nic się nie chce - no trudno, teraz się nie chce, nie ma co się zmuszać bo i taknic dobrego z tego nie wyjdzie tylko frustracja i jeszcze większe niezadowolenie.na dołek - obejrzeć komedię, śmieszne zdjęcia na internecie, puścić sobie zabawny teledysk, cokolwiek, nawet głupie filmiki na youtube, na który ludzie się przewracają albo wchodzą w szybę - to działa:) na odrealnienie - działać mimo tego. to najbardziej mnie przerażało, poruszanie się jak we śnie, ludzie jacyś dziwni, wrodzy, itd.przecież wszyscy wiemy, że wcale tak na prawdę nie jest,ludzie nie są wrodzy, są normalni, z resztą, co to znaczy normalność?co z tego, że czuję się odrealniona? ludzie biorą dragi, żeby się do takich stanów doprowadzić, a ja tak mam bez niczego:)zawsze można coś pozytywnego z tego wyciągnąć, nowe doświadczenie, czywszystko musi być szare i nijakie i *normalne*? każdy jest inny i inaczej postrzega świat, a do tego każda jednostka postrzega świat na milion różnych sposobów - to tylko jeden więcej.ja wiem, że odrealnienie jest tak bardzo namacalne że aż przerażające, no ale co mi da negowanie tego, uciekanie przed tym i chowanie się w domu?nic, przecież, nie pomoże temu przejść.więc trzebadziałać mimo tego, robić swoje i nie zważać na okoliczności.jak z katarem:) do tego afirmacje - powtarzac sobię *kocham siebie*, *akceptuję siebie*, *żyję,więc mam prawo do życia*, *mam prawo do przyjemności*.wiecie, że na poczaku jak mówiłam to do lustra to płakałam? do tego RUCH!aktywność fizyczna! doskonały lek na odrealnienie - pobiegać, wysilić się trochę, zmęczyć się fizycznie, a przy okazji seratonina nam się wydzieli, zawsze to trochę więcej optymizmu:) nie pamiętam już, kto to pisał, o wrażliwości,że wrażliwcy zazwyczaj tak dostają po dupie.no cóż,za to ile to więcej ciekawych doświadczeń i emocji w życiu.na pewno wolę to + wynikające z tego filozoficzne zastanawianie się nad istotą człowieczeństwa i sensem oraz celem życia, niz z klapkami na oczach biegać za kasą, liczyć pieniążki paluszkami,robić, widzieć i mówić rzeczy, tak jak inni. pozdrawiam i ślę mnóstwo wiosennego słonca! (z deszczowego Dublina :D)
  8. nerwus, masz rację.tylko jak kika napisała,ona boryka się z tym od 17 lat, ty od kilku, ja od pół roku.może rzeczywiście łatwiej to przezwyciężyć na początku.ja piszę tylko o tym czego ja próbuję, co mi pomaga.nie bedę brać psychotropów, nigdy w życiu.wierzę, że mogę sobie saba pomóc i że przyczyna tego problemu tkwi we mnie.jak ją usunę - objawy ustapią.nie wiem jeszcze co jest ta przyczyną, ale wciąż kopię głębiej.doskonale rozumiem - wyjscie na ulicę, uczucie zagubienia i do tego te ciągłe myślisamobójcze - czy może raczej strach,że stracę nad sobą kontrolę i albo rzucę się pod tramwaj albo z mostu albo zrobię coś jeszcze głupszego.ataki paniki mi minęły - mam je już baaardzo rzadko. tak jak pisałam wczesniej- na początku potwornie się ich bałam, jak czułam że nadchodzi kolejny myślałam *o rany, nie znowu atak, nie chcę!* i oczywiście atabył tym silniejszy o ile bardziej go nie chciałam lub się go bałam.potem dzięki mojej siostrze spróbowałam każdy taki atak obserwować, nie panikować nie bać się, bo to nic nie pomoże, jakczuję że nad chodzi to cokolwiek był nie zrobiła on i tak przyjdzie, na nic się zda biadolenia,bronienie itd. zaczęłam te ataki obserwować, spokojnie oddychać, nawet na siłę i powtarzać afirmacje (afirmacje mi bardzo pomagają, to piękna sprawa) *jestem bezpieczna w każdym miejscu Wszechswiata, kocham siebie i ufam procesowi życia*. nawet jeżeli powtarzając to w myslach wydawało mi się to rozpaczliwe, i tak kotynuowałam.bardzo mi to pomogło - jak wspomniałam wcześniej, ataki paniki mam bardzo rzadko,ajuzna pewno nie tak nasilone jak kiedyś.co do innych objawów, jak odrealnienie - to chyba jeden z najcięższych- świat faluje przed oczami, wszystko wydaje się jak we śnie, ciało jest nie moje, wszystko jest obce, wszyscy sąmi wrodzy, gówno wiedzą, wcale nie chcą mi pomóc, jestem tu sama,itd - to jest najgorsze.ataki paniki bardzo mnie wyczerpywały fizycznie, natomiast to ryje mi psychikę - nie raz przemknęły mi przez głowę myśłi samobójcze (ba,przemknęły, rozważałam je wzdłuż i wszeż, rozpaczliwie starając się pozbyć tych myśli, zająć czymś innym, a tu klops,powracały własnie jak ta natrętna konska mucha, jak kiki pisała) - zty sobie nie poradziłam jeszcze.jeszcze - bo wiem, że to jest tylko zmojej głowy - a mam wpływ na wszystko co jest w mojej głowie, więc i na to powinnam.dlatego pisałam o tej akceptacji siebie - chyba to jest bardzo ważne, nie wiem, może tylko w moim przypadku, każdy jest inny.a akceptacja lęku - chyba trzeba zacząć intencjonalnie a potem, cóż, lęk znów się pojawia i ze wszystkich sił go ignorować - jest to kur....sko ciężkie, wiem, sama łamałam się nie raz, ale za każdym razem próbuję, jest i już, nie pozbędę się go na siłę, a co mi da wzięcie tabletki - nic, teraz mi przejdzie a potem znow wroci, nie w o to przeciez chodzi. jeszcze jedna rzecz - lęk przed lękiem. lęk jest z głowy.a skoro jest z MOJEJ głowy, to czego się tu bać? to MOJ lęk.tak jak mój śmiech, moja radość, mój płacz - to MOJA emocja więc kocham ją jak każdą inną. tak sobie myślę, może to komuś pomoże...pozdrawiam serdecznie i ślę moc buziaków panie i panowie!!
  9. witam wszystkich! jestem tu nowa,znalazłam to forum ozywiście przypadkiem, co ciekawe,szukając informacji o kolce.ale przecież nie ma w życiu przypadków:)nerwica lękowa - sama ją sobie zdiagnozowałam. zaczęło się wszystko w lipcu ubiegłego roku.jeden atak paniki i..poszło. byłam w Polsce raz u psychologa, raz u psychoterapeuty-psychiatry.nie stwierdzili nerwicy, pewnie byłoza wcześnie, oboje mówili o emocjonalnym dorastaniu (mam23 lata).duzo czytalam na temat moich objawów, doszukiwałam się choroby (hipochondria to chyba jeden z objawów nerwicy,co?) no i trafiłam własnie na nerwicę lękową. ulżyło mi (!), bo wykluczyło to wszelkie fizyczne problemy, zwłaszcza guza mózgu (tak, brałam tę opcję pod uwagę bardzo poważnie!) a także schizofrenię i inne.walczę wciąż z objawami, od września zaczęłam codziennie biegać, daje mi to ulgę, niewiele, ale zawsze.czasem jest lepiej,czasem gorzej.terazjest włąśnie lepiej. myślę, że najważniejsze to nie poddawać się objawom, nie walczyć też z nimi, po prostu niech będą, są, trudno, trzebazaakceptować i robić swoje.każdy człowiek ma czasem dołek, a że mój *dołek* objawia się lękiem przed śmiercią, odrealnieniem itd, no trudno. i wiecie, ta akceptacja chyba mi najbardziej pomogła.przestałam myśleć o tym jak oczymś, co mi ustapi,a wtedy będzie dobrze itd.myślę o tym jak o czymś, co będę miec do koncażycia,w związku z czym, muszę się nauczyć z tym funkcjonować.i chyba idzie mi całkiem nieźle:)bardzo pomagaja mi studia, które, nawet jak czuję, że kompletnie nie mają sensu i w ogóle, że życie jest bezcelowe, jednak zmuszają mnie do tego,żeby coś robić.na szczescie są to studia artystyczne więc jest to też pewnie jakiś rodzaj terapii.a poza tym mój chłopak, który niestety jest daleko, ale wiem, że mnie kocha, że wspiera mnie w mojej walce i akceptuje moje depresje i całą resztę, jako pakiet, który dostał razem ze mną:D:D:D wiem jak bardzo to moze być uciążliwe, wiem, że nawet jak teraz jest lepiej, to pewnie to jeszcze powróci, ale staram się tym nie przejmować. trafiłam też przez przypadek na forum reiki, zainteresowałam się pracą energetyczną z pierwszym czakramem - uziemienie. to bardzo pasuje do tego uczucia odrealnienia - jeżeli ktoś jest otwarty na takie rzeczy to serdecznie polecam.do tego, jakjuż wspomniałam wczesniej - akceptacja.ale nie tylko objawów i stanów (tak! to są tylko stany, a stany się zmieniają, tak jak pory roku, to normalne, nic nie trwa wiecznie) ale przede wszystkim AKCEPTACJA SIEBIE.i pokochanie siebie.spojrzenie w lustro kilka razy dziennie i powiedzienie : kocham cię, Zuza:) afirmacje, pozytywne zdania, to drobne cegiełki ale są skuteczne, zaręczam.piszę dziś dość optymistycznie, ale wiem,że jeszcze dwa tygodnie temu mój post wyglądałby zupełnie inaczej. dlatego piszę to do tych, którzy właśnie tkwią w tej słabszej fazie, (nie piszę, że złej, to my określamy ją jaką złą, nieprzyjemną, a to po prostu stan, jak każdy inny), bo wiem, że sama potrzebuję takiego pozytywnego spojrzenia, jak tkwię w lękach, orealnieniu, strachu, panice itd. na pewno psycholog lub psychoterapeuta byłby lepszy - mnie niestety nie stać, jestem obecnie w irlandii, a tu ceny sąjakie są aja nie ufam tutajszym lekarzom.no i chyba, jak widać radzę sobie sama calkiem nieźle:) pewnie z psychoterapeutą byłoby jeszcze lepiej.pamiętam, że mój mi powiedział: *zrób tej panice miejsce w łóżku, daj jej kawałek kołdry, nie szamocz się z nią to pewnego razu znudzi jej się i sama odejdzie*. moja jeszcze często wraca spać ze mną, ale na szczęście już nie codziennie:) pozdrawiam wszystkich serdecznie!mam nadzieję, że udało mi się kogoś podnieść na duchu:)
×