Widzę, że mnóstwo osób czuje to co ja. Mam 40 lat i pierwszy atak miałam ok. 2 lat temu. Nie straciłam przytomności, bo też położyłam się na podłodze i podniosłam nogi. A chwilę wcześniej ostra biegunka, zlewne poty, dzwonienie w uszach i jasność przed oczami. W sumie Byłam w wc w tamtym dniu kilkanaście razy i niecałkowite zasłabnięcia dwa. Brałam smectę i laremid. Drugi atak biegunki miałam pod koniec maja tego roku. Skończyło się dwukrotnym wezwaniem karetki i trzydniowym pobycie w szpitalu. Laremid i smecta nie pomagały. W sumie w ciągu 2 dni byłam w wc z 50x. Najwięcej pierwszego dnia. W szpitalu kroplówki, nifuroksazyd i metronidazol. Badania w normie. Niektóre markery sercowe były kiepskie, bo miałam tętno 100 bardzo długo. Dziś jestem przeziębiona, źle mi się oddycha i tętno też blisko 100 i nie wiem czy ze strachu, że sytuacja się powtórzy, czy mam znów jakąś infekcję, ale byłam już w wc i od razu wzięłam nifuroksazyd. Więcej biegunki nie miałam dziś, ale strach przed omdleniem, szpitalem i tachykardią pozostał. Strach niestety potęguje tachykardię. Jest 01:23, rano na 8 idę do pracy, a zasnąć nie mogę, bo tętno w pozycji leżącej jest wyższe niż w siedzącej. Ktoś pisał o celiakii i to może być prawda, bo ja na to cierpiałam jako dziecko, a podobno nie można tego wyleczyć i trzeba unikać glutenu do końca życia.