Witajcie.
Trafiłam na to forum przypadkiem i od jakiegoś czasu czytam Wasze posty. Walczę z tym samym co Wy...
Jestem po rozwodzie, ale mam teraz fajne, poukładane, stabilne życie, odpowiedzialnego narzeczonego i żadnych większych zmartwień. Mimo to od jakiegoś czasu wszystko wróciło. Schizy, że się przewrócę, zemdleję, umrę. Że się nie obudzę. Poczucie bezsensu. Kołatanie serca. Dzisiaj doszedł ból głowy w okolicach skroni i czoła.
Wróciłam właśnie od kardiologa, który nie stwierdził żadnych niepokojących zmian w EKG. Założył mi jeszcze holtera, jutro mam się zgłosić ponownie.
Zawsze byłam wesołą dziewczyną. Od kiedy zrezygnowałam z pracy, tylko leżę i myślę o chorobach. Za dwa miesiące podchodzimy do in-vitro, a ja nie mam sił się cieszyć. Nic mnie w sumie nie cieszy, nawet moje ukochane koty...
Pomóżcie...