Witam Wszystkich. Miałem nerwicę dwa lata. W skrócie: Lęki, strach że zaraz umrę i do tego różne dolegliwości, bóle, kręcenie w głowie, bezsenność. Z tej nerwicy da się wyjść Nie wierzyłem a jednak! Chodziłem na terapię, czytałem różne artykuły ( najczęściej w internecie ) lecz po jakimś czasie zauważyłem że pierwszym i najważniejszym krokiem do zwalczenia tego cholerstwa jest jakby zatopienie się w tym lęku, doprowadzenie do tego aby ten lęk mnie całego wypełnił. Trwałem w tym stanie, nie starałem się myśleć o niczym innym po prostu żyłem tą chwilą. Na początku było trudno. Panikowałem. Na kolejnych etapach też. Miałem lęk przed lękiem. Koszmar. Myślałem, ze zwariuję. A jednak mimo przekonania ze już po mnie stwierdziłem że lęk słabnie. Nie chodzi tu o przyzwyczajenie do tego stanu paniki. Przestałem się bać. Analizowałem to i po jakimś czasie stłumiłem lęki. Wyciszyłem się wmawiając sobie ze to już było teraz będzie tak samo. Chłopie miałem gorsze chwile i czułeś się dużo gorzej. Rozpisałem się ale to dla dobra tych którzy nie wierzą już w pełne wyzdrowienie. W razie pytań jestem do dyspozycji. Będę przeglądał forum o nerwicy co jakiś czas. Pozdrawiam :)