Pierwszy atak nerwicy miałam będąc małym wypierdkiem. Jak dobrze pamiętam miałam 7 lat, obudziłam się w nocy i wydawało mi się, że nie mogę oddychać, gula w gardle, nogi jak z waty i panicznie się bałam ale nie mam pojęcia czego, chyba tego, że zaraz umrę. Lekarz rodzinna wypisała mi taki syropek uspokajający melisal. I tak się wszystko zaczęło. Teraz mogę robić cokolwiek, ale i tak wszystko dopada w najmniej odpowiednim momencie. W nocy mam sajgon, budzą się największe demony i zostaje sama ze swoimi myślami. Wmawiam sobie najróżniejsze choroby typu tętniak, rak, zawał chociaż większość badań miałam robione w grudniu w szpitalu psychiatrycznym. Dodam, że jestem po próbie samobójczej bo przeszłam dosyć duże załamanie nerwowe przez to wszystko. Wybieram się od października na studia, ale boję się, że przez te całe zaburzenia nie podołam i zostanie mi szkoła dla bednarzy ;p Od tygodnia mam takie dziwne zawroty głowy co jeszcze bardziej wszystko potęguje. Kiedy już dopada mnie lęk nogi robią się jak z waty, tętno przyspiesza, gorąco się robi jak niechcie, ta okropna gula w gardle i wyobrażenia że zaraz przestanę oddychać i zejdę z tego świata. Staram się żyć normalnie z dnia na dzień, ale są takie dni, że nerwica przejmuje nade mną całkowitą władzę i potrafię cały dzień przeleżeć w łóżku.