Witam wszystkich! Kilka razy zdarzyło mi się zajrzeć na to forum oczywiście w momencie poszukiwania nowych chorób/objawów/skutków ubocznych zażywanych leków itd... wszystko za sprawą nerwicy z którą borykam się już od kilku dobrych lat. Zaczęło się w wieku 22 lat po długotrwałym stresie związanym ze studiami, kłótniami z rodzicami i byłym chłopakiem. Pewnego dnia poczułam się dziwnie, jakiś wewnętrzny lęk/niepokój, kołatanie serca niewiadomo skąd, miałam wrażenie, że nie mogę oddychać i zaraz padnę. Wylądowałam na pogotowiu, dostałam lek uspokajający i wszystko przeszło. Następnego dnia wszystko wróciło od nowa... byłam ciągle zmęczona, ten lęk paraliżował mnie, wolałam siedzieć w domu, ciągle musiałam być przy kimś bo bałam się, że jak będę sama to coś mi się stanie... Tak trwało to kilka miesięcy, aż w końcu zaszłam w ciążę - była dość nieplanowana, bałam się reakcji rodziców i stres z tym związany strasznie nasilił objawy, nie wiedziałam co się ze mną dzieje - zawroty głowy, problemy z oddychaniem, serce walące jak oszalałe. Przy jednej z wizyt u mojej ginekolog, zauważyła, że ewidentnie borykam się z depresją albo nerwicą i natychmiast wysłała mnie do psychiatry. Ten przepisał mi Asertin i Hydroxyzine, oczywiście Asertinu nie wzięłam nigdy bo bałam się o dziecko. Stosowałam Hydroxyzine kiedy dopadał mnie lęk, oczywiście w jak najmniejszych dawkach żeby nie szkodzić maluszkowi. POMAGAŁO! Byłam senna ale przynajmniej nie miałam lęków, potem stopniowo zaczęłam stosować ją coraz rzadziej, zastąpiłam ją mieszanką ziołową która zaczęli mi podawać w szpitalu, dostałam końską dawkę magnezu dla kobiet w ciąży i pomału ataki wracały coraz rzadziej, W między czasie pogodziłam się z rodzicami, ucieszyli się, że będą dziadkami (takiej reakcji się nie spodziewałam, obawiałam się że się ode mnie odwrócą). Przy całym tym trudnym dla mnie okresie był ze mną mój mąż - Przemek (zresztą do dziś jest fantastycznym mężem i ojcem i zawsze mnie wspiera) Kiedy urodził się Kacper byłam przeszczęśliwa, że mam małego szkraba i że wreszcie uporałam się z nerwicą! Sielanka trwała ponad rok ale oprócz spokoju, przy Kacprze zaczęliśmy mieć coraz więcej stresu bo przy płaczu miał straszne bezdechy od urodzenia (poród spowodował lekkie niedotlenienie). Z wiekiem zaczął tracić przytomność przy płaczu, wylądowalismy w szpitalu - okazało sie, że ma padaczkę - załamałam się ale bardzo szybko O DZIWO! zebrałam się do kupy i normalnie z tym żyłam... do czasu. Długotrwały stres spowodował nawrót nerwicy - co prawda rzadziej ale jednak znów czasami odczuwałam panikę. Pomógł magnez, kwasy omega i zdrowy tryb życia. Niestety nie na długo... w tamtym roku dokładnie we wrześniu dowiedziałam się, że mój tata jest ciężko chory, moja psychika nie wytrzymała już tego. Nerwica pojawiła się w postaci napadów lęku, biegunek i mdłości trwających nawet tydzień, do tego ciągłe osłabienie, nogi jak z waty, zero siły na nic, nie miałam ochoty rano wstawać z łóżka żeby wyjść z domu, wymioty, kołatanie serca. Po 3 miesiącach męczarni wylądowałam u psychiatry - przepisał mi sympramol. Zaczęłam go brać 2 razy dziennie i po jakichś 2 miesiącach poczułam że żyję, miałam siłę biegać na uczelnie, na spacerki z synkiem, na zakupy. Było super! Niestety po jakimś czasie zaczęłam odczuwać skutki uboczne, ciaglę chciało mi się spać, byłam baardzo słaba, miałam niskie ciśnienie. Od tygodnia zaczęłam zmieniać dawkę na 1 tabletkę przed snem, pojawiły się straszne zawroty głowy bóle głowy, jużsama nie wiem co mam robić. Jutro mam wizytę u psychiatry i nie chcę kolejnych prochów. Muszę normalnie funkcjonować - mam dziecko, studia, dom na głowie. Chcę mieć siłę na siłownię po zajęciach czy spacer z dzieckiem a dziś np. ciężko mi było dojść do przedszkola z dzieckiem bo słabo/niedobrze itd. Czy ktoś z Was spotkał się z takim działaniem sympramolu? Też Wam nie pomógł do końca wyjśćz nerwicy? AAAA i oprócz zawrotów głowy, mam bóle odcinku szyjnego kręgosłupa, strasznie sztywny kark a głowa jest tak ciężka że lata mi na wszystkie strony. Czy to normalne przy nerwicy?? Dziękuję za odpowiedź... ale sięrozpisałam... Pozdrawiam wszystkich nerwusków!