Dziękuję za odpowiedź,Mika.Mąż o żadnej terapii nie chce słyszeć.Spróbujemy narazie razem,sami.A jeśli chodzi o moje objawy,rok temu bylo gorzej.Dostałam wtedy ataku duszności,zaczęłam się trząść,twarz paliła ogniem,a tętno waliło jak oszalałe.Pogotowie zastało mnie pod lodowatym prysznicem,zgiętą w pół,modlącą się oto,by Bóg nie odbierał mnie dzieciom.Potem były trzy ciężkie anginy ropne(wszystkie na tle nerwowym),spędziłam około miesiąca prawie nieprzytomna ,z temperaturą 38/39 stopni.I jeszcze to uczucie ,że mój mózg przestaje pracować,że zapadam się w nicość.Aż trafiłam do mojej pani psychiatry,która wyciągnęła mnie z obłędu.Dla dzieci.Więc można wygrać.Zostało mi to tętno i duszności,i obawa,jak będzie w czasie porodu.Maluszek kopie jak oszalały.Tylko to pytanie nie daje mi spokoju,czy można wyleczyć nerwicę do końca?Przecież muszę wychować trzech chłopa na porządnych ludzi,a do do tego potrzeba końskiego zdrowia,a nie znerwicowanej ,słabej kobiety.