Witajcie Kochani,
Na wstępie dziękuję Dora, Eliza za dobre słowo i wsparcie.
Eliza, to po prostu niesamowite, że mam takie szczęście, że na tym forum spotykam osobę, która ma tak podobne odczucia i że po porodzie nerwica tak nam dowala. Nawet nie wiesz jak mi pomaga to co mi napisałaś, że ktoś ma podobnie jak ja. Czy ja dobrze pamiętam, że Ty też cierpiałaś na bóle kręgosłupa? Mi nawet te bóle w ciąży złagodniały, a powinno być na odwrót, no ale teraz wszystko wróciło z większą siłą. Miałam kilka lepszych dni, że te drgania odczuwałam dużo słabiej, ale to wraca, ciągle wraca, a ja dostaje do głowy. No nic, po prostu robię tak jak Ty, albo wyje albo tłumacze sobie, że co na być to będzie i trudno, nic na to nie poradzę. A za chwilę znowu wyję, bo patrze na dzieci i tak bardzo chciałabym być przy nich już zawsze.
Nie wiem jak określić stan w jakim jestem. Jestem młodą kobietą, mam dwoje małych dzieci. Czuję się bardzo starą kobietą i bardzo chorą. Zgubiłam gdzieś radość z życia, zgubiłam gdzieś swój uśmiech i nie mogę go odnaleźć. Od dłuższego już czasu żyje w ciągłym stresie i lęku, które to sama sobie funduję. Ciągle tęsknię za tym co było, a boję się tego co będzie. Nie potrafię cieszyć się tym co jest tu i teraz. Wszystko mnie stresuje, moje ciało i objawy jakie mi daje, myślę w kółko o chorobach. Martwię się o dzieci, o ich zdrowie, o zdrowie rodziców. Stresuje mnie praca, powrót do niej po urlopie macierzyńskim, kredyt itd. Nie odczuwam przyjemności z życia, boję się żyć, a z drugiej strony tak bardzo chcę. Mam poczucie marnowania czasu, ale z drugiej strony nie potrafię inaczej, no bo jak mam ciagle jakieś objawy somatyczne to wkręcam choroby, jak skupię się na czymś innym to też są to zazwyczaj jakieś zmartwienia. Nie wiem jak nauczyć się żyć bez tego lęku. Chyba już nie będę umiała. Ciągle mam myśl że zachoruję albo coś mi się stanie. To jest straszne, po prostu straszne.
Milciu przytulam Cię bardzo mocno, życzę Ci dużo siły w tym trudnym czasie i żebyś jeszcze odnalazła radość z tego życia, trudnego życia. Milciu, pamiętam Wasze zmagania z chorobą, ile stresu Cię to wszystko kosztowało, ile łez wylanych. Odpocznij kochana, może pomyśl teraz o sobie, zrób coś dla siebie. Może wybierz się na jakiś masaż albo jakaś inną formę relaksu jak już opadną największe emocje, bądź dla siebie dobra, tyle przeszłaś. Bardzo mi przykro, że tak cierpisz.
Będę myślami w te święta z Tobą Milciu, i z Wami wszystkimi z tego forum. Tyle różnych ludzi i światów, a jedno wspólne, ta małpa niszczy nam głowę i ciało, nie pozwala żyć i cieszyć się życiem. Życzę nam siły do walki z tym cholerstwem, ja z jednej strony próbuje, a z drugiej wątpię czy uda mi się od tego uciec.
Spokoju życzę. Pozdrawiam Was ciepło.