
ania81
Members-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Osiągnięcia ania81
0
Reputacja
-
Hej wszystkim!!! Ja też ostatnio mam kołatania serducha i kłucie w klatce:(( Poza tym budzę się w nocy i mam uczucie, że atak nadchodzi. Na szczęście jakoś sobie z tym radzę, ale nie wiem, czy nie *pęknę*. Cały czas czuję takie dziwne napięcie i niepewność, czy atak mnie nie dopadnie. Staram się w przypływie najgorszych myśli zająć czymś absorbującym, ale nie zawsze na długo udaje mi się zapomnieć o dolegliwościach, które czuję:(( Ale walczę!!! A wkrótce będę w Polsce i wtedy od razu psycholog. Mam nadzieję, że raz na zawsze pozbędę się tego paskudztwa. Pozdrawiam Was!!!
-
Hej!!! Super, że masz wsparcie w chłopaku, to bardzo ważne:) No to teraz koniecznie musisz podjąć walkę ze strachem, lękami przed wyjściem z domu. Masz motywację i ona da Ci siłę, na pewno!!! Powinnaś zgłosić się do psychologa, skoro nie chcesz brać leków, to może psychoterapia będzie pomocna. Wiem, że u Was w miejscowości jest problem z lekarzem, ale w mieście na pewno znajdziesz specjalistę. Warto spróbować!!! Trzymam kciuki i pozdrawiam!!!
-
Hej Maławega. Ja jestem właśnie w takiej sytuacji. Pierwszy raz przez nerwicę przeszłam w Polsce, brałam leki, po jakimś czasie odstawiłam i miałam spokój przez kilka lat. Obecnie mieszkam z mężem w Norwegii. Jesteśmy tu od września i za około miesiąc wracamy do Polski. Chcemy wrócić, ale ja najpierw muszę uporać się z nerwicą, bo z dala od domu jest trudniej. Nawrotu dostałam właśnie tutaj, z o wiele większym nasileniem niż kilka lat temu:( Myślę, że podświadomie brakuje mi domu, rodziny, znajomych (choć tęsknoty jakoś za bardzo nie czuję). Mieszkamy na wyspie, a ze mnie straszny mieszczuch. Może to wszystko złożyło się na ten nawrót, nie wiem:( No i gdy dostałam pierwszego ataku, była niedziela, noc, lekarza ani widu ani słychu, do szpitala płynie się 3 godziny, a statek odpływa o 7rano. Byłam przerażona, że nikt mi nie pomoże i straciłam poczucie bezpieczeństwa. Być może to nasiliło objawy:((( Teraz już wiem, że do lekarza mogę zadzwonić, ale i tak jakoś niepewnie się czuję. Dlatego radzę Ci najpierw porządnie uporać się z nerwicą, przynajmniej nauczyć się sobie z nią radzić i wierzyć, że to Cię nie zniszczy. No i na Twoim miejscu nie bałabym się leków. Mnie pomogły i liczę na to, że po powrocie znów wrócę do zdrowia. Poza tym, wtajemnicz chłopaka w swoją nerwicę, niech zrozumie przez co przechodzisz. Mnie bardzo pomaga wsparcie męża i przyjaciółki, która jest tu ze swoim mężem. Bez nich chyba bym nie dała rady. Życzę Ci z całego serca, żebyś pokonała tę paskudną przypadłość. A może wyjazd właśnie pomoże??? Pozdrawiam.
-
Hej!!! Ja czułam się paskudnie wczoraj, dziś jest ok:) Kasiu, ja też mam czasami takie dziwne drganie powiek, ale to nie jest związane z atakami. Po prostu kilka sekund drga i mija. Skurczów łydek nie mam, ale czasami miałam wrażenie, że się przewracam. Nie wiem jak to opisać, ale nieraz nie wiedziałam *czy jeszcze idę, czy już nie*. To było straszne. Na razie minęło, ale wtedy miałam wielki deficyt żelaza i anemię, więc być może było to związane właśnie z tym. Gambler, ja właśnie dlatego boję się ćwiczyć (choć ćwiczę:). Przy większym wysiłku ucisk w sercu, jakby ból, no i od razu panika:((( A z tego, co się orientuje jesteś dość silny, żeby nie dać się nerwicy!!! Trzymam kciuki:)
-
Jasne, że wiem, że sport może tylko pomóc:)) Ale jak czasami serce tak *dziwnie* zaczyna bić, to wiecie, co myślę?!:(((
-
Witam wszystkich!!! W odpowiedzi na pytanie Gamblera piszę, że miewam czasami bardzo realistyczne (i często bezsensowne) sny, ale nie sądzę, żeby to było związane z nerwicą. Wtedy, to chyba koszmary by nas męczyły, nie?? Ja też bałam się pić kawę, ale od jakiegoś czasu piję nawet dwie i jest ok. Za to unikam zielonej herbaty, a wiecie dlaczego?? Pierwszy atak po nawrocie choroby dopadł mnie w niedzielę w nocy po tym, jak piłam właśnie zieloną herbatę. I oczywiście wmówiłam sobie, że to mi zaszkodziło. Poza tym w każdy niedzielny wieczór (nie tylko niedzielny:(() boję się ataku, czy ja jestem nienormalna?? Staram się o tym nie myśleć, ale i bardziej się staram tym więcej myślę, często sama się łapię na tym, że analizuję każdy atak, który miałam ostatnio. Rzeczywiście, spotkania i rozmowa z bliskimi pomaga, tak jak sport. Ja znów regularnie ćwiczę, choć przez te ataki miałam sporą przerwę, bo przecież *skoro mogę dostać zawału, nie powinnam się przemęczać*. Szok. Widzę, że Maławega i Pati mają niemal identyczne objawy, więc pewnie to jednak JEST nerwica!!! Chciałabym w to w końcu tak na prawdę uwierzyć i dzisiejszy wieczór spędzić spokojnie:)
-
Hej!!! Zgadzam się z Gamblerem, że nie każdy powinien czytać te posty. Jednak dla mnie wiedza, że wiele osób cierpi na to samo i żyje pomaga mi uwierzyć, że i ja dam radę. Jednak o samych zawałach wolę nie czytać, bo na 100% znalazłabym *swoje* objawy. Kasiu, ja też od czasu pierwszego ataku (pierwszego licząc od nawrotu nerwicy) czuję się strasznie osłabiona. Mam dziwne bóle, głównie pleców, ale z nimi jakoś jeszcze daję radę. Najgorzej, jak zaczyna mnie mocno boleć głowa, wtedy to już jest dla mnie udar albo co najmniej zapalenie opon mózgowych. Szok, ja nigdy nie wyolbrzymiałam żadnych dolegliwości, brałam Apap i po sprawie. A teraz zachowuję się jak nawiedzona hipochondryczka. No ale muszę wmawiać sobie codziennie, że to TYLKO nerwica. Pozdrawiam.
-
Cześć!!! Bardzo Wam dziękuję za słowa otuchy. Jak tak sobie pomyślę, że ktoś napisał właśnie do mnie, że to się da przezwyciężyć, to czuję się trochę pewniej. Ja staram się właśnie tak postępować, tłumaczę sobie, że gdybym miała zawał to trzech miesięcy bym z nim nie *chodziła*. Ale jak tylko nadchodzi silniejszy atak, to cały mój zdrowy rozsądek znika i znów to straszne przerażenie:((( Ale obiecuję sobie i Wam, że postaram się być dzielna. Będę pisać jak mi idzie, trzymajcie za mnie kciuki. Jeszcze raz wielkie dzięki!!!! Pozdrawiam.
-
Witam wszystkich. Od jakiegoś czasu śledzę Wasze wypowiedzi na forum. Bardzo mi pomaga wiedza, że nie jestem sama ze swoją dolegliwością. U mnie wszystko zaczęło się jakieś 6 lat temu. Biegałam od kardiologa do neurologa, robili mi badania, wszystko niby ok. Dopiero jak trzeba było wezwać pogotowie, lekarz się zorientował, że to nerwica. Zaczęły się wizyty u psychiatry, psychologa, leki i pomogło. Miałam spokój prawie 3 lata. No ale od trzech miesięcy mam znowu ataki, tyle że silniejsze. Nagłe duszności, ból w mostku (oczywiście zawsze podejrzewam zawał), serce bije tak, jakby miało mi z piersi wyskoczyć, ręce mi się trzęsą, a na nogach ledwo stoję. To jest tak straszne, że wydaje mi się, że już dłużej nie wytrzymam. Mam już wszystkiego dość. Obecnie jestem za granicą, byłam u lekarza, potwierdził nerwicę, ale ciężko tu o psychologa, zresztą za miesiąc wracamy z mężem do Polski i wtedy zacznę się leczyć. Ale muszę jeszcze miesiąc wytrzymać. Jak mam sobie wmówić i uwierzyć, że nie umieram, że to nie zawał?? Mąż bardzo mnie wspiera, ale widzę, że czasami ma już sam dość, choć nie mówi. Jestem coraz bardziej załamana. Dodam jeszcze, że jakiś dziwny ucisk w klatce (jakby mi kamień na sercu leżał) czuję w zasadzie codziennie. No i nie ma dnia, żebym się nie bała, że mnie TO znów dopadnie. Bardzo proszę o wsparcie, bo osoba zdrowa nie zrozumie mnie tak do końca. Pozdrawiam.