Witajcie, miło widzieć posty z 2015 r. *przyszłam tu do was* ze swoim problem.. już sobie nie radzę, pisząc ten post mam wrażenie,że zaraz się rozpłaczę.. z nerwicą-tak przynajmniej mi się wydaję walczę od maja 2012, w sierpniu 2011 pochowałam babcię-osobę która mnie wychowała, nigdy nie okazywałam jej uczuć mimo,że dawała mi serce na tacy, jak ją straciłam to doceniłam i zaczęłam tęsknić.. w listopadzie 2011 poroniłam upragnione dziecku w około 8 tygodniu, w grudniu 2011 dowiedziałam się,że mój narzeczony spotyka się potajemnie z inną.. w kwietniu 2012 pochowałam dziadka który również mnie wychowywał , no i problemy moje zaczęły się w maju 2012.. tyle się u mnie wydarzyło w niespełna rok, do tego dwie przeprowadzki,kłótnie i awantury z byłym.. maj był ciężki pojawiły się pierwsze objawy w postaci szybkiego bicia serca i pulsu -120 na minute. pojechałam do lekarza rodzinnego tam zrobiono mi ekg i nic tam nie wykazało. w ten sam dzień poczułam się gorzej tzn, znowu szybkie bicie serca, pojechałam do szpitala zrobiono mi tam ekg i morfologie, ekg znowu wyszło ok, a morfologia wskazała na anemie-brak potasu i żelaza we krwi. przepisano mi żelazo i potas, łykałam to jakiś czas i serce się troszkę uspokoiło, ale pojawiły się inne dolegliwości w postaci szybkiego męczenia się np.wejście po schodach na pierwsze piętro to był duży wysiłek-dodam,że mam 21 lat i jestem szczupłą osobą.. . kolejny objaw to drżenie całego ciała, szłam wtedy do toalety-byłam sama .. siadałam na kibelku bo czułam potrzebę ,odkręcałam wodę i moczyłam ręce i buzię. bałam się iść spać, miałam wrażenie,że serce wyskoczy mi z piersi, w grudniu 2011 zaszłam w ciążę , w styczniu 2012 kolejny pogrzeb w rodzinie.. ciagły stres i nerwy, doszedł stres czy znów nie poronie-chore myśli i lęk paraliżował mnie, w około 6-7 miesiącu ciąży wybrałam się do kardiologa z myślą,że to on znajdzie przyczyne tego wszystkiego.. jednak nie- echo serca, ekg -wzorowe. Nic nadzwyczajnego, miałam też holter a tam wynik najwyższy to cos około 150 uderzeń na minutę, oraz nad ranem wynik około 50 na minutę. wyrywałam się ze snu.. tak jakbym się czegoś przestraszyła , miewałam zmory senne (chyba tak to się nazywa-chcesz krzyknąć a nie możesz, czujesz że nie możesz się ruszyć). Kardiolog nic mi nie zapisał, bo z moim sercem wszystko było ok. z czasem dochodziły kolejne objawy -prawie zawsze zimne stopy, coraz dłuższe ataki, no i i najgorsze- nagłe przyspieszenie serca, takie jak ktoś Was przestraszy - czegoś nagle się zaczynacie bać, serce wtedy bije tak dosadnie, mocno i szybko nie umiem tego inaczej nazwać. To coś w gardle, ostatnio doszło uczucie kłucia w lewej piersi.. i agresja, mam 17 miesięczną córeczkę, wychodzą jej ząbki , a ja nie mam siły jej przytulić tylko najchętniej bym na nia krzyczała.. chciałabym ciszy i osoby której moge się wyżalić i przytulić-tak by czuć się bezpiecznie.. a moim narzeczonym nie mam wsparcia-pochodzimy z dwóch innych światów, wedlug niego podczas ataku powinnam się położyć i próbować zasnąć.. gdyby to było takie proste.. często mam myśli,że zaraz umrę, albo będę mieć zawał.. nie wiem co robić, ciągle o tym myśle, a myśl mnie paraliżuje. boję się jeździc autobusem ,tramwajem. bezpiecznie czuję się w toalecie.. to głupie-wiem. Nie mam pomysłu jak sobie pomóc.. myśl o lekarzach przyprawia mnie o zawał.. gdy mam iść do lekarza dostaje czerwonych plam na klatce piersiowej, czuję jakbym miała zemdleć, i serce zaczyna szybciej bić, czasem biorę leki na uspokojenie-validol i valused, one pomagają na serce i się wyciszam, ale na myśli nic mi nie pomaga, czasem jak czymś zajmę głowę to o tym nie myślę -ale to jest rzadko. Boję się jechać z rodziną na wakacje, bo nie wiem czy znów nie dostanę ataku, boję się ,ze nie będzie obok szpitala-taka głupia świadomość.. nie wiem co robić, chce mi się płakać, nie mam prawie apetytu, niby na co dzień jestem uśmiechnięta i wesoła, ludzie myślą,że nie mam problemów..a ja tak panicznie się boję,że cos mi się stanie, że będę musiała jechać do szpitala,że będę mieć zawał lub zaraz umrę, bezpośrednio po cc miałam aż 182 uderzenia na minutę.. nie wiem czy to stres czy co, czy to wszystko co wam opisałam to nerwica? ma ktoś jaką rade? co robić? jak sobie pomóc..? prosze pomóżcie.. mam tylko 21 lat, straciłam już wiele osób.. rodziców, dziecko, dziadków, wuja- osoby z którymi mieszkałam, w mojej rodzinie czesto są wypadki, szpitale itd. boję się wszystkiego, boję sie o nich i boję się o swoje serce. czy to według was jest nerwica?
jestem z Łodzi.. potrzebuję pomocy.. dopiero zaczynam się do tego wszystkiego przyznawać.. do tego co mi jest.. prosze o pomoc..
pozdrawiam i przepraszam za tak wyczerpującą wiadomość, może będzie się komuś chciało to czytać.