Hej kochani
Ja w tej kwestii jestem juz weteranką.
Wydawało mi sie ,ze przez te wszystkie lata,w których Przerabiałam duszenia,dławienia,kołatania serca,hiperwentylacje,skurcze nic mnie juz nie zdziwi.
Znerwicowany człowiek nawet z czasem nie nabiera pełnej odporności na swoje objawy.
Wystarczy,ze odczuje coś nowego,czego wcześniej nie miał,to znów sie zaczyna to samo szaleństwo.
I przymus wyjaśnienia tego ,a zarazem strach co to bedzie?!,czytanie ,i wiadomo najgorsze skojarzenia i wszechogarniający lek !!!!!!!!!
Oczywiscie tez wcześniej czesto nawiedzalam lekarzy laryngologa,kardiologa,neurologa,endokrynologa.
Rozne badania,w tym ponad rok temu rezonans głowy, eeg.
Jedynie bagatelizowalam objawy mogące byc od kręgosłupa typu bole szyi,karku,reki,nadgarstka,barku,skupiając sie na tych duszeniach.
Mam zwyczaj spać i podpieram sie na lewej ręce,oraz duzo czynnosci np. Takich jak odkurzanie,czy podnoszenie czegoś tez nią wykonuje.
Wcześniej zaczęła mi ona drętwiec w nocy,i okresowo odczuwalam bol nadgarstka,ale przeszło.
Zawsze ta lewa strona była bardziej przeciążona.
W moim życiu ciagle było duzo stresu,wiec miałam co przeżywać ,i chyba juz nie umiem sie nie denerwować.
Jesli realnie nie mam czym ,to wystarczy blachostka,zeby mnie zdołować.
Najlepiej wspominam okres ,w ktorym brałam seroxat lub efectiner.
Czułam sie wreszcie normalnie,bo wszystkie objawy odpuściły.
Uznając,ze juz jest dobrze odstawilam,i wszystko powoli zaczęło wracać.
Chcąc jeszcze zajść w ciaze męczylam sie jednak wiele lat na żywca.
Rok temu ze względu na moja niepełnosprawna córkę przeprowadziłam sie do Szwecji.
Duze zmiany.
Inny kraj,inne środowisko.
4 mce temu byłam w ciazy,ale w 10 tyg okazało sie ,ze ciaza obumarla.
3 krotne próby poronienia farmakologicznego skończyły sie jednak zabiegiem.
Wydawało mi sie ,ze nawet niezłe to znioslam,ale coś mi mówiło,ze dopiero pózniej odbije sie na mnie to co sie stało.
Ja tak mam wszystko z opóźnionym zapłonem.
Kilka razy obudziłam sie ze sztywnym ,i bolącym karkiem,pózniej w nocy strasznie rwacy bol całej lewej reki( od barku do dłoni).
Najgorzej na leżąco.
Musiałam wstawać i chodzić,i trzymać rękę w gorze.
Nic nie pomagało,żadne przeciwbólowe,ani maści.
W dzien było troche lepiej.
Tak trzymało mnie ponad tydzien,i powoli przeszło.
To było przed zabiegiem.
Myślałam: zator żylny,zapalenie żył,ale chyba nie ,bo ręka nie była spuchnieta,ani sina.
Raczej wyglądało to na nerwobol.
Po tym zabiegu,mimo,iz wszystko było ok ,to ogólnie czuje jak by mój organizm był bardzo osłabiony fizycznie i psychicznie,czego nic wcześniej nie zapowiadało.
Czuje wyraźne objawy cięższej depresji,a w tej kwestii mam naprawdę duże doświadczenie.
Od kilku miesięcy towarzyszy mi uogólniony stały lek,a oprócz tego teraz dołączyły sie mega ataki paniki.
Smutek , i poczucie ciągłego zagrożenia .
Nawet jesli nic złego sie nie dzieje,to nie moge sie cieszyć,czy wyluzować ,tylko nieustannie jestem w napięciu .
Byle blachostka jest w stanie mnie zdołować.
I właśnie od miesiaca odczuwam nowe ,doprowadzające mnie do strasznej paniki objawy.
Mam tak,ze nagle czuje jakby moja lewa ręka zaczęła sie trzesc.
Nie widać tego,ale ja to czuje,przy tym mam szybkie bicie serca taka arytmie, i wrazenie,ze w tym momencie ta ręka jest słabsza ,potem zaczyna to przechodzić na druga rękę i nawet nogi wtedy czuje jak z waty.
Na koniec wewnętrzne rozkolatanie i wiecie co dalej gonitwa kiepskich myśli i mega panika.
Wystarczy mało stresująca sytuacja np mniej przyjemna rozmowa z mężem,a jest on od zawsze cholerykiem , i powinnam sie do tego juz przyzwyczaić,czy inny dyskomfort i zaczyna sie ten atak.
Ostatnio złapało mnie to na zakupach w supermarkecie.
Bałam sie ,ze stracę kontrole nad sytuacja.
Myśle tylko o tych atakach,boje sie nawet czytać o poważnych chorobach.
Czuje sie całkiem *rozmontowania* jak główny bohater * Dnia świra *.
Niby poprawiły sie moje warunki bytowe,bo mam większe możliwości w rożnych dziedzinach zycia,a ja obezwladniona wszechogarniającym lekiem wyczekuje ataków.