Od 2014 roku lekarze nie potrafią wyjaśnić mojego poziomu troponiny T, który jest zmiennie na poziomie 170-280 (gdzie norma jest do 4). W ocenie niektórych powinnam już nie żyć. Gwarantuję, że żyję i mam się całkiem nieźle. Ponadto nie miałam nigdy zawału serca. Czy któryś z lekarzy mógłby mnie pokierować co powinnam jeszcze zrobi skoro nie potrafi się z tym uporać nawet bardzo znany szpital w Warszawie?