sytuacje i objawy, o których piszecie przypominają mi moja walkę z nerwicą, która była wywołana permanentnym stresem związanym z nieudanym małżeństwem. Zaczynało w minute po przebudzeniu fatalnym rozwolnieniem, potem było uczucie pustki w brzuchu, po pracy kołatanie serca aż do uczucia odjazdu i dziwne kłucia i bóle w żyłach/ tętnicach na szyi, paniczny strach, drażliwość spowodowana słyszeniem dźwięków, które innym nie przeszkadzały [np. lodówki w sklepie poniżej mieszkania], dreszcze, itp.
Pomogły mi przyjaciółki, cierpliwie wysłuchujące moich zwierzeń, leki uspokajające w dużej dawce przez miesiąc [nie pamiętam ich nazw już teraz] i osławiony prozac. To dziwne, ale w napadach nerwicy pomagała mi też gorąca herbata z cytryną i dużą dawką cukru i *przytulanie się* do ciepłego kaloryfera.
Niestety nerwica nie znika zupełnie, efektem jest nadciśnienie, którego nie mogę ustabilizować [nie zniknęła przyczyna stresu], w złych okresach codzienne budzenie się z przykrym uczuciem mrówek w dołku i brzuchu, zły sen, napady *nicnierobienia*. Tyle, że potrafię już teraz sobie z nimi radzić i racjonalizować przykre doznania.