Witam. Na początku stycznia przechorowałem dość ciężko covid, byłem 6 dni w szpitalu. Miałem tam codziennie aplikowane zastrzyki przeciwzakrzepowe, co drugi dzień badaną krew. D-dimery w dniu wyjścia ze szpitala wyniosły 670 przy normie <500. Teraz minęło 3 tyg. od wyjścia ze szpitala i od kilku dni zaczęły mnie boleć nogi. Jest to jakby pieczenie pod skórą, szczypanie, jakby mi ktoś punktowo wbijał igły. Ból "przeskakuje" na różne miejsca w nogach, raz czuję to w łydce, raz w stopie, czasami w udach. Mam też wrażenie, że uwidoczniły mi się żyły na nogach i stopach, powstało kilka "pajączków" itp. Jeszcze zanim te bóle się pojawiły zrobiłem badanie krwi. Wyniki ogólnie dobre, poza znowu dimerami. Wyszło 580. Niby tendencja spadkowa, ale ciągle powyżej normy. Miałem teleporadę z lekarzem rodzinnym i zbagatelizował to. Stwierdził, że będę się martwił jak d-dimery wyjdą 1000 lub więcej. W każdym razie usłyszałem, że to może być na tle neurologicznym. Czy przy takim wyniku d-dimerów faktycznie nie ma się czego obawiać? Nogi mnie bolą, ale nie mam innych objawów typu obrzęk, zasinienie, opuchlizna. Trochę poczytałem o zakrzepicy po covidzie i mam obawy.