witam :)
trafilam na tą stronkę przypadkowo. i oczywiście tak samo jak wszyscy tutaj walczę z ta wstrętna chorobą jaką jest nerwica lękowa.
mam 20 lat swoją *przygode* z nerwicą zaczęłam w wieku 19 lat :/ więc trwa to juz ponad rok. zaczęło się właśnie od bólów w klatce piersiowej gdzie *nawkręcałam* sobie,że mam zawał serca i oczywiście przejażdzka na pogotowie i tak coaraz częsciej... miałam robione ekg chyba z 5 razy i co chwile zastrzyk na uspokojenie. ale to stawało się coraz silniejsze ode mnie aż w końcu wybrałam się do psychiatry gdzie trafil mi z lekami (cital + dodatkowo atarax) od razu po tygodniu było jak ręką odjął... wróciłam znowu do normalnego życia :) i tak przyszła wiosna potem lato gdzie już stwierdziłam, że nie musze się truć dalej tym we wrześniu 2008 roku przestalam brać cital (oczywiście stopniowo odstawiałam go od miesiąca) 2 miesiące było dobrze... lecz znowu czar prysł.. zaczęłam miewać bóle głowy taki ucisk z tylu... i oczywiście wkręciłam sobie że mam raka sama zaczęłam się napędzać coraz bardziej (gdzie wcześniej miałam robione wszystkie badania włącznie z badaniem głowy) poszłam do psychiatry przepisała mi ten sam lek co brałam rok czyli cital lecz bez niczego dodatkowego :/ gdzie lek mnie tak pobudzał, że nie wiedziałam co się ze mną dzieje bałam się że coś sobie zrobie. generlanie straszny okropny lęk i niepokój. i mój stan się tylko pogorszył... :(
wylądowałam na odzdziale psyciatrycznym... (cibórz, może ktoś jest z tych okolic to woj. lubuskie) spędziłam tam miesiąć. zmienili mi leki dopasowali nowe. chyba jest okej. ostatnio musiałam isć tylko po zwiększenie dawki, ponieważ nie czułam sie zbytnio dobrze dostałam zwiększona dawkę akutalnie biore asterin leci mi już drugi tydzień zwiększonej dawki ale dodtakow biorę też uspakajające w sobote muszę odstawić clonozpam biore połówkę 0,5 mg na wieczór...
ale jestem dobrej myśli, że będzie wszystko dobrze ta pogoda też dobija i robi swoje... ehhh
życzę wszystkim dużo uśmiechu! ;)