Witam
Czytałem wiele postów i jestem cały w strachu.
Wszystko zaczeło się w listopadzie odczuwałem ból przy głębszym wdechu, nei mogłem kaszleć a nawet się wysmarkać przez okropny ból w klatce w okolicy cerca, wtedy też w ten sam dzień w pracy zrobiło mi sie troszke słąbo i pojechałem na punkt tak ekg i doktorka mówi że to nerwobul. Później było tlyko gorzej. Znowu w pracy serce waliło mi jak młotem, do tego czasem odczuwałem jakby sie chwile zatrzymało zamazywało mi się przed oczami i znowu czyłem uderzenie serca i wszystko wracało do normy, po przyjeżdzie do domu i hydroxizinum uspokoiłem się. Dzień po sylwestrze na kacu dostałem ataku znowu serce biło szybko a do tego paka panika i uczucie jakby po rękach chodziły mi mrówki no i drgawki całego ciała, ale sie wtedy wystraszyłem, czuwały wtedy nade mna mama i dziewczyna. Na drudzi dzień czyłem sie strasznie takie dziwne uczucie w okolicy serca. kolejny atak znowu w pracy cała klatk amnie bolała i znowu jazda na punkt, tak ekg i doktorka mów ze jestem znerwicowany i ciśnienie mam spore(140-88-115) dostałem jakies proszki na uspokojenie i do pracy. Kolejny atak dostałem dzisiaj o 3(2 luty) w nocy obudziło mnie uczucie zimna, później gorąca i serce biło jak młotem wypiłem dwa hydroxyzinum i po 40 minutach w miare się uspokoiło.
W między czasie odwiedziłem dwóch kardiologów jeden powiedziałe że za mało piję wody a echo jest-ok i badanie krwi też-ok
Kolejny na echu nic nie widzi mam na zastawce mitralnej i trójdzielnej ślad fali zwrotnej i mam u niego holter umówiony i mam jeszcze zrobić TSH i jonogram
Doktor ogólny zapisał mi perezyne i tez cos na nerwy zgania.
Dodam jeszcze że czasem mam dziwne uczucie na lewej ręce, czasem w nadgastku albo całej ręce, ucisk na klatce, pocenie się, ukłucie serca.
Jednym słowem walka cały czas, walcze z samym soba wydaje mi sie że mam zawał, lub umieram, przyznam że powoli zatracam się w tym.