Witam
Chciałbym odnieść się do dyskusji i nawiązać kontakt z biegaczami, którzy mieli zawał i nadal biegają. Należę do tej grupy. 6 miesiecy temu miałem zawał serca - STEMI ściany przedniej z NZK podczas lekkiego treningu. Mam wszczepiony stent. W skrócie bym napisał, *że wywróciło mnie czterema kołami do góry i wyłączyła się żarówka*, ale dzięki Bogu otrzymałem natychmiastową pomoc i po rehabilitacji nadal biegam. Biegałem od 2004 roku, do 3000 km rocznie, wcześniej też byłem aktywny fizycznie. Mam za sobą kilkanaście maratonów i wiele innych biegów. Nie było specjalnych przesłanek do zawału; badałem sie regularnie z testem wysiłkowym i badaniem kardiologicznym włącznie.
Obecnie biegam 3-4 razy w tygodniu pokonując jednorazowo 10-20 km, zgodnie z zaleceniami lekarzy w sposób umiarkowany, do tętna 130-135. Czuję się przy tym bardzo dobrze, wręcz doskonale. Badania kontrolne bardzo dobre, echo nie wykazało uszkodzeń serca. Mam sporą ochotę przygotować się do startu w maratonie, oczywiście bez szaleństw i bez nastawienia na *pociskanie*. Celem będzie przebiegnięcie maratonu po przebytym zawale i powrót do swobodnego wysiłku, bez presji o wyniki. Mam jednak odczucie poruszania się w obszarach nie rozpoznanych przez medycynę. Wszyscy podkreślają znaczenie leków oraz umiarkowanego wysiłku z naciskiem na słowo umiarkowany. Co to oznacza dla osoby trenującej amatorsko, jednak regularnie, w ukierunkowany sposób ?
Jakie granice wysiłku założyć, żeby nie było mowy o ryzyku ?
Dlaczego *nie można przeginać z bieganiem*, jeśli jestem do takiego, powiedzmy, ponadprzeciętnego wysiłku przez wiele lat wdrożony ?