Skocz do zawartości
kardiolo.pl

caroline85

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Osiągnięcia caroline85

0

Reputacja

  1. Witajcie, znalazłam ten wątek i chciałabym też przedstawić swoją historię....we wrześniu 2014 po holterze okazało się, że mam częstoskurcz nadkomorowy (który powstał przez brana rok czasu silne leki na wzwc...jestem już zdrowa). Obecnie biorę 2x dziennie SotaHexal80 po pół tabletki. Ablacja wyznaczona na 1 kwietnia (prima aprilis, fajnie, nie? ). Początki były trudne...ekg w normie, ciśnienie też....w sumie nadal tak jest. Raz karetką zabrano mnie do szpitala na moją prośbę (nic nie znaleziono), drugi raz sama pojechałam (też nic...). Lekarze tak samo myślą cały czas.....w czerwcu ślub, w połowie lutego zaczęłam pracę i uznali że to wina ataków, dostałam procha uspokajającego i po 4h do domu (miałam niski potas....kroplówka). Po kilku dniach okazało się że mam zapalenie oskrzeli, okazało się że leki zaburzają działanie sotahexalu...wiecznie coś. Właśnie skończyłam leki...(Zatoxin za zatoki odstawiłam bo źle się czułam). Dzisiaj mam wizytę u rodzinnej.....zobaczymy co dalej. A w szpitalu powiedziano mi krótko...termin ablacji mam, więc muszę wrócić do pracy i cierpliwie czekać na swoją kolej bo nic nie mogą zrobić więcej, Tak więc pamiętając Wasze posty - standard. Trochę brak mi już sił....ale zrobię wszystko by być zdrowa....w końcu zaraz ślub, muszę być w 100% zdrowa :). Niewiem czy się boję ablacji....trochę chyba tak, ale nie ma innego wyboru. A co mogą powiedzieć i uspokoić mnie nieco Ci, którzy są po zabiegu? Z góry dziękuję i życzę mnóstwo zdrowia!
  2. Witajcie, znalazłam ten wątek i chciałabym też przedstawić swoją historię....we wrześniu 2014 po holterze okazało się, że mam częstoskurcz nadkomorowy (który powstał przez brana rok czasu silne leki na wzwc...jestem już zdrowa). Obecnie biorę 2x dziennie SotaHexal80 po pół tabletki. Ablacja wyznaczona na 1 kwietnia (prima aprilis, fajnie, nie? ). Początki były trudne...ekg w normie, ciśnienie też....w sumie nadal tak jest. Raz karetką zabrano mnie do szpitala na moją prośbę (nic nie znaleziono), drugi raz sama pojechałam (też nic...). Lekarze tak samo myślą cały czas.....w czerwcu ślub, w połowie lutego zaczęłam pracę i uznali że to wina ataków, dostałam procha uspokajającego i po 4h do domu (miałam niski potas....kroplówka). Po kilku dniach okazało się że mam zapalenie oskrzeli, okazało się że leki zaburzają działanie sotahexalu...wiecznie coś. Właśnie skończyłam leki...(Zatoxin za zatoki odstawiłam bo źle się czułam). Dzisiaj mam wizytę u rodzinnej.....zobaczymy co dalej. A w szpitalu powiedziano mi krótko...termin ablacji mam, więc muszę wrócić do pracy i cierpliwie czekać na swoją kolej bo nic nie mogą zrobić więcej, Tak więc pamiętając Wasze posty - standard. Trochę brak mi już sił....ale zrobię wszystko by być zdrowa....w końcu zaraz ślub, muszę być w 100% zdrowa :). Niewiem czy się boję ablacji....trochę chyba tak, ale nie ma innego wyboru. A co mogą powiedzieć i uspokoić mnie nieco Ci, którzy są po zabiegu? Z góry dziękuję i życzę mnóstwo zdrowia!
×