Skocz do zawartości
kardiolo.pl

laura96

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Osiągnięcia laura96

0

Reputacja

  1. Avatar LAURA96 2016-07-21, 19:01 Gdybym chciała rozpisać się w szczegółach to zajełoby mi to chyba kilka dni, dlatego postaram się streścić mój *problem* i opowiedzieć o najważniejszych faktach . Od zawsze, od małej dziewczynki marzyłam o rodzinie, zawsze bawilam sie w dom, wyobrazałam sobie jaką będą miałą wspaniała rodzinę, kochającego męza i gromadkę wspaniałych dzieci... Czasem ( pomimo, że to trochę nie rozsądne) zazdrościłam młodym dziewczynom, które były ww ciąży i stawały się matkami - nie mogłam się na nie napatrzeć.... Jak to każda nastolatka miałam kilku chłopaków, i za każdym razem myślałam, że to *ten jedyny*.. W końcu 4 lata temu ( obecnie mam 21 ) wymodliłam sobie chłopaka , w którym zakochałam sie po uszy !! Dojrzały, mądry, czuły , no ideał !!! Jesteśmy razem do tej pory, mieszkamy razem i jesteśmy siebie pewni w 10000 % to naprawde wspaniały chłopak, bardzo wrażliwy, kochający i ufam mu jak nikomu innemu - kocham go strasznie strasznie mocno i nie wyobrażam sobie życia bez niego; myśle, że jesteśmy naprawdę wyjątkową parą ! Pare miesięcy temu przechodziłam kryzys, myślałam, że nie kocham swojego chłopaka i nie chce z nim być, poznałam innego chłopaka , z którym tylko pisałam ( nic wiecej ), ale po pewnym czasie *obudziłam się* i stwierdzilam, że żałuje tego, że zaczełam z nim rozmawiać i urwałam wszystkie kontakty z tamtym chłopakiem.. po paru miesiącach miałam straszne wyrzuty sumienia przed swoim chłopakiem, że nie powiedziałam mu o tym, że pisałam z kimś innym ( chociaż tylko i wyłącznie pisałam ) i tak to sie zaczeło wszystki zbierać... po jakimś czasie powiedziałam chłopakowi o wszystkim, bo za bardzo mnie to męczyło - był taki kochany, powiedział, że mi wybacza i że mnei kocha i mi ufa i żebym przestała się już martwić - byłam wtedy taka szczęsliwa, ale najgorsze jest to że paranoiczne mysli na temat tamtego chlopaka mnie nie opuscily, dlaej czulam sie winna, siedzial w mojej glowie 24 na h, przesladował mnie, chociaz ja juz wtedy wiedzialam ze nie chce nikogo innego oprócz mojego chłopaka ... zbierało się zbierało, ja cały czas się męczyłam ze swoimi myślami i w końcu stało się ze mną coś okropnego - nie mogłam nic jesc, a jak coś jadłam to wymitowałam, spałam całymi dniami, nie mialam chęci do życia i tak po paru dniach wylądowałam z tatą u Pani psychiatry, która stwierdziła u mnie nerwicę ( m.in nerwicę natręctw ) i dostałam tabletki-Nexpram którę biorę do tej pory ( trwa to ok roku ) W tamtym momencie własnie, kiedy miałam ten mega kryzys zaczeły przychodzic do mnie mysli * Czemu Pan Bóg nie wysłuchuje moich próśb ? Modliłam się tak dużo i tak często... MOże on chce zebym została zakonnicą ? * i od tamej pory ta myśl od czasu do czasu też mnie odwiedzała...Moja rodzina jest bardzo religijna i ja też od małego byłam, co niedziela do kościoła, modlitwa itp Na spotkaniu z Pania psycholog stwierdziłą, że jestem bardzo bardzo bardzo wrażliwą osobą, że wszystko biorę do siebie, że wszystkim i wszystkimi się przejmuję i, że jest bardzo mało takich ludzi na świecie... Od tamtej pory minął rok, teraz jest już troche lepiej, może i nawet dużo, bo wtedy to była masakra ( chyba najgorszy okres w moim życiu ) o tamtym chłopaku już wgl nie myślę, jestem pewna , że kocham mojego chłopaka z całego serca i że on mnie też, że nie spotkam lepszego mężczyzny, kandydata na reszte życia - to jest jasne, ale od jakiegoś czasu znowu mnie prześladuje myśl, a może ja powinnam zostać tą zakonnicą ? Przecież ta myśl nie przyszła mi tak o ? Jak widzę zakonnice na ulicy to robi mi się, aż gorąco i totalnie tracę humor... Nie mam nic do zakonnic, uważam, że są odważne decydując się na to, by całe swoje życie powierzyć Bogu i innym ludziom, naprawdę - ogólnie jestem osobą, któa szanuje wszystkich i nie patrzę nigdy na nikogo *z góry* , ale od momentu jak pierwszy raz ta myśl mi weszłą do głowy to mam wrażenie, że sisostry zakonne mnie prześladują... Dużo czytałam w internecie , m.in to że osoby chorujące na nerwice natręctw też czesto mają takie podobne mysli ( ze ktos sobie nakrecil ze powinien zostac ksiedzem albo zakonnica ,chociaz tego nie chce i boi sie ze Bog go do tego zmusza ) Czytalam ze jak ktos ma powolanie do tego zeby zostac ksiedzem albo zakonnica to jest dla niego radosc i szcescie i ze Pan Bóg chce szczescia dla kazdego człowieka i do niczego go nie zmusza ( chociaż jak czytałam świadectwa sióstr i czytałam zdania typu * zawsze chcialam miec meza i dzieci * to wtedy znowu się stresuje , bo przeciez ja caly czas tak twierdze ) . Przeczytałam kiedyś bardzo łądny fragment ( który nie raz dodawał mi otuchy ) *Tym którzy przeżywają kryzysy własnego powołania (pozostawiając na boku przypadki wyborów dokonanych przy wyraźnym braku wolności )warto uświadomić, że ponowne rozeznawanie powołania mające na celu zmianę drogi życia na pewno nie jest postawą wiary. Ponieważ Bóg nie oczekuje od nas odgadywania ukrytych swoich planów wobec naszego życia, w sytuacji kryzysu chodzi raczej o powrót to własnego pierwotnego pragnienia. Bo to na nim zaczęło się budować nasze powołanie. A poczucie frustracji i niespełnienia może być jedynie zaproszeniem do umocnienia zawierzenia Bogu, który na serio traktuje nasze pragnienia.* Cały czas sobie mówie, że od zawsze pragnełam mieć rodzine, dzieci męza, całe życie tego chciałam.. modliłam sie długo o obrcnego chłopaka i go dostałam, a on mnie . Kochamy sie bardzo mocno i ja sobie nie wyobrażam życia bez niego . Przecież Pan Bóg nie chciałby ranić ani mnei ani jego, prawda ? Tłumaczę sobie, że szatan wykorzystuje moją dobroć serca i wrażliwość i mota, żebym tylko nie była szczęliwa i spełniona .. I zebym sie tym nie przejmowała, że skoro jestem pewna ze chce byc z nim i ze chce mieć duża rodzinę to to jest najważniejsze, ze pomagać innym mogę również będąc matką i żoną i że Pan Bóg niczego ode mnei nie wymaga i chce, żebym byłą szczesliwa.. Mówię sobie tak cały czas i naprawdę w to wierze, ale zawsze jest ta myśl gdzieś dalego w głowie, ze a moze jednak powinnam być tą zakonnicą ? ! To jest naprawde okropne uczucie, nie wiem czy to jest spowodowane tą nerwicą, czy cym ale nie umiem żyć w szczęściu a przede wszystkim w spokoju duchowym przez to wszystko... A najgorsze jest to , że jakiś czas temu było wszystko dobrze, byłam szczesliwa i myslalam, że Pan Bóg w koncu wysłuchał moich prósb o to bym przestała sie tak psychicznie meczyc, ale one ostatnio znowu wróciły ... Nie chciałabym, abym kiedyś w przyszłośći gdy będę matką znowu te myśli do mnie powrócą - wtedy bym się chyba załamała.. Miał ktoś z Was podobny problem ??? Myślałam ze sobie poradzę , ale chyba muszę poprosić o pomoc psychoterapeutę
  2. Gdybym chciała rozpisać się w szczegółach to zajełoby mi to chyba kilka dni, dlatego postaram się streścić mój *problem* i opowiedzieć o najważniejszych faktach . Od zawsze, od małej dziewczynki marzyłam o rodzinie, zawsze bawilam sie w dom, wyobrazałam sobie jaką będą miałą wspaniała rodzinę, kochającego męza i gromadkę wspaniałych dzieci... Czasem ( pomimo, że to trochę nie rozsądne) zazdrościłam młodym dziewczynom, które były ww ciąży i stawały się matkami - nie mogłam się na nie napatrzeć.... Jak to każda nastolatka miałam kilku chłopaków, i za każdym razem myślałam, że to *ten jedyny*.. W końcu 4 lata temu ( obecnie mam 21 ) wymodliłam sobie chłopaka , w którym zakochałam sie po uszy !! Dojrzały, mądry, czuły , no ideał !!! Jesteśmy razem do tej pory, mieszkamy razem i jesteśmy siebie pewni w 10000 % to naprawde wspaniały chłopak, bardzo wrażliwy, kochający i ufam mu jak nikomu innemu - kocham go strasznie strasznie mocno i nie wyobrażam sobie życia bez niego; myśle, że jesteśmy naprawdę wyjątkową parą ! Pare miesięcy temu przechodziłam kryzys, myślałam, że nie kocham swojego chłopaka i nie chce z nim być, poznałam innego chłopaka , z którym tylko pisałam ( nic wiecej ), ale po pewnym czasie *obudziłam się* i stwierdzilam, że żałuje tego, że zaczełam z nim rozmawiać i urwałam wszystkie kontakty z tamtym chłopakiem.. po paru miesiącach miałam straszne wyrzuty sumienia przed swoim chłopakiem, że nie powiedziałam mu o tym, że pisałam z kimś innym ( chociaż tylko i wyłącznie pisałam ) i tak to sie zaczeło wszystki zbierać... po jakimś czasie powiedziałam chłopakowi o wszystkim, bo za bardzo mnie to męczyło - był taki kochany, powiedział, że mi wybacza i że mnei kocha i mi ufa i żebym przestała się już martwić - byłam wtedy taka szczęsliwa, ale najgorsze jest to że paranoiczne mysli na temat tamtego chlopaka mnie nie opuscily, dlaej czulam sie winna, siedzial w mojej glowie 24 na h, przesladował mnie, chociaz ja juz wtedy wiedzialam ze nie chce nikogo innego oprócz mojego chłopaka ... zbierało się zbierało, ja cały czas się męczyłam ze swoimi myślami i w końcu stało się ze mną coś okropnego - nie mogłam nic jesc, a jak coś jadłam to wymitowałam, spałam całymi dniami, nie mialam chęci do życia i tak po paru dniach wylądowałam z tatą u Pani psychiatry, która stwierdziła u mnie nerwicę ( m.in nerwicę natręctw ) i dostałam tabletki-Nexpram którę biorę do tej pory ( trwa to ok roku ) W tamtym momencie własnie, kiedy miałam ten mega kryzys zaczeły przychodzic do mnie mysli * Czemu Pan Bóg nie wysłuchuje moich próśb ? Modliłam się tak dużo i tak często... MOże on chce zebym została zakonnicą ? * i od tamej pory ta myśl od czasu do czasu też mnie odwiedzała...Moja rodzina jest bardzo religijna i ja też od małego byłam, co niedziela do kościoła, modlitwa itp Na spotkaniu z Pania psycholog stwierdziłą, że jestem bardzo bardzo bardzo wrażliwą osobą, że wszystko biorę do siebie, że wszystkim i wszystkimi się przejmuję i, że jest bardzo mało takich ludzi na świecie... Od tamtej pory minął rok, teraz jest już troche lepiej, może i nawet dużo, bo wtedy to była masakra ( chyba najgorszy okres w moim życiu ) o tamtym chłopaku już wgl nie myślę, jestem pewna , że kocham mojego chłopaka z całego serca i że on mnie też, że nie spotkam lepszego mężczyzny, kandydata na reszte życia - to jest jasne, ale od jakiegoś czasu znowu mnie prześladuje myśl, a może ja powinnam zostać tą zakonnicą ? Przecież ta myśl nie przyszła mi tak o ? Jak widzę zakonnice na ulicy to robi mi się, aż gorąco i totalnie tracę humor... Nie mam nic do zakonnic, uważam, że są odważne decydując się na to, by całe swoje życie powierzyć Bogu i innym ludziom, naprawdę - ogólnie jestem osobą, któa szanuje wszystkich i nie patrzę nigdy na nikogo *z góry* , ale od momentu jak pierwszy raz ta myśl mi weszłą do głowy to mam wrażenie, że sisostry zakonne mnie prześladują... Dużo czytałam w internecie , m.in to że osoby chorujące na nerwice natręctw też czesto mają takie podobne mysli ( ze ktos sobie nakrecil ze powinien zostac ksiedzem albo zakonnica ,chociaz tego nie chce i boi sie ze Bog go do tego zmusza ) Czytalam ze jak ktos ma powolanie do tego zeby zostac ksiedzem albo zakonnica to jest dla niego radosc i szcescie i ze Pan Bóg chce szczescia dla kazdego człowieka i do niczego go nie zmusza ( chociaż jak czytałam świadectwa sióstr i czytałam zdania typu * zawsze chcialam miec meza i dzieci * to wtedy znowu się stresuje , bo przeciez ja caly czas tak twierdze ) . Przeczytałam kiedyś bardzo łądny fragment ( który nie raz dodawał mi otuchy ) *Tym którzy przeżywają kryzysy własnego powołania (pozostawiając na boku przypadki wyborów dokonanych przy wyraźnym braku wolności )warto uświadomić, że ponowne rozeznawanie powołania mające na celu zmianę drogi życia na pewno nie jest postawą wiary. Ponieważ Bóg nie oczekuje od nas odgadywania ukrytych swoich planów wobec naszego życia, w sytuacji kryzysu chodzi raczej o powrót to własnego pierwotnego pragnienia. Bo to na nim zaczęło się budować nasze powołanie. A poczucie frustracji i niespełnienia może być jedynie zaproszeniem do umocnienia zawierzenia Bogu, który na serio traktuje nasze pragnienia.* Cały czas sobie mówie, że od zawsze pragnełam mieć rodzine, dzieci męza, całe życie tego chciałam.. modliłam sie długo o obrcnego chłopaka i go dostałam, a on mnie . Kochamy sie bardzo mocno i ja sobie nie wyobrażam życia bez niego . Przecież Pan Bóg nie chciałby ranić ani mnei ani jego, prawda ? Tłumaczę sobie, że szatan wykorzystuje moją dobroć serca i wrażliwość i mota, żebym tylko nie była szczęliwa i spełniona .. I zebym sie tym nie przejmowała, że skoro jestem pewna ze chce byc z nim i ze chce mieć duża rodzinę to to jest najważniejsze, ze pomagać innym mogę również będąc matką i żoną i że Pan Bóg niczego ode mnei nie wymaga i chce, żebym byłą szczesliwa.. Mówię sobie tak cały czas i naprawdę w to wierze, ale zawsze jest ta myśl gdzieś dalego w głowie, ze a moze jednak powinnam być tą zakonnicą ? ! To jest naprawde okropne uczucie, nie wiem czy to jest spowodowane tą nerwicą, czy cym ale nie umiem żyć w szczęściu a przede wszystkim w spokoju duchowym przez to wszystko... A najgorsze jest to , że jakiś czas temu było wszystko dobrze, byłam szczesliwa i myslalam, że Pan Bóg w koncu wysłuchał moich prósb o to bym przestała sie tak psychicznie meczyc, ale one ostatnio znowu wróciły ... Nie chciałabym, abym kiedyś w przyszłośći gdy będę matką znowu te myśli do mnie powrócą - wtedy bym się chyba załamała.. Miał ktoś z Was podobny problem ??? Myślałam ze sobie poradzę , ale chyba muszę poprosić o pomoc psychoterapeutę 😞
×