Jestem miesiąc po ablacji. Zabieg miałam w Łodzi. Często czytałam wpisy na forum i wiele historii było podobnych do mojej. Teraz mogę z powodzeniem napisać, że polecam *z całego zdrowego serca* ten zabieg.
Miałam w życiu tylko dwa ataki częstoskurczu nadkomorowego ok. 200-220, zawsze kończyło się w szpitalu. Oczywiście prawie codziennie odczuwałam *potykania się* i inne niesympatyczne odczucia arytmii, mimo branych leków (nebivolek, 5 mg). Trzech różnych lekarzy zdecydowanie zaleciło mi ablację. Zabieg trwał godzinę. Najmniej przyjemne było wejście w pachwinę, która jeszcze mnie trochę pobolewa. Ale serce chodzi już prawie idealnie. Kwartał po zabiegu można jeszcze odczuwać lekkie arytmie, ale zasadniczo w niczym to nie przeszkadza.
Bardzo poprawiło mi się nastawienie psychiczne. Nie obawiam się już, że w sumie w każdej chwili może złapać mnie atak.
Jeśli ktoś chciałby porozmawiać i otrzymać wiele słów pokrzepienia, podaję maila ana6@interia.pl :-)