
anetchek
Members-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez anetchek
-
*Musisz żyć mimo złego samopoczucia i ciągle udowadniać podświadomości, że pomimo tego złego samopoczucia żyjesz.* Tylko, że niestety momentami mam wrażenie, że już nie mam siły ani chęci na życie ze złym samopoczuciem. To na szczęście tylko momenty, ale wtedy aż mnie to przeraża, że może przede mną jeszcze wiele lat życia z codziennym złym samopoczuciem na które nic nie można poradzić.
-
Boję się depresji ponieważ ostatnimi czasy uciekam w sen. Przynajmniej tak mi to tłumaczy terapeutka. Ponieważ przeraża mnie złe samopoczucie i czuję się bezradna to zaczynam mieć nienaturalną senność - może to częściowo po lekach, bo oczywiście wszystkie te objawy poranne prowadzą do tego, że biorę lek. Dziś nie wzięłam pramolanu, bo właśnie po nim ostatnio spałam, tylko atarax i chyba jest jeszcze gorzej. Padłam o 10 rano i dopiero teraz ok 13 wylazłam spod koca. Do tego jeszcze serce mi wali jak szalone. Więc bez leku jest źle i z lekiem też źle. Ostatnie 2 miesiące czułam się nawet dość dobrze, a teraz od paru dni jest znów koszmar. Już naprawdę nie wiem jak sobie z tym radzić, jestem wykończona ciągłą walką i zamartwianiem się. Terapeutka mówi, że m. in w tym problem, że ja ciągle ze sobą walczę, ale właśnie boję się, że jak przestanę działać na siłę to już będę tylko spać.
-
Pramolan mam brać doraźnie wtedy jak coś się dzieje. Oryginalnie psychiatra kazał mi 3 razy dziennie, ale potem odstawiłam południowy a następnie wieczorny. Teraz staram się przestać brać ranny, ale po paru dniach mam wrażenie, że jest gorzej i znów do niego wracam. Wiem, że rano się nastawiam, że znów będzie źle (jak zawsze), ale nie umiem się od tego odczepić. Tłumaczę sobie sama, że to głównie moje działanie, a nie reakcja organizmu, ale to niewiele daje. Teraz też i popołudniami i wieczorami zdarzają mi się małe ataki stresu (bardziej niż lęku) - czuję się strasznie spięta i boję się, że popadnę w całkowitą depresję. Intensywnie leczę się od października i zaczynam mieć wrażenie, że to nigdy nie minie...
-
Ja mam największe problemy rano - budzę się i po chwili się zaczyna. Gorąco, zimno, mrówki chodzące po rękach, łaskotanie nóg, szybsze bicie serca itp. Ciężko mi się pozbierać i zacząć normalnie funkcjonować. Potem zwykle się to nieco uspokaja w ciągu dnia, wieczory są często bardzo fajne. Do tego się dołączył idiotyczny lęk przed jedzeniem - tzn mam obawy, że nie dam rady zjeść posiłku. Zwykle zjadam bez problemu, ale lęki wracają przy każdym kolejnym. Biorę Eliceę i doraźnie pramolan (staram się ograniczać, ale nie zawsze się daje). Terapia mam wrażenie, że działa - wylewam morze łez, zawsze po wyjściu czuje się o wiele lepiej, ale co rusz to wraca. Moja terapeutka twierdzi, że większość z tego napędzam sama - stawiam sobie za wysokie wymagania a potem się dręczę że coś się nie uda. Są momenty, że czuję, że idzie ku dobremu, ale czasem jestem na granicy, jestem zmęczona już ciągłą walką o dobre samopoczucie i czasem mam ochotę się temu po prostu poddać, ale boję się że to będzie znaczyło depresję. Za każdym razem jak się gorzej czuję to boję się, że wszystko wraca, że całe leczenie na nic, że znów będzie tak fatalnie jak było. Rzeczywiście sama siebie straszę ale nie mogę się odczepić od tych myśli.
-
Ja mam największe problemy rano - budzę się i po chwili się zaczyna. Gorąco, zimno, mrówki chodzące po rękach, łaskotanie nóg, szybsze bicie serca itp. Ciężko mi się pozbierać i zacząć normalnie funkcjonować. Potem zwykle się to nieco uspokaja w ciągu dnia, wieczory są często bardzo fajne. Do tego się dołączył idiotyczny lęk przed jedzeniem - tzn mam obawy, że nie dam rady zjeść posiłku. Zwykle zjadam bez problemu, ale lęki wracają przy każdym kolejnym. Biorę Eliceę i doraźnie pramolan (staram się ograniczać, ale nie zawsze się daje). Terapia mam wrażenie, że działa - wylewam morze łez, zawsze po wyjściu czuje się o wiele lepiej, ale co rusz to wraca. Moja terapeutka twierdzi, że większość z tego napędzam sama - stawiam sobie za wysokie wymagania a potem się dręczę że coś się nie uda. Są momenty, że czuję, że idzie ku dobremu, ale czasem jestem na granicy, jestem zmęczona już ciągłą walką o dobre samopoczucie i czasem mam ochotę się temu po prostu poddać, ale boję się że to będzie znaczyło depresję. Za każdym razem jak się gorzej czuję to boję się, że wszystko wraca, że całe leczenie na nic, że znów będzie tak fatalnie jak było. Rzeczywiście sama siebie straszę ale nie mogę się odczepić od tych myśli.
-
Ja mam największe problemy rano - budzę się i po chwili się zaczyna. Gorąco, zimno, mrówki chodzące po rękach, łaskotanie nóg, szybsze bicie serca itp. Ciężko mi się pozbierać i zacząć normalnie funkcjonować. Potem zwykle się to nieco uspokaja w ciągu dnia, wieczory są często bardzo fajne. Do tego się dołączył idiotyczny lęk przed jedzeniem - tzn mam obawy, że nie dam rady zjeść posiłku. Zwykle zjadam bez problemu, ale lęki wracają przy każdym kolejnym. Biorę Eliceę i doraźnie pramolan (staram się ograniczać, ale nie zawsze się daje). Terapia mam wrażenie, że działa - wylewam morze łez, zawsze po wyjściu czuje się o wiele lepiej, ale co rusz to wraca. Moja terapeutka twierdzi, że większość z tego napędzam sama - stawiam sobie za wysokie wymagania a potem się dręczę że coś się nie uda. Są momenty, że czuję, że idzie ku dobremu, ale czasem jestem na granicy, jestem zmęczona już ciągłą walką o dobre samopoczucie i czasem mam ochotę się temu po prostu poddać, ale boję się że to będzie znaczyło depresję. Za każdym razem jak się gorzej czuję to boję się, że wszystko wraca, że całe leczenie na nic, że znów będzie tak fatalnie jak było. Rzeczywiście sama siebie straszę ale nie mogę się odczepić od tych myśli.
-
Ja mam największe problemy rano - budzę się i po chwili się zaczyna. Gorąco, zimno, mrówki chodzące po rękach, łaskotanie nóg, szybsze bicie serca itp. Ciężko mi się pozbierać i zacząć normalnie funkcjonować. Potem zwykle się to nieco uspokaja w ciągu dnia, wieczory są często bardzo fajne. Do tego się dołączył idiotyczny lęk przed jedzeniem - tzn mam obawy, że nie dam rady zjeść posiłku. Zwykle zjadam bez problemu, ale lęki wracają przy każdym kolejnym. Biorę Eliceę i doraźnie pramolan (staram się ograniczać, ale nie zawsze się daje). Terapia mam wrażenie, że działa - wylewam morze łez, zawsze po wyjściu czuje się o wiele lepiej, ale co rusz to wraca. Moja terapeutka twierdzi, że większość z tego napędzam sama - stawiam sobie za wysokie wymagania a potem się dręczę że coś się nie uda. Są momenty, że czuję, że idzie ku dobremu, ale czasem jestem na granicy, jestem zmęczona już ciągłą walką o dobre samopoczucie i czasem mam ochotę się temu po prostu poddać, ale boję się że to będzie znaczyło depresję. Za każdym razem jak się gorzej czuję to boję się, że wszystko wraca, że całe leczenie na nic, że znów będzie tak fatalnie jak było. Rzeczywiście sama siebie straszę ale nie mogę się odczepić od tych myśli.
-
Witam wszystkich, Mam nerwicę lękową od wielu już lat. Leczona farmakologicznie, ale po operacji w zeszłym roku zupełnie się posypałam i leki już nie bardzo pomagały. Włączyłam psychoterapię - trwa od 7 miesięcy. Jest momentami o wiele lepiej, pomału ograniczam leki, ale czasem jest taki dzień, że mam wrażenie, że wszystko wróciło, że znów będzie tak strasznie jak było i sama się nakręcam. Pomyślałam, że może dobrze pogadać właśnie na forum z ludźmi, którzy przechodzą to samo. Jak reagujecie na gorsze dni? Potraficie podejść do tego ze spokojem?