Ale wiecie co??Przypomniała mnie sie taka sytuacja*Gdy szłam do Komunii św, rano tak byłam troche przejeta tym wszystkim i nie zabardzo chciało sie mi jeść,ale coś tam przekasiłam.Nigdy w życiu bym niepomyslała,ze kiedykolwiek gdzieś może byc mi niedobrze!!!W zyciu!!Pamietam,że mama powiedziała do mnie tak... *zjedz cos bo bedzie ci niedobrze w kosciele!!!!!* Te słowa utkwiłi mi jakoś bezsensu w głowie,że przez pół mszy o tym myślałam i wiecie co nastepne półtora godziny mszy było mi tak niedobrze,że myślałam,że umre.Szukałam jakoś pomocy oczami wodziłam po ministrantach,w głowie sobie myslałam jakieś głupoty i to,ze moge zraz z wymiotować.Ale przetrwałam cała msze,bo w głebi duszy mówiłam sobie ze musze wytrzymać.Dzis mam 24 lata i na lęki właśnie reaguje odruchem wymiotnym(jak opisałam w powyższej wypowiedzi) i lada moment robi mi sie niedobrze jak sie czyms zaczynam martwić.Tak sobie myśle,ze to może być taka moja trauma z dzieciństwa.Takie wpojenie sobie do mózgu czegoś co tak naprawde w rzeczywistości nie ma miejsca. ten popieprzony lęk musi mięć jakieś korzenie do których mozna sie dostac i to pokonać,co???????????Lęk i strach,to jest takie wkurzające,jak się tego pozbyć???Chyba pozostaje mi pisać z wami i dzielić sie tym lękowym życiem. Troche mi to pomaga,jak pisze o tym.Bo mój mąż jak powiem mu o tym to odpowiada mi ze jestem głupia ze mam takie leki.on tego nie rozumie i nikt w moim otoczeniu,tak sie cholera rozpisałam ze az głowa mnie rozbolała.No ale będe pisać dalej,bo ciuteńke mnie to uspokaja:-0