Eh tak bardzo chciała bym się nie bać,ciągle skupiam się na swoim sercu żyję pod strachem że nie doczekam jutra.W domu śmieją się ze mnie że wymyślam sobie różne choroby i nie traktują tego poważnie.:( Chciała bym się cieszyć życiem,ale nie potrafię...Wystarczy jakaś nerwowa sytuacja,to już zaczyna mi serce walić jak szalone,kiedyś miałam jeszcze gorzej,nie mogłam wystać w kościele bo robiło mi się duszno,miałam gula w gardle,oblewały mnie poty,i prawie mdlałam.:( Biorę omega 3 plus magnez,cynk,i wapń.Jem zdrowo,bez tłuszczu,bez soli a mimo to nadal się boję że dostanę zawału w tak młodym wieku.Mój narzeczony też uważa że jestem zdrowa,ale ja sama nie umiem w to uwierzyć.Musze iść do tego lekarza i się przekonać,może wtedy nie będę się przejmować tym tak jak teraz. Jak Wy sobie z tym radzicie kochani? Bo ja nie umiem,jestem strasznie wrażliwą,cichą osobą...Przejmuję się wszystkim,cierpieniem innych.A na punkcie swojego zdrowia to już w ogóle masakra jakaś.Inni żyją nie myślą o tym nigdy a u mnie nie ma dnia bym o tym nie myślała,bym nie wsłuchiwała się w bicie mojego serca...