Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Gosiakw

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Osiągnięcia Gosiakw

0

Reputacja

  1. Witajcie ponownie, Ponieważ moje dolegliwości nie ustępują, a wręcz się nasiliły, zrobiłam kolejnego holtera. Pobudzeń dodatkowych jest niewiele, ale to co mnie bardzo zaniepokoiło, to krótki epizod częstoskurczu nadkomorowego z bardzo wysokim pulsem (ok. 320), trwający sekundę, którego nawet nie poczułam... Dwa razy w życiu zdarzył mi się kilkusekundowy częstoskurcz i było to straszne uczucie. Miałam nadzieję, że poza tym ich nie mam, a tu okazało się, że mam i nawet o tym nie wiem... Bardzo się teraz boję, że dostanę tego częstoskurczu i samoistnie nie ustąpi... Pamiętam, że kiedyś Alicja pisała, że pojawiły się u niej częstoskurcze. Alicja, mogę zapytać ile ich miałaś w ciągu doby, ile trwały i z jaką częstością rytmu? Czy ktoś inny miewa tu częstoskurcze z tak szybkim rytmem? Powiedzcie proszę, że da się z tym żyć jakiś czas...
  2. Pisałam o przeszłości - teraz psychicznie czuję się znacznie lepiej (mimo że fizycznie gorzej - arytmia zdecydowanie się nasiliła, mam nadzieję, że chwilowo). A z tym zdrowym sercem to w sumie nie wiem jak to jest... Ostatnio powtórzyłam echo (po ok. 4 latach) i o ile w 2012 miałam tylko wiotki płatek zastawki mitralnej, o tyle teraz mam małą niedomykalność trzech zastawek (mitralnej, trójdzielnej i płucnej). Trochę mnie martwi, że tak mi się porobiło w ciągu tych kilku lat i zastanawiam się dlaczego oraz czy takie niedomykalności mogą się cofnąć? Czy ktoś ma takie doświadczenie? Bo że mogą się pogłębić, to wiem, ale to mnie akurat nie pociesza :)
  3. FUTERKO25, dzięki za odpowiedź :) Ja się ablacji nie bałam, bo i tak uważałam, że w każdej chwili mogę umrzeć na serce, więc cokolwiek miałoby mi pomóc - byłam na to gotowa. Ale skoro nie znaleźli źródła arytmii i powiedzieli, żeby się nie przejmować, to stwierdziłam, że chyba nie jest ze mną tak źle jednak :) na 4 lata mnie to uspokoiło, ale teraz mam gorsze objawy, niż jakiekolwiek z tamtego czasu i dlatego znowu mam duży lęk w związku z tym. Co do leków - przyjmuję teraz Betaloc 12,5 i doraźnie propranolol 10 mg, ale ostatnio miałam wrażenie, że właśnie po propranololu na noc mam te dziwne nocne ataki. Ostatnie 2 dni celowo go nie brałam i wczoraj było kiepsko a dziś ok, choć to na razie za krótki czas obserwacji, żeby coś jednoznacznie stwierdzić.
  4. Witajcie :) Czytam ten wątek po troszku od kilku miesięcy i właśnie przebrnęłam przez cały. Na ostatnich stronach zaczęłam się obawiać, że jak w końcu dotrę do współczesnych postów, to okaże się, że wątek zgasł, ale na szczęście nie całkiem :) Czytanie Was ogromnie dużo mi dało przez te kilka miesięcy, przede wszystkim pod kątem radzenia sobie z nerwicą, która również większości z Was towarzyszy przy zaburzeniach rytmu. Moja historia z arytmią zaczęła się 7 lat temu. przez ok. 3 lata miałam skurcze dodatkowe (w niewielkiej ilości - do ok. 200 na holterze, wszystkie zarejestrowane nadkomorowe) oraz silne tachykardie. Chodziłam po różnych lekarzach szukając przyczyny, kończąc u prof. Walczaka, który zaproponował ablację (choć z tego co czytam - to bardzo dziwne przy tak *skąpych* objawach - budziły jednak one mnóstwo lęków i uprzykrzały mi życie). Było to w 2012 roku - zrobiono mi badanie elektrofizjologiczne, ale ogniska arytmii nie wykryto. To, co było interesujące, to fakt, że po podaniu adrenaliny (nie wiem czy Wy też tak mieliście - aby wyzwolić arytmię?) serce zaczęło walić bardzo szybko, ale zatokowo, i przez kolejne kilka - kilkanaście godzin wciąż nie spadł poniżej 100. Jednak lekarze zupełnie się tym nie przejęli i wypuścili mnie z konkluzją, że mam zdrowe serce i muszę nauczyć się żyć ze skurczami. No i tak żyłam przez kolejne 4 lata. Czasem coś tam szarpało, czasem biło szybciej, ale nie zwracałam na to uwagi. Aż do momentu, gdy w listopadzie 2016 miałam kolejny atak bardzo szybkiego pulsu, podczas którego wezwałam karetkę. Zabrano mnie do szpitala z racji trzepotania przedsionków i tam stwierdzono silną nadczynność tarczycy (którą kontroluję od wielu lat i przyjmuję leki, ale nagle coś się zmieniło). Po tygodniu wyszłam, tarczyca już ustabilizowana, ale problemy sercowe wciąż mnie nie opuszczają, choć nie ma już żadnej fizycznej przyczyny. Co najgorsze, do dodatkowych skurczy doszły też jakieś inne dziwne odczucia, nocne wybudzenia z nierówno i szybko bijącym sercem (które po chwili się umiarawia), a nawet kilkusekundowe częstoskurcze, które odczuwam jako bardzo szybki zupełnie inny rytm serca. Nie mam pojęcia co się dzieje i dlaczego (przez kilka lat było dobrze i naprawdę uwierzyłam, że to moja psychika a nie serce była odpowiedzialna za wcześniejsze problemy). Nie wiem właściwie czego oczekuję po napisaniu na forum, ale czułam potrzebę ujawnienia się, po tym jak przez kilka ostatnich miesięcy Was śledziłam :) Pozdrawiam wszystkich serdecznie.
×