Skocz do zawartości
kardiolo.pl

DorotaD86

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez DorotaD86

  1. DorotaD86

    Po ablacji

    Ponieważ jestem *nowa* na tym forum witam wszystkich bardzo serdecznie. Przed moją ablacją czytałam sporo Waszych wypowiedzi i pomogło mi to w podjęciu decyzji o ablacji, dlatego postanowiłam podzielić się swoimi doświadczeniami. Migotanie przedsionków pojawiło się u mnie po raz pierwszy w marcu 2012 r i tak mnie to wystraszyło, że lądowałam na SORze trzy dni z rzędu, czwartym razem już nie pojechałam - tabletki i potas można brać w domu. A w szpitalu tylko marudzili że mam nie panikować bo jak się denerwuję to nie mogą umiarowić. Ale to tylko migacze wiedzą jaki lęk temu towarzyszy. Najpierw napady były sporadyczne, później pojawiały się coraz częściej rujnując codzienne życie. Musiałam ograniczyć współżycie z mężem bo po stosunku zawsze był napad migotania, później doszły spacery z psem, obfitsze jedzenie, stres w pracy, lampka wina, aż wreszcie zaczęło mnie budzić nawet w nocy. Dalej nie mogłam tak żyć i podziwiam tych, którzy męczą się kilka lat. Oczywiście żaden holter nigdy nic nie wykazał, a pani doktor nie wierzyła że ja czuję migotanie i kazała mi jeździć za każdym razem do szpitala żeby mieć potwierdzenie w wypisie i próbowała zniechęcić mnie do ablacji opowiadając o strasznych powikłaniach. Dopiero inny kardiolog podczas zastępstwa zakwalifikował mnie do zabiegu i skierował do lekarza, który po szkoleniu w Niemczech miał zacząć wykonywać krioablację w zielonogórskim szpitalu i zbierał chętnych pacjentów. I tak w listopadzie trafiłam do kardiologa Piotra Andersa, który próbował przeforsować wykonywanie krioablacji balonowej w całkowitym znieczuleniu (głębokiej sedacji), a ja miałam być pierwszą pacjentką. Może więc sobie wyobrazić mój strach, tym bardziej że na podjęcie decyzji miałam tylko kilka dni - zabieg miał być już w grudniu…. Dzisiaj 25 grudnia jestem trzy dni po ablacji, o której nic Wam nie napiszę bo całą przespałam i to było wspaniałe. Obudziłam się bez migotania w świetnej formie, z małym szwem pod plastrem na nodze. Z początku miałam okropny ból głowy, zawroty i bolało mnie pod mostkiem (lekarz wyjaśnił, że po potraktowaniu czterech żył płucnych temperaturą minus 50 stopni to normalne i że niedługo przejdzie). Do dzisiaj żadnego migotania, nawet prawie nie czuję serca, a kiedyś mogłam policzyć każdy skurcz. Taki zabieg mogę polecić każdemu - życie bez migotania warte jest każdego poświęcenia. Pozdrawiam, a z okazji Świąt życzę wszystkim zdrowia - bez migotania. Dorota
×