Witam wszystkich,
no i jestem tu ponownie. kilka dni temu wrocilam z urlopu, na ktorym notabene czulam sie ok az do przedostatniego dnia. zadnego krecenia w glowie, paniki, ze zaraz zemdleje, leku przed smiercia itd. ...az do przedostatniego niestety. dopadlo mnie znowu, a odkad jestem w domu jest znowu gorzej. czuje sie jak na wiecznej karuzeli i ciagle podswiadomie czekam i obserwuje, czy i kiedy sie w koncu zle poczuje. okropienstwo. Jak myslicie, czy to jakas podswiadomosc? taka reakcje organizmu na powrot do domu? i to ciagle zastanawianie sie, czy oby ze mna jest wszystko ok? czy ja przypadkiem nie umieram?...
Nie mam co prawda stwierdzonej nerwicy, ale cos mi sie zdaje, ze ja niestety mam. Lekarz internista i kardiolog, u ktorego bylam przebadal mnie gruntownie i zapewnil, ze z sercem jest wszystko ok i moja zastawka mitralna niby sobie czasem wypada, ale nie stanowi to wiekszego problemu. Wyslal mnie do neurologa, zeby ten sprawdzil skad te moje krecenia w glowie (czuje sie czesto, jak bym stala nad woda, albo siedziala na karuzeli, niby wszystko jest ok a jednak ja czuje, ze nie jest. takie ciagle uczucie bycia na rauszu). Neurolog okazal sie jednak fabryka zwolnien, do ktorej wchodzi sie po 2 osoby na raz. powiedzial, ze sie takimi przypadkami nie zajmuje i wyslal do poradni zdrowia psychicznego.
Tam tez wlasnie zamierzam sie udac i tu moje pytanie prosba - jak myslicie, powinnam sie udac do psychologa czy od razu do psychiatry.
Zapewne macie w tej kwestii swoje doswiadczenia i wieksza orientacje niz ja. Mozna powiedziec, ze jestem poczatkujaca w tej materii ;)
A moze ktos ma jakis kontakt do dobrego specjalisty w tej dziedzinie, Warszawa albo Zyrardow wchodza w gre, bede ogromnie wdzieczna.
pozdrawiam zyczac spokojnego wieczoru :)