Witam wszystkich
Jestem po operacji przełożenia wielkich pni tętniczych w wieku 3 lat w Holandii. Obecnie mam 29 lat. Czytałam Wasze komentarze i postanowiłam zarejestrować się, bo jak się okazuje, jest nas sporo :)
Zastanawiam się, choć sporo na ten temat czytałam, czy logiczną konsekwencją takich inwazyjnych operacji na otwartym sercu z wrodzona wadą są poźniejsze powikłania. Czy nie można temu zapobiec?
Ja np. mam arytmię, niedomykalność każdej zastawki, zwężenie tętnicy płucnej i niewielką ilość płynu w worku osierdziowym. Poza tym puchną mi palce stóp, lato to najuciążliwsza z pór roku, czasem miewam duszności i bóle.
Czekam na dzień w którym zacznę wymiotować po każdej łyżce jedzenia (a tak było podobno przed operacją) i zacznę sinieć. :/
Czy Wasi lekarze proponują Wam jakieś dodatkowe rozwiązania, leki, rehabilitację, cokolwiek? Bo mi nie chcieli wszczepić stentów, mimo że rozważali to, ale na myśleniu się skończyło...
Jeszcze raz witam i pozdrawiam.