Przeczytalam kilka stron i mam wrazenie, ze czytam o sobie. Moja nerwica jest tak zaawansowana i tak gleboko we mnie tkwi, ze chwilami przestaje sobie z nia radzic, a mam ją od ponad 20 lat ( teraz mam 42) Sa okresy gdy jest super, nawet jak atak przychodzi to go szybko odganiam, ale ostatnio jest gorzej: atak przychodzi, mowie sobie; to tylko nerwy, wezmiesz tabletke i bedzie ok..a on nie odchodzi, tylko corraz bardziej sie nakrecam: natlok chorych mysli: masz juz ponad 40 lat, tym razem to nie nerwica, tylko zawal, a moze tetniak ktory ci zaraz peknie, zaczyna wszytko bolec, cisnienie 160na 100, puls 140, łomot serca i nie moge sie uspokoic :( Wiecie co mnie najbardziej w tym wszytkim denerwuje? Ze tak naprawde nigdy nie wiadomo czy to atak nerwicowy czy naprawde cos zlego sie dzieje - no bo skad to niby wiedziec? Przeciez badania robi sie raz na jakis czas, po miesiacu, czy dwoch sa juz wlasciwie nieaktualne, bo choroba moze przyjsc nagle, nawwet u super zdrowego czlowieka moze nagle zaczac sie dziac cos powaznego. Kiedys pani neurolog powiedziala mi gdy prosilam o rezonans glowy, ze owszem moze mi dac skierowanie, ale co bedzie za 4 misiace? kolejny rezonas? a za rok? guz moze powstac w kazdej chwili, w kazdej chwili moze cie dopasc jakas wredna bakteria lub wirus...i tak oto kolo hipochondrii nakreca sie do niebotycznych rozmiarow. Bede wdzieczna jak mi odpisze jakis neurotyk, hipochondryk, moze razme bedzie nam latwiej?????