Skocz do zawartości
kardiolo.pl

moniq80

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Osiągnięcia moniq80

0

Reputacja

  1. hej, na migrenach niestety sie nie znam,ale moja nerwica zaczęła się właśnie od permanentnego i okropnego bólu głowy.było to zaraz po śmierci mojego Taty. głowa bolała mnie przez trzy tygodnie, podejrzewałam rzecz jasna guza mózgu,ale tomografia wyszłą w porządku. potem przez kilka tygodni brałam leki andydepresyjne i ból głowy ustał. pojawiły się za to prawie wszytkie inne objway nerwicy- duszności, ból serca, lęk przed śmiercią, teraz doszły bóle rąk ( chyba stawów). teraz też głowa mnioe bobolewa,ale raczej rzadko i nie tak strasznie.mam nadzieję, że Cię nie nastraszyłam. Mam nadzieję,ze w Twoim przypadku to tylko migrena,ale naprawde nie wiem co Ci poradzić. po prostu obserwuj swoje reakcje, czy objawy Ci się nie nasilają. przeanalizuj czy nie napotykałas jakiś sytuacji niezywkle stresujących ostatnio. skoro tomografia u Ciebie nic nie wykazała, to trudno powiedziec co to może być. pozdrawiam serdecznie,
  2. hej, ja chciałam zabrać głos w sprawie tych wszystkich mikroelementów, których często nam nerwicowcom ( choć nietylko) brakuje w organiźmie. ja do tej pory od kilku miesięcy magnez brałam regularnie. pisałam ostatnio, ze towaryzszą mi potworne bóle rąk i oczywiście w związku z tym domysły milionów chorób, które mi towarzyszą. Ktoś zasugerował mi, ze na pewno *leci* mi potas i wiecie co... od kilku dni go zazywam i widze poprawę. Naprawde, nawet jeszcze nie zdązyłam iść do lekarza:) a może to moja psychika tak działa i uwierzyłam w zbawienny wpływ potasu...a tak naprawde cos mi jest. wstrzuymam sie jednak jeszcze chwilę, bo juz naprawde mam serdecznie dość łazenia po lekarzach/ chybna faktycznie ten czas lepiej przeznaczyc na psychoterapię. chyba jako jedna z nielicznych tez na forum nie kontrolowałam jeszcze serca:) choc pewnie i na to przyjdzie czas.... po smierci taty miałam co prawda potworne nerwobóle,ale poki co nic tam mi sie nie odzywa,wiec moze poczekam z wizytą u kardiologa. pozdrawiam serdecznie... Monika
  3. dziękuje Grzegorz, czasem kilka zdań- to tak wiele. Dostęp do terapii mam jak najbardziej- jestem z warszawy. Zastanawiam się nad nią od dłużego czasu i chyba faktycznie nie ma sensu tego odwlekać. to może jest jedyna forma ratunku dla mnie. siedzę teraz z małą w domu, ona cały czas namawia mnie na zabawy, a ja reaguje niechęcią, analizuje, czy to cos ( nie komar i nie osa)co mnie ugryzło nie przeniosło mi jakiegos smiercionośnego wirusa, bo od czegos mnie te zyły bolą. ale bolą od kilku tygodni, a ugryzienie mam od niedzieli. takze ja panikuje, a mała zajmuje się * sama sobą*:(i takie to oto błędne koło. szkodze sobie,ale i swojemu dziecku- cos muszę z tym zrobic.sporo sie naczytałam o terpii i terapeutach w stolicy,ale nie wiem na kogo się zdecydować. nie lubię błądzić i nie mam czasu- chciałabym zeby to był ktos kto mi pomoże...choć jak znam swoje rekacje, to najpierw wybiore się do jakiegos chirurga naczyniowego:) jeszcze dzis obgadam z meżem kiedy ma wolniejsze popołudnie tak żeby zajął się małą, a ja sięgam po telefon i się umawiam na pierwsze spotkanie...fajnie się tu pisze, naprawde. na chwilę zapominam o swoich licznych dolegliwościach...takze jak juz sie zarejestrowałam i odwazyłam napisac, na pewno częsciej będę do Was pisac,papa.M
  4. Witam Was Kochani. od jakiegoś czasu podczytuje to forum,ale chyba nadszedł czas by do Was dołączyć:) chyba łudziłam się, że sama sobie poradzę,ale powoli trace nadzieję...Wasze forum jest jednym z najbardzij aktywnych, widze, ze stanowicie dla siebie mocną grupę wsparcia i mam nadzieję, ze mnie dobrze przyjmiecie:)Mam na imię Monika i mam 28 lat. zawsze byłam, że tak się wyrażę dość kruchej natury psychicznej,ale moje problemy zaczęły sie w czerwcu tego roku. Wtedy zginął w wypadku mój kochany Tata i od tego czasu moje zycie jest kompletną ruiną. czasem wydaje mi się, ze jest bez sensu, choć mam cudowną córeczkę,udany związek, mamę, brata, wielu przyjaciół i obowiąków, które wydawało mi się, ze pozwolą mi się uporać z bólem po stracie. żyłam sobie beztrosko, bez zadnych problemów, realizowałam się na wielu płaszczyznach i dzis stwierdzam ze nie potrafiłam tego docenic. a smierć była dla mnie totalna abstrakcją i sądziłam ze mnie ten temat nie dotyczy, bo jestem młoda, a moi bliscy nie przekroczyli jeszcze 50-tki,wiec nie musze póki co zawracac sobie tym glowy. ale..do rzeczy.chciałabym Wam napisać, jak to u mnie jest z tą nerwicą, choć po przeczytaniu setek postów, wiem, ze wszystko na ten temat wiecie. to chyba jednak po prostu chęć wygadania się, a każdy skierowany do mnie post, każda indywidulana rada- wierzę, ze sprawia, ze dostrzegę światełko w tunelu. a więc zaczeło się od potwornych bóli głowy i kołatania serca. na pierwszy rzut- tomografia głowy- moje urojenie - guz mózgu, bo o czym moze swiadczyc nieustępliwy, okropny trwający 3 tygodnie ból głowy? wynik w porządku. Następnie nie mogłam pozbyc sie mysli - rak- tylko czego? poszukiwania. USG tarczycy, jajników, piersi. są drobne zmiany. Biopsja-nic grożnego. cały czas oczywiście potworne zmęczenie, niechęc do zycia, towarzyszące uczucie, ze to własnie ostatnie minuty mojego zycia. Na jakis czas odpuściłam. nerwica i nieumiejętność poradzenia sobie ze stratą. kilka miesięcy zażywania leków antydepresyjnych i lantylękowych. Poczułam się lepiej. odtsawiłam. stweirdziłam, ze teraz na pewno sama się z tym uporam, bo to leciutka nerwiczka:). Poza tym przygotowywałam się do egzaminu, bardzo chciałam go zdać - dla taty, bo było to dla niego tak wazne i tak się cieszył, ze będę radcą prawnym.... udało się. ale co dalej. przeciez niemozliwe, ze jestem zdrowa. zaczyna się- ból rąk, moje podejrzenie bola mnie żyły. co to może być- na pewno jakies problemy z krażeniem które spowodują moją nagłą śmierć- zator do płuc lub coś w tym stylu, ewentualnie ciężkie zapalenie żył. ten ból rąk trwa ok 3 tygodni i towarzyszy mi do dzis. a na dodatek coś chyba ugryzło mnie w tę rękę, co potęguje ból i moje schizy. od dwóch dni boli mnie także bark,ale rzecz jasna nie wiąże tego z kręgosłupem, tylko krążeniem ( mój znajomy który zmarł kilka miesiecy temu w wieku 32 lat tez tak miał). moja córcia choruje i jestem na L4 więc mam bbbardzo duzo czasu na przemyslenia i wertowania netu w poszukiwaniu tego co mi jest i zastanawianie się do jakiego lekarza się udac.mam dość, dośc mnie ma też moja rodzina, więc nie moge już im o tym opowiadać, a nawet za bardzo okazywać swojego gorszego samopoczucia. chce iść na terapię,ale nie wiem czy to dobry moment. boje się, ze ryczałabym tam bez przerwy, bo ja wiem co jest przyczyną mojego stanu- brak taty i tęsknota potworna za nim....nie moge znależć sensu zycia, boje się cały czas, ze malutko mi go zostało, ze nie zdaże wychowac córki, ze nie ma sensu wysilac się przy urządzaniu mieszkania ( za co mój mąz ma do mnie pretensję i ja go rozumiem), ze nie wiem po co mam dalej sie uczyc, po co sprzątać. tylko z jedzeniem nie mam klopotu, bo po co mam być szczupła- Tata i tak juz tego wszystkioego nie zobaczy.... a ja nie mam ochoty sie z tego cieszyc... ale sie rozpisałam. moze znajdzie się ktoś kto to przeczyta:) następnym razem będę sie streszczac, Będę Wam wdzięczna za każdy dodajacy otuchy post, za każda rade, miłe słowo. pozdrawiam Was serdecznie. M
×