Skocz do zawartości
kardiolo.pl

wojowniczka

Members
  • Postów

    10
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez wojowniczka

  1. Milciu ja mam metaplazję jelitową w żoładku, zmienia się nabłonek w żoładku z prawidłowego na jelitowy a tak nie powinno być to jest stan przednowotworowy. Rozmawiałam już z lekarzem, tego procesu już się nie odwróci, teraz tylko obserwacja w jakim tempie to będzie szło. Ja już nawet nie mam siły tego roztrząsać, co ma być to będzie. Jak już coś jest to jaki mamy na to wpływ?, żaden, teraz wszystko zależy od organizmu, trochę uważać co i jak się je, pomagać sobie mam lekiem i syropem (płynem) żeby jak najmniej kwasy żarły żołądek i kontrolować, tylko tyle mogę robić. Najgorsze w tym wszystkim są moje bóle żołądka, które mam właściwie ciągle, biegania do toalety, przelatuje wiele rzeczy przeze mnie. Milciu ja mam taki stan psychiczny od lat, że nawet to już mnie nie załamało bo nie mam na to wpływu a jeszcze rak to nie jest, tak sobie tłumaczę. Pewnie kup sobie butki, ja kupiłam a właściwie zamówiłam nową torebkę dla poprawy nastroju, choć nigdy zakupy nastroju mi nie poprawiały. Zamawiając torebkę, zanim kliknęłam "kup", pomyślałam cholera po co ,na co kolejna jak i tak z nią za długo nie pochodzisz ale myślę sobie, ładna, z wyższej półki, w razie co córka będzie miała po matce w spadku wartościową rzecz:), tylko cicho żeby się nie dowiedziała, że matka ma takie czarne myśli we łbie.
  2. Cześć dziewczyny I co Dora, pojechałaś do tej STOLYCY? mam to samo, cieszę się na coś a jak przychodzi dany dzień tego czegoś to już strach, lęk i odpuszczam. Milciu, nie dziwię się, że spanikowałaś, chyba większość z ludzi by się wystraszyła. Myślę jednak, że gdyby coś było zagrażającego życiu to by cię z tego szpitala nie wypuścili. Podejrzewam, że teraz tak wszystko cię atakuje, ponieważ jesteś bardziej skupiona na sobie, jesteś po ogromnej traumie. Póki był mąż i jego ciężka choroba byłaś skupiona na mężu, to on w tym momencie potrzebował więcej wsparcia, pomocy i tak byłaś w pełnej gotowości 24 na dobę, nawet jak coś się z tobą działo to musiałaś o tym zapomnieć bo mąż potrzebował pomocy, badań, lekarza, wizyt czy podania leków. Teraz to wszystko co się działo odbija się na tobie i organizm oddaje ten długotrwały stres wszystkim tym co najgorsze. Takie mam zdanie na temat tego co się obecnie z tobą dzieje, czy słuszne nie wiem. Pozwolę sobie zacytować twoje słowa: " ciągle coś w organiźmie się dzieje,boli co tylko boleć może,ale ja najbardziej mam strach przed tymi takimi np.ścisnie w piersiach,kopnie w glowie ,uczucie upadku,stoje w kuchni i lece na ryj ,tak dla przykładu,do diabła przecież normalni ludzie takiego cholerstwa nie mają,ja podświadomie czekam ,ze za chwile znowu mnie pier,,,,nie,i tak całymi dniami,tygodniami,latami,dekadami,tak jest od wieków," dokładnie mam to samo, wsłuchuje się..... czekam..... i zastanawiam się kiedy coś znowu we mnie pierdo........lnie. Nic dodać, nic ująć to też ja. Kierwa jego mać, chodzę do psychologa, łykam tabletki a ciągle mnie nachodzą czarne myśli, tylko takie, innych kierwa nie mam, boli mnie i straszy wszystko w tym moim posran.....ym organizmie. Dziewczyny przepraszam za słownictwo ale już na prawdę nie mam sił sama na siebie i kwieciste układanie zdań, poprawnych politycznie mi nawet nie wychodzi. Żebyście wy wiedziały jak ja kierwa cierpię to żyć się odechciewa, jeszcze przez to wszystko narasta coraz większa depresja, bo jak ma nie narastać jak człowiek żyć nie ma siły bo wszystko siada. Milciu u nas tez lekarz dzwoni jak coś jest złego, bardzo złego bo ja gastroskopię i lekarza gastrologa mam prywatnie więc i opieka ciut lepsza. Mam już wynik, no żołądek w kiepskim stanie, mam metaplazję w żołądku to taki stan przednowotworowy, jak to lekarz ocenił, predyspozycje do raka są jak najbardziej, tylko pytanie jak to szybko będzie postępować i czy rak przyjdzie za rok czy za 5- 10 lat a tego to już nikt nie wie. Kontrole w postaci gastroskopii co roku żeby złapać dziada szybko. Taaaa i tak gów.....no to da ale niech tam lekarz mnie pociesza bo nic innego i tak nie może a lekarstwa na to i tak nie ma, cofnąć tego stanu nie da rady. A kij, może wcześniej padnę na zawał, nie będe się tym zamartwiać, pomyślę o tym jutro jak to mawiała Scarlett z "Przeminęło z wiatrem". I tak dziewczyny żyję z dnia na dzień, bez nadziei na lepsze jutro, bo tę nadzieję straciłam zupełnie, żyję bo mam dla kogo, bo ciągną mnie ci moi do tego życia ale same wiecie jakie to życie jest cudowne inaczej. Od 3 dni to w ogóle mam tragiczne dni i noce, no cóż, życie.
  3. cześć Jestem i ja, niewiele miałam do nadrobienia w czytaniu, wszystkie dziewczyny gdzieś zaginęły w akcji, dobrze bo to chyba znak, że dają sobie radę i super. Milciu, myślę o tobie i nawet nie śmiem porównywać się z tobą, mogę tylko się domyślać jak jest ci ciężko i źle ale tylko czas jest jako takim lekarstwem, nieustająco przytulam. Nie piszę bo nie jest wciąż ze mną dobrze. Nie mam jeszcze histopatu z żołądka, strasznie długo to trwa, nigdy tak nie było i myśli jakieś paskudne mi w głowie krążą, pfuu, na koniec miesiąca mam rezonans łba, pierwszy raz w swoim długim życiu, może wyjaśnią się sprawy z moim okiem i nagłymi utratami wzroku w lewym oku, oby. Chodzę do psychologa, łykam leki ale na razie żadnych postępów. Mam dni, że najchętniej bym zasnęła i nigdy się nie obudziła, boli wszystko i ciało i dusza, lęki, strachy, natrętne myśli o chorobach, tych dni jest dużo za dużo, sporadycznie dni jako-takie, jak na razie prawie wcale dni dobrych. Wciąż jest nie ukrywajmy źle. Psycholog stwierdziła u mnie: silna nerwica lękowa, silna nerwica natręctw, natręctwa dotyczą zdrowia swojego i bliskich i silna depresja. Nic nowego sama taką diagnozę sobie już dawno postawiłam. Na razie wciąż rozmawiamy, rozwiązujemy testy, wciąż postęp wolny bo i wizyt na razie zaliczyłam tylko kilka. Sympatyczna pani psycholog, zaufanie mam, nić porozumienia również a to ważne, zobaczymy co dalej. Martwi mnie, że nazywa rzeczy po imieniu, że nie będzie ze mną łatwo, za mocno zakorzenione wszystko, trudno będzie mnie postawić do pionu, też mam takie zdanie, zobaczymy. Milciu trzymaj się moja droga, Dorciu, Elizzo pozdrawiam, reszty brak ale też pozdrawiam.
  4. Zaglądałam i czekałam Milciu na wieści. Jak wstępnie widać nic strasznego nie wykryli a to najważniejsze, jeszcze poczekasz ty i ja na histopad i miejmy nadzieję, że będzie dobrze tylko ta cholerna nerwica będzie nas przez kolejne dni zabijała. Milciu no cóż mogę napisać, chyba podam rękę koleżance, ja niestety też nie wychodzę z domu a jak musze to musi być ktoś ze mną bo inaczej nie wyjdę, od razu uruchamia się lęk i atak a serce wali. Nie wzywam pogotowia, nigdy nie wzywałam ale nie raz na nim lądowałam ze skaczącym sercem i atakiem paniki. Współczuję jej ogromnie i czy ktoś bogaty czy biedny, czy wykształcony czy też nie, każdego może dopaść nerwica i nie ma tu nic do tego jakikolwiek status. Ktoś mądry powie "weź się do roboty to nie będziesz miała/miał czasu na głupoty czy jakąś nerwicę". Ktoś, kto tego nie miał, nie przeżył powinien milczeć i nie dawać swoich "mądrych" rad. Milciu napisałaś: "...ze bedziemy miały pole do popisu na dalsze chociaz do dupy ,ale je€nak ZYCIE,bo my chcemy żyć,...." ja przyznam szczerze, że już nie wiem czy chcę, brak mi na prawdę sił. Zdrowia Milciu, ja dziś krótko bo dzień tragedia, bronię się przed ogromnym atakiem bo czuję jak narasta we mnie strach. Serce już robi swoje. Jeszcze jedno tak przy chorych jelitach, żołądku nie można brać na pewno Ibuprofenu. Dora pozdrawiam.
  5. Zajrzałam a tu takie przykrości. Milciu pewnie stres ogromny tak cię powalił, trzymam kciuki żeby było wszystko dobrze i czekam na wieści. Przeżyjesz kolonoskopię jak też ją przechodziłam bo mam chore jelita, leżałam w szpitalu bo podejrzewali pęknięcie jelita, musiałam przejść to badanie. Parę dni temu robiłam gastroskopię bo mam zmiany w żołądku i musze ją wykonywać co roku. W zeszłym nie robiłam bo tato się rozchorował, teraz już musiałam bo mam zmiany przednowotworowe i musze to kontrolować. Poleciałam też bo od miesiąca zwijam się z bólu żołądka, nie mogę jeść, odruchy wymiotne. Mam stan zapalny w żołądku, nadżerki, żoładek nie trawi mi pokarmu do końca, wydziobał mi 4 jakieś zmiany i czekam obecnie na wynik histopatologiczny. Kręgosłup mi znowu niedomaga, chodzę zgięta przy ścianach, noga mi z bólu odpada a palce u rąk drętwieją. Jak widzisz Milciu ruina ze mnie również. Tak jak Dora ciagle mimo swojego cierpienia wnuczki, jak nie jedna choruje to druga albo obie na raz i pilnowanie dziewczynek bo rodzice pracują. Jak czytam Milciu o tobie o tym jak się zachowujesz, jak się boisz, jak chcesz uciekać to jakbym o sobie czytała, to samo jota w jotę. Zaczęłam psychoterapię, na razie 2 wizyty, niewiele mogę powiedzieć bo to dopiero poznawanie. Więcej napiszę jak wyciągnę jakieś wnioski. Mówię wam dziewczyny, nie życzę nawet najgorszemu wrogowi takiego życia jak nasze, w ciągłym bólu i strachu. Milciu napisz koniecznie co i jak, co parę dni zaglądam i czekam na wieści jednocześnie zaciskam mocno kciuki żeby tylko na strachu się u ciebie skończyło a zdrowie wróciło do normy.
  6. Cześć dziewczyny Dziś krótko, weszłam żeby powiedzieć, że jestem. Milciu o tobie myślę nawet jak mnie tu nie ma, przytulam cię, jestem myślami z tobą i wiem jak ci bardzo ciężko. Dasz radę bo musisz, wiem jak każdy dzień jest dla ciebie ciężki, wiem, że każdy kąt przywołuje wspomnienia i łzy ale dasz radę. Nie ma na to słów pocieszenia, nie ma recepty, tutaj tylko czas jest jakimś niewielkim lekarstwem. Pamiętam i tulę do serca. Mało mnie i na razie będzie mało, podupadłam strasznie, znowu zabijają mnie ataki lęku i paniki mimo brania leków. Dzień, noc, nie ważne kiedy i w którym momencie dopadają mnie lęki. Łykam dodatkowe leki żeby przeżyć i nie jechać z lękiem do szpitala, nie fajny mam okres. Choroba rodziny przyczyniła się do takiego mojego strachu, boję się, że coś się stanie i to potęguje mój lęk, strach. Zapisałam się na psychoterapię jak dobrze pójdzie zacznę w przyszłym tygodniu. Psychiatra twierdzi, że bez psychologa nie poradzę sobie, zobaczymy. Jedno co mogę powiedzieć dostanie się/umówienie wizyty do w miarę dobrego psychologa graniczy z cudem, są tłumy, kobiety, mężczyźni, tłok. Świadczy to tylko o tym, że coraz więcej ludzi nie radzi sobie z życiem dnia codziennego, że coraz więcej ludzi jest takich jak my. To nie jest pocieszające, mnie to dobija, że depresja, nerwica i inne fobie odbierają ludziom radość życia. Jak dojdę choć trochę do siebie, wyjdę choć trochę na powierzchnię z tego bagna odezwę się. Trzymajcie się, walczcie o siebie a tobie Milciu siły i lepszych dni.
  7. Cześć dziewczyny Temat śmierci/odchodzenia jest ciężkim tematem, już kiedyś pisałam, że nie boję się tego, że kiedyś umrę ale boję się okrutnie cierpienia, szpitali, tego cierpienia, które towarzyszy umieraniu. Opisujecie różne sytuacje, gasnąca świeca, czy inne dziwne historie, nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam, nawet mimo tego, że jestem osobą wierzącą to moja wiara jest bardzo słaba, zazdroszczę czasami ludziom, że wiara pomaga im przetrwać ciężkie chwile, że wierzą, że jest coś po śmierci, ja tylko chcę wierzyć, że tak jest, wmawiam sobie ale jestem taką realistką, że trudno mi uwierzyć w coś co nie ma naukowego wytłumaczenia. Chciałabym żeby było coś, gdzie czujemy się wtedy lekko, cudownie i bez jakiegokolwiek cierpienia. Ja potraciłam dużo bliskich mi osób, czasami jak jestem w takim totalnym dole to proszę babcię, dziadka żeby mi pomogli tam z góry i z przykrością stwierdzam, że nie czuję ich, choć nasza więź była silna. Każdy wie, że śmierć jest częścią życia, rodzimy się, żyjemy i umieramy ale ogólnie większość ludzi boi się tego choć wie, że nie jest w stanie od tego uciec, nikt nie ucieknie. Chyba nerwica, depresja pogłębiają jeszcze strach przed umieraniem, przynajmniej ja to mam. Na smutno dzisiaj zaczęłam ale takie moje rozkminy w związku ze smutną informacją Milci, mam nadzieję, że trzymasz się jakoś nasza dziewczyno? Nie mam dobrego czasu dziewczyny, tak mnie poniewiera depresja i nerwica, że boję się każdego dnia i nocy. Wszystko mi dokucza, serce, żołądek, kręgosłup, oczy. Złapała nas wszystkich grypa, mąż przywlókł z pracy i padliśmy wszyscy, myślałam, że zejdę z tego świata a płuca wypluje buzią. Dalej nie czuję się dobrze po tej grypie, nie mogę dojść do siebie a i nie ma się co dziwić bo cały czas mam wnuczki, pierw jedna zachorowała na grypę, później już obie chorowały, jedna już zdrowa, druga siedzi ze mną dalej. Nie mam dosłownie przez swoją nerwico-depresję siły opiekować się dziećmi, małe więc trzeba jeszcze przy nich wiele robić a ja mam większość chwil, że siły ani chęci nie mam żeby wstać z łóżka, trudno mi strasznie ale jak człowiek musi to płacze i robi bo nie ma wyjścia. Na prawdę tracę dziewczyny nadzieję, że ja kiedykolwiek będę żyła jako-tako, bo ja nie żyje, ja po prostu zaliczam dzień za dniem a każdemu dniu i nocy towarzyszy ból, strach, lęk i okrutnie złe samopoczucie. Leczę się i wszystko o kant dup.....y, efektów brak, już nie wiem czy ja taka nastawiona na nie ze zrytym beretem, mało kumata, że nie dochodzi do mnie pozytywne myślenie tylko ciągle przytłaczają mnie negatywne, pesymistyczne, katastroficzne myśli, tak się nie da żyć. Rozważam po nowym roku psychologa bo jak tak dalej pójdzie to chyba pierdyknę na zawał albo rzucę się z jakiegoś mostu bo już mi sił na życie brak a myśli negatywne mnie zabijają od wewnątrz. Gdyby nie to, że rodzina mnie ciągnie każdego dnia na powierzchnię, ociera łzy, gładzi po głowie to już by mnie nie było bo cierpienie za duże, stanowczo za duże. Przepraszam was za te smutki ale coraz rzadziej piszę a wylałam takie swoje gorzkie żale. Raczej mało prawdopodobne żebym do świąt do was zajrzała, nie mam ochoty ani siły na to, w święta wyjeżdżam, może to mnie trochę otrzeźwi choć jak zwykle myślę, że będę tylko ciężarem wiecznie smutnym, płaczącym, nie dającym rady ruszyć tyłka żeby gdzieś wyjść i strachem w oczach czy jest gdzieś w pobliżu lekarz, który mi pomoże w razie czegoś, ach te myśli. Zamiast się cieszyć to znowu smutek i lęk, to nie jest normalne ale we mnie nie ma radości, pękła lata temu jak bańka mydlana. Nie gniewajcie się za te smutasy z mojej strony, taka jestem ale z całego serca życzę Wam wszystkim i Waszym rodzinom z okazji Świąt dużo zdrowia, spokoju, miłości, miłych chwil w gronie najbliższych, dużo prezentów od Mikołaja a nam nerwicowcom wreszcie odzyskania spokoju, zdrowia, wolności od nerwicy i depresji i najpiękniejszych chwil na każdy dzień. Wszystkiego najlepszego. Pozdrawiam was dziewczyny bardzo serdecznie.
  8. Dawno nie zaglądałam i miałam się wam wypłakać bo jestem całkowicie w czarnej rozpaczy bez chęci do życia ale po przeczytaniu wpisu Milci nie mam na razie śmiałości użalać się nad swoim losem. Milciu kochana, bardzo współczuję, przyjmij ode mnie najszczersze wyrazy współczucia. Życzę ci dużo siły żebyś przetrwała ten trudny dla ciebie okres. To są ciężkie chwile dla ciebie i rodziny, musi minąć trochę czasu żebyś znowu wróciła do lepszych dni. Każdy mówi czas goi rany, a według mnie rany pozostają na zawsze tylko z czasem się zabliźniają. Przytulam cię bardzo mocno.
  9. Chyba forum umiera. Wchodzę po paru dniach a tu cisza. Nie chcecie się rejestrować?, ozdrowiałyście? to by było super i tego wam życzę bardzo. Trudno się rozpisywać jak taka cisza ale pogadam sobie, nawet gdyby to miał być tylko monolog. Ja też co jakieś parę dni lubiłam tu wejść, ponarzekać, postękać, czy pomagało?, raczej nie ale zawsze to wyrzucenie jakiś kłębiących się wewnątrz emocji, jakieś wyrzucenie gorzkich żali. baskabaska a ja tam mogę brać i do końca życia leki bo chociaż w tym całym moim nieszczęściu nie gnębią mnie okrutne ataki paniki, których strasznie się boję. Dora u mnie też drętwienia rąk, głównie palce, co rusz nimi muszę trzepać, neurolog twierdzi, że od kręgosłupa, raczej to u mnie pewne, bo kręgosłup - stan tragedia. Wiecie jaka ja jestem nieszczęśliwa bo nie mogę szybko, bo wstaje z fotela, łóżka jak jedno wielkie nieszczęście, w żadnym razie nie ma opcji szybko podnieść się i zryw nagły. Jak tak dalej pójdzie to trafię na wózek. Nie odpuszcza mi nic, depresja OKRUTNA mną poniewiera, ja ciągle płaczę, ja nie mam ochoty na nic, najlepiej cały dzień bym leżała. Jak muszę coś zrobić to płaczę jeszcze bardziej. Wszystko mnie przerasta, byle pierdoła do zrobienia jest dla mnie wyczynem. Zaraz wszystkich świętych a tak na prawdę zostałam już sama z mężem do ogarnięcia wszystkich grobów i jak w takim stanie za to się zabrać jak ja z domu boję się wyjść, będę musiała ale wyobrażam sobie ile mnie to będzie kosztowało a później ile dni po będę cierpiała. Od tej cholernej nerwicy, depresji boli mnie wszystko, jestem jedną wielką kupą nieszczęść. Wewnątrz mnie wszystko mi lata, drga, niefajne uczucie, to nerwy, taka ze mnie tragedia. Gdyby nie mój mąż, córka, moje wnusie kochane to nie wiem, czy dalej bym się męczyła na tym świecie ale oni mnie trzymają przy życiu, oni są zawsze i ciągną mnie na tę powierzchnię a ja wciąż nie umiem się wykopać na górę. Dziś na smutno, ostatnio często na smutno ale chcę wierzyć, choć tej wiary mało , oj mało, że kiedyś będzie jeszcze w miarę dobrze. Jeżeli się pali choć mała iskierka to przecież jest nadzieja, że ognisko rozpalimy to ja tej małej iskierki trzymam się, że i we mnie się rozpali ku dobremu. Trzymajcie się dziewczyny.
  10. Cześć dziewczyny, jakieś nowości, musiałam się zarejestrować, nie było problemu bo tu wcześniej nie urzędowałam. Może i dobrze bo skończy się ten bałagan, skończy się likwidowanie ciągle naszych wątków. Co u mnie?, to samo co zawsze i to samo co u koleżanki wyżej nastrój nerwicowo-lękowo-depresyjny a chyba najbardziej to w tej chwili depresyjny. Ciągle coś się u mnie dzieje, nie mam takiej stabilizacji, takiego nicnierobienia. Wiem, że to wszystko z czasem się ustabilizuje ale odkąd tato zachorował, przeprowadzka, sprawy formalne - mnóstwo, ciągle coś. Ja obecnie jestem taka kobieta "upadła" z brakiem chęci na życie całkowicie. Ciągle mnie coś dobija fizycznego. Ja która zawsze byłam szybka teraz jestem ciągle powolna przez swój kręgosłup, chodzenie marne, nie wiem jak to się u mnie skończy. Kiedyś wam pisałam, że mam problem, że czasami tracę wzrok w połowie jednego oka, w końcu po wizycie u okulisty kazała mi iść do neurologa bo to może być coś poważnego. Polazłam choć wiecie jakie jest moje nastawienie do chodzenia po lekarzach, nie cierpię, nienawidzę, wolę paść i niech mnie ratują niż szukać co mi jest. Mąż się wkurzył, zaciągnął mnie do neurologa, powiedziałam, że mam nerwicę silną i zwalałam te utraty wzroku na nerwy, bo się rozdarła jak można z takim objawem tyle czekać, no widać można. Wiedząc, że mam nerwicę ta mnie nastraszyła, że taki objaw może być wynikiem tętniaka, cholera przez tydzień nie umiałam tej myśli ze łba wyrzucić, strach się wkradł. No i kolejny rezonans mnie czeka, właśnie głowy, nigdy w życiu nie robiłam, teraz zobaczymy czy w tej głowie coś mam oby tylko dobre rzeczy a nie coś groźnego. Co rusz dochodzi mi jakaś choroba realna a ja tak się boję chorób, zwłaszcza szpitali, leczenia ach mówię wam nawet mi się pisać nie chce. Lęki trzymają u mnie leki od psychiatry więc w tej kwestii jakoś jestem zabezpieczona ale depresja, ciągłe bóle całego ciała latające od miejsca do miejsca na porządku dziennym, smutek wewnętrzny, strach jak musze gdzieś wyjść, coś załatwić ale jak już wyjdę to jest wszystko dobrze, załatwię, wytrzymam a później odchorowuje. Płaczę ciągle, straciłam całkowicie nadzieję, że się kiedykolwiek z tego wyliżę, że kiedykolwiek będę wolna od swoich strachów, lęków, że kiedykolwiek będę uśmiechnięta, zadowolona i na całkowitym luzie. Ja zawsze lubiłam w niedzielę pojechać z rodzinką do jakiejś fajnej knajpy na obiad, pojeść, pośmiać się, pobyć razem, teraz to dla mnie męczarnia i jak mam jechać to tragedia, jadę ale w takim spięciu i myślę tylko o tym żeby szybko uciec do domu, tragedia mówię wam. Walczcie o siebie dziewczyny, walczcie bo widzę po swojej koleżance, którą złapała nerwica, różne dolegliwości zaczęły ja nachodzić, lęki, bezsenność, strach, od razu zagoniłam ją do psychiatry bo wiem jak się zaczyna nerwica, wiem co z człowiekiem robi. Poszła, dostała leki antydepresyjne, wspierałam jak zaczynała je brać, trudna droga ale do przetrwania i dziewczyna dziś na nowo żyje, na nowo funkcjonuje, wszystkie objawy poszły precz a ja się cieszę, że jest uratowana. Może wróci to za jakiś czas ale na pewno będzie umiała już sobie pomóc. Ja całe życie walczyłam sama ze sobą, nikt mnie nie pokierował, żaden lekarz nie zasugerował, że może to być nerwica, depresja, walczyłam jak umiałam sama ze swoimi demonami, organizm się po latach wyczerpał, psychika zrujnowała, nie potrafię już tego naprawić u siebie i dlatego tak ciężko mi wrócić na właściwą ścieżkę. Dziewczyny ratujcie się póki jest czas, siła w was bo im człowiek starszy ma mniej siły do walki a i z wiekiem dochodzą prawdziwe choroby i organizm coraz słabszy do walki. Życie z nerwicą, lękami, depresją jest drogą przez mękę.
×