Od kilku lat mam to samo co poprzednie osoby na forum. Wczoraj pierwszy raz z wezwaniem karetki.
Mam 37lat. Kobieta.
Obudziłam się koło 1 w nocy bo coś trochę brzuch mi dokuczał. Usiadłam na toalecie i się zaczęło. Ból nie do opisania, zaczęło mnie trochę mdlić ale nie zwymiotowałam. A po chwili zaczęło poważnie mi się robić słabo. Wołałam o pomoc. Przybiegł mąż i córka. Po paru minutach ból był na tyle silny że błagałam aby dzwonili po pogotowie. Uczucie osłabienia było takie, że trzymali mnie żebym z toalety nie upadła. Brak siły I czucia w rękach, ramionach, głową mi leciała na boki. Potem zaczęły się lodowate poty. Biegunka. Wyłam z bólu ponoć. Karetka przyjechała po 30 min... kiedy dochodziłam do siebie. Oczywiście wszystko w normie. A pół godz wcześniej miałam wrażenie że umieram i zaczęłam się żegnać już z dzieckiem. Boję się że u lekarza wezmą mnie za wariatkę.